Miłość rządzi się własnymi prawami

918 39 70
                                    

* * * 
Draco 

Dochodziła dziewiętnasta, gdy w końcu zamknął teczkę, której miał nadzieję nie otwierać już nigdy w życiu. Rozejrzał się po dość dużym gabinecie, który anektował od dwóch miesięcy.

W końcu udało się namówić Granger do przeniesienia na stałe z Los Angeles do zimnego Londynu. Nie dlatego, że po prostu miał bliżej do pracy, zresztą ona też, ale dlatego, że czuł, że musi tu być.

Na tym samym kawałku ziemi, co Hope.

Poza tym przecież ani Granger, ani ich córki już nic nie łączyło z Ameryką, oprócz Colemana, ale ten zajęty swoją nową narzeczoną jakoś się nie kwapił do zatrzymania byłej żony na tamtym kontynencie.

Całe szczęście, bo musiałby go inaczej zabić.

– Draco?

Och, Merlinie, uwielbiał sposób, w jaki wymawiała jego imię. Niemal szeptem, ale na tyle głośno, by słyszał.

Odwrócił się na obrotowym skórzanym fotelu, z dłońmi splecionymi za głową w wyrazie całkowitego rozluźnienia, by jakoś ukryć stres, który towarzyszył mu od nocy, w czasie której przyśnił mu się Dołohow.

– Co tam, mała? – Uniósł jedną brew, co zawsze działało jak najlepszy afrodyzjak na stojącą przed nim kobietę, opartą ramieniem o futrynę, z ciałem skrytym pod dość luźną koszulą i legginsami.

– Siedzisz tu od kilku godzin. Jakaś trudna misja? – Odgarnęła pukiel włosów za ucho.

No i co miał powiedzieć? 

Od ponad tygodnia nie był w Ministerstwie. Łaził po Hogwarcie pod przykrywką sprawdzania, czy któryś z uczniów nie zamierza zagłębiać się w Czarną Magię, a tak naprawdę obserwował Greena.

Opuścił ręce, gdy Granger ruszyła w jego kierunku. Nagie stopy stawiała jedna za drugą, przez co przeszło mu na myśl, że całą swoją osobą pod każdym względem przebija wszystkie modelki świata razem wzięte.

Była, kurwa, idealna.

I jego. 

Tylko jego.

Na zawsze.

Rozchylił nogi, pozwalając szatynce, wsunąć się miedzy nie i wtedy objął jej uda i przytulił do brzucha, który dał mu dwójkę dzieci.

– Coś się dzieje – nawet nie spytała, a stwierdziła, wplatając palce między jego włosy i delikatnie przeczesując. – Powiedz.

– Nic się nie dzieje. Po prostu dużo pracy – skłamał, całując jej lekko wypukły brzuch. Jeszcze nie odzyskała swojej dawnej figury, ale nawet i bez tego płoną na jej widok. – Scorpius śpi?

– A co ma robić o tej porze? Przecież wiesz, że nasz syn jest ideałem wśród dzieci i cudownie usypia przed dziewiętnastą. Pomijając, że za dwie godziny się obudzi, bo przypomni sobie o jedzeniu, a potem nie uśnie do jakiejś drugiej w nocy... – Osunęła się na jego kolana i oplotła ramieniem szyję. – Draco, powiedz mi coś... – odgarnęła kosmyk, który opadł mu na czoło.

– Zależy co – mruknął, całując ją w uchylone usta.

Smakowała kawą i czymś słodkim.

– Widziałeś ostatnio Hope?

– Ostatnio? – Cholera, musiał ostrożnie dobierać słowa. – Precyzyjniej określ, co znaczy ostatnio?

Wzruszyła ramionami i przygryzła dolną wargę, co wykorzystałby, gdyby nie to, że czuł, jakby ziemia osuwała mu się spod stóp.

Zlecenie 3 / DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz