Odłamki lustra

861 43 40
                                    

* * *
Dante

Szary obłok dymu otulił jego twarz, na moment przysłaniając widok na odbicie w lustrze. Facet, który na niego patrzył, wydawał się chory. Gdyby wstał, od razu zauważyłby, że nieco schudł. Zapadnięte nagie ramiona, podkrążone oczy, pobladła skóra i cholerna pustka w ciemnozielonym spojrzeniu.

Kiedy ta dziewczyna stała się dla niego taka ważna?

Dlaczego, na samo wspomnienie jej uśmiechu coś boleśnie zaciskało się na wolno bijącym sercu.

Tylko raz w życiu był zakochany. Szczenięca miłość w czarownicy na pierwszym roku w Durmstrangu.

Ale tamto było totalną głupotą w porównaniu z tym, co teraz pustoszyło mu głowę.

Stracił ją.

Stracił Hope.

Stracił, chociaż tak naprawdę jej nie miał.

Kolejny raz się zaciągnął, by w końcu ugasić fajkę w wypełnionej niemal po brzegi popielniczce, która towarzyszyła mu na podłodze od kilku godzin. Zerknął w stronę stojącej nieopodal szklanki, wypełnionej do połowy najtańszą whisky, którą udało mu się skołować od jakiegoś wieśniaka z Hogsmeade.

Nie miał zamiaru pić, po prostu była jego towarzyszką tej pierdolonej nocy.

Milcząca, bez zbędnych komentarzy znosiła jego popieprzony stan.

Sięgnął po kolejną fajkę, ale tym razem odpalił ją mugolskim sposobem. Rzucił zapalniczkę, która prześlizgnęła się po wytartej podłodze i odbiła się z cichym brzdękiem o ramę wysokiego lustra.

Oparł głowę na rękach, próbując powstrzymać dławiący ból, który z każdą minutą rozrywał jego chorą, czarną duszę coraz bardziej.

- Kurwa mać - syknął, wsuwając wolną dłoń we włosy i odgarniające je z czoła. Pod palcami wyczuł cholerną bliznę, która od dobrego tygodnia nie przestawała boleć. Raz mniej, raz bardziej. Nie pozwalała mu zapomnieć, że była pamiątką po ojcu. Po popierdolonym facecie, który chociaż zdechł, najprawdopodobniej nie zamierzał odpuścić.

Znów się zaciągnął, ciesząc sekundą ulgi, by znów zagłębić się w niekończące się bagno uczuć, wspomnień i myśli.

Uniósł głowę, wbijając spojrzenie w swoje odbicie. Dopiero teraz, gdy tak siedział, z każdą minutą zauważał coraz większe podobieństwo do Dołohowa.

- Ty pierdolony sukinsynu - warknął, kolejny raz się zaciągając. - Ty chory skurwielu - dodał po chwili, patrząc wprost we własne oczy, których kształt był identyczny, jak te, które patrzyły na niego z cholernych fotografii.

Już zamierzał wcisnąć kolejny niedopałek w przepełnioną popielniczkę, gdy zobaczył w lustrze niemal niezauważalny ruch. Jakby gładka tafla lekko zafalowała, w miejscu, gdzie widniała jego pobladła twarz.

- Ja pierdolę. - Potarł dłonią oczy, próbując odgonić zmęczenie, które dawało mu się we znaki od jakiejś godziny.

Musiało mu się przewidzieć.

Dochodziła czwarta nad ranem, a on jak kretyn siedział na podłodze i gadał do własnego odbicia.

Odsunął nogą popielniczkę i rozejrzał się po podłodze w poszukiwaniu T-shirtu. W końcu zauważył go pod łóżkiem. Postanowił w końcu wstać, żeby po niego pójść, gdy odbicie znów zafalowało.

- Nie. Kurwa, nie - warknął, potrząsając głową.

Miał zwidy.

Od tego bezproduktywnego chodzenia po Hogwarcie i tłuczenia się po opustoszałych korytarzach i wspominania Hope, oraz tego, że wszystko spierdolił, dawało mu się coraz bardziej we znaki.

Zlecenie 3 / DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz