Zaufaj mi

954 47 211
                                    

* * * 
James 

– Cześć, synu.

Obrócił się, próbując udawać, że wcale nie jest zaskoczony widokiem matki. Stała przed nim jak zwykle perfekcyjna, na wysokich obcasach i w bojowym stroju agenta, a idealnie wypielęgnowane brwi podjechały do góry, co oznaczało tylko jedno - była zirytowana albo wkurzona.

Poprawił torbę, która zaczęła zsuwać mu się z ramienia i przybrał nieco wyluzowaną postawę.

– Cześć, mamo – powiedział, chyba trochę zbyt radośnie, bo kobieta zmrużyła czarne oczy.

Kurwa, ona znała go na wylot.

– Chyba nie muszę tłumaczyć, czemu tu jestem prawda? – Splotła ramiona na piersi.

No tak. Ojciec musiał jej nieźle nagadać.

– Domyślam się – mruknął, czując, jak dobry humor całkowicie się ulatnia. Próbował udawać, że wcale nie widzi mijających ich uczniów, którzy nawet się nie kryli, że przyglądają się ich dwójce. Nie zawsze widzi się Lilith Potter. – Możemy porozmawiać później? Za chwilę mam Transmutację. – Obrócił się przez ramię, dając tym znać matce, że naprawdę się spieszy.

– Jasne, James. – Przekrzywiła lekko głowę, nadal przyglądając mu się zmrużonymi oczami. – Będę prowadziła cykl szkoleń z obrony, więc będziemy się widzieć dość często przez jakieś trzy tygodnie – powiedziała, po czym nie czekając na jego reakcję, odwróciła się i odeszła, ciągnąc za sobą spojrzenia starszych uczniów.

Trzy tygodnie?

Jego matka będzie w Hogwarcie przez trzy tygodnie?!

Usłyszał charakterystyczny dźwięk dzwonka, który oznaczał tylko jedno. Miał dokładnie minutę na dotarcie do lochów, bo tak naprawdę za chwilę miał Eliksiry, a nie Transmutację. Skłamał, bo był pewny, że matka chętnie mu potowarzyszy, by spotkać się ze swoim ojcem.

A dwójka ludzi z tego samego rodu, w dodatku z takimi charakterami...

Nie, to nie było na jego siły.

Wszedł do sali za ostatnim Gryfonem, dysząc niczym piec myśliwski po udanej gonitwie i opadł na pierwsze lepsze puste miejsce.

Kurwa, o mały włos.

Zrzucił torbę i zaczął wyciągać podręcznik, gdy na ławkę padł cień.

Nawet nie musiał unosić głowy, by wiedzieć, że właśnie jest na linii strzału Severusa Snape'a.

– Widzę, Potter, że biegłeś tak szybko na lekcje, ponieważ jesteś niesamowicie dobrze przygotowany do odpowiedzi.

Co?

– Nie, profesorze. Jestem całkowicie beznadziejnie nieprzygotowany – powiedział hardo, unosząc wzrok i patrząc wprost w czarne oczy Snape'a. – Bardziej się chyba nie da – dodał po chwili.

Kopał sobie grób, ale naprawdę chyba bardziej bał się tego wykopanego przez matkę niż przez tego mężczyznę.

– Szlaban – warknął Mistrz Eliksirów. – I minus dwadzieścia punktów.

– Z przyjemnością.

Podskoczył, gdy dłonie Snape'a walnęły w blat jego ławki.

– Bawi cię to, Potter? – wysyczał mu prosto w twarz, mrużąc oczy identycznie jak mama.

– Niezbyt, profesorze – odpowiedział zgodnie z prawdą. Wcale go to nie bawiło, tylko został wytrącony z równowagi obecnością matki w szkole.

Zlecenie 3 / DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz