Jeden a może kilka

801 42 24
                                    

* * * 
Hope

Przecież to nic takiego.

Proste zadanie.

Wejdzie, zabierze, co ma zabrać i wyjdzie.

Co niby może się skomplikować?

Zagryzła wargę i spojrzała na kręte, kamienne schody prowadzące do dormitorium chłopaków.

Tylko one dzieliły ją od wykonania misji.

– Dobra. Przecież już nie raz tam wchodziłaś. Ich nie ma. Wejdziesz, zabierzesz pelerynę i wyjdziesz. Proste? Proste – szeptała do siebie, mając nadzieję, że to jakoś ją zmusi do zrobienia pierwszego kroku.

– A nie, chwila! – Walnęła się dłonią w czoło, przypominając sobie o najważniejszym. Ścisnęła wisiorek wiszący na szyi, zamykając w palcach małego, srebrnego węża. Przymknęła oczy i po chwili poczuła idący wzdłuż kręgosłupa charakterystyczny dreszcz.

Poprawiła pasek, torby, który postanowił wyruszyć w dół ramienia, jakby miał zupełne inne plany na to popołudnie.

No, teraz była gotowa.

Chyba.

Tylko dwa razy powtórzyła całościową transformację. Tamtego dnia, gdy gonił ją Dante i raz po kąpieli w łazience prefektów. Usiadła przed lustrem i bez problemu zmieniła się w brunetkę o wielkich cimnozielnych oczach.

I właśnie teraz znów ją była.

Położyła dłoń na kamiennej poręczy, patrząc w górę, jakby u szczytu schodów miał na nią czekać Bazyliszek, a nie puste dormitorium Gryfonów.

– Idź, do cholery – ponagliła się, mając gdzieś, że gadanie do siebie to najprawdopodobniej objaw choroby psychicznej. 

Przez całą drogę dzielącą ją od drzwi chłopaków, nasłuchiwała czy przypadkiem nikt nie postanowił wcześniej wrócić z obiadu.

Cisza, która wypełniała Pokój Wspólny dobitnie dawała jej znać, że niedługo może skończyć się czas.

Pchnęła drzwi do wnętrza dormitorium, krzywiąc się lekko, gdy poczuła dość mocną mieszankę męskich dezodorantów i perfum, które niestety nie zdołały ukryć zatęchłego smrodu przepoconych ubrań i starych skarpet.

Wzdrygnęła się, gdy stopą nadepnęła na szare zmięte skarpetki, które niegdyś musiały świecić śnieżną bielą. Wszystkie łóżka wyglądały jakby przez pokój przeszło istne tornado. 

Zmierzwione kołdry, poduszki, które zamiast spokojnie leżeć u wezgłowi mebli, znajdowały się w najróżniejszych miejscach, nawet na podłodze.

Koszulki, spodnie, paski, a nawet bokserki walały się po wszystkich kątach pokoju i mogłaby się z kimś założyć, że nawet chłopcy nie wiedzieli co, jest czyje.

– No, dobra. Gdzie to jest? – szepnęła, ogarniając spojrzeniem okolicę łóżka Pottera. Spod mebla wystawała otwarta walizka, kilka książek zaplątało się w pościel, połamane pióra zapewne miały wylądować w koszu, a zamieszkały na szafce nocnej, na której stało niewielkie zdjęcie.

Jej zdjęcie.

Taktownie odwróciła wzrok i niemal krzyknęła z radości, gdy spostrzegła, że spod pomiętej poduszki wystaje charakterystycznie mieniący się materiał.

Podeszła w dwóch krokach, zatrzymując się, gdy z niezadowoleniem zauważyła, że drogę do jej celu blokują czarne bokserki Jamesa. Leżały stykając się z wystającym kawałkiem peleryny.

Zlecenie 3 / DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz