Korytarz

837 38 51
                                    

I znów daję Wam wasze Dramione, ale zaspokoiłam też głód Dantego, Hope i nawet Jamesa, więc proszę czytać i nie jęczeć. Jęczenie zostawiamy bohaterom. Ewentualnie jęczcie, ale to już w zaciszu domu :D

* * *
Dante

- Masz czasami dziwne uczucie, jakbyś nie był sobą? - mruknął, kopiąc dość duży kamień, który potoczył się kilka stóp i znieruchomiał, jednak nie na długo, bo Lupin postanowił posłać go w dalszą drogę.

Szli błoniami w stronę brzegu jeziora, by móc w końcu swobodnie zapalić.

Dwa dni wcześniej Snape postanowił przeszukać wszystkich którzy, chociażby śmierdzieli papierosowym dymem, czyli tak naprawdę większość Ślizgonów, kilkunastu Gryfonów i małą garstkę uczniów dwóch pozostałych domów. Jutro miał nastąpić dzień nawracania, czyli szorowanie korytarzy przy pomocy własnych rąk i szmat.

- Jasne. Za każdym razem, jak widzę się z Victorie - odpowiedział Krukon, wyszarpując z kieszeni paczkę fajek, po chwili wyciągnął ją w jego stronę.

- Co? - Odpalił mugolskie gówno końcem różdżki i mocno się zaciągnął. Tak, kurwa, właśnie tego mu brakowało. - Czemu akurat wtedy?

- Stary, przy niej mam wrażenie, jakbym stracił mózg. - Pokręcił rozbawiony głową. - Poza tym, przecież bardzo często nie jestem sobą - dodał, a po chwili niebieskie włosy zmieniły kolor na oślepiająco biały, by znów zyskać odcień morskiego błękitu.

Nie mógł się nie zaśmiać. Właśnie to lubił w Lupinie. Jego poczucie humoru, zupełne wyluzowanie i branie z życia to, co najlepsze, jednak z pewną dozą ostrożności.

Przy nim czuł się dobrze. Normalnie. Był sobą.

No prawie.

- Ja się serio pytam, Lupin - prychnął, strzepując popiół i znów wsadzając truciznę między wargi.

- Chodzi ci o twoją chorą sytuację z małą Granger? - Teddy nigdy nie pytał o Hope. Tak, jakby wiedział, że to dla niego zbyt drażliwy temat. Poza tym to była jego przyjaciółka i ex Pottera.

Już zamierzał odpowiedzieć, że poniekąd, gdy Lupin znów się odezwał:

- Szczerze ci współczuję, stary, naprawdę i teraz posłuchaj mnie jak swojego najlepszego kumpla, daruj ją sobie. - Uniósł rękę, zakazując mu odzywania się. - I nie mówię tego, bo James ma świra na jej punkcie a ten postrzelony facet to też mój przyjaciel, tylko dlatego, że to Draco jest nieprzewidywalny. Snape przy nim to potulny baranek i jeśli nacisnąłeś ojcu Hope na odcisk, to lepiej przeleć smoka, bo to będzie mniej bolało.

- Poznałem tę jego nieprzewidywalność... Kurwa, to jest jakieś chore - westchnął, pocierając twarz i przypominając sobie różdżkę wbitą w szyję. - Mamy XXI wiek, a facet zachowuje się, jakby urwał się ze średniowiecza. Ja wiem, że nie jestem ideałem, ale... to nasza sprawa.

- W chwili, gdy dotknąłeś Granger, to już nie jest tylko wasza sprawa.

W końcu dotarli na dość stary pomost z barierką, która wyglądała, jakby miała runąć w otchłań, w tej samej chwili, w której ktoś się o nią oprze. Wilgotne drewno jęknęło pod ich stopami, jednak bardzo dobrze wiedzieli, że wszystkie niebezpieczne miejsca, albo te, które takie się wydawały, chronione są zaklęciami. Śmierć ucznia przez utonięcie nie byłaby dobrą reklamą Hogwartu.

A Snape dbał o reputację.

Bardzo dbał.

Podobno zaczął nieco fiksować na tym punkcie, gdy do szkoły zaczął chodzić młody Potter.

Zlecenie 3 / DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz