Rozdział 13

1.1K 146 83
                                    

POV Xie Lian

Zaraz po jego słowach mężczyźni naprawdę zaczęli walkę na poważnie. Qi Rong ciągle atakował, lecz San Lang traktował go bardziej jak natrętną muchę niż przeciwnika. Za to z He Xuanem walczył na serio. Ich miecze spotykały się co chwilę, a głośny dźwięk uderzeń dolatywał do moich uszu. Mężczyzna w czerni nie spuszczał swojego przeciwnika z oczu. Pomiędzy zwykłymi atakami wypuszczał z lewej dłoni krótkie serie strzał, aż w końcu stanął prawie 2 metry od niego i zaczął poruszać ustami. W jego dłoni zmaterializował się drugi miecz, przezroczysty i przypominający wodę, ale tak samo niebezpieczny ja ten pierwszy. Ciął powietrze centymetry przed chłopakiem, ale jakimś cudem go nie dosięgał.

Wykrzywiony miecz San Langa, przypominający wyglądem orientalny bułat miał teraz dodatkowe utrudnienie. Parował krótkie ostrze Qi Ronga, ościsty biały miecz He Xuana oraz jego najnowszy nabytek stworzony dzięki swojej wodnej magii. Największym problemem jaki powodował czarny wojownik to nie jego szybkość ani ilość dzierżonych broni, ale raczej wodny miecz. Srebrny bułat z czerwonym okiem siekał nieprzerwanie, ale kiedy natrafiał na ten oręż, to przechodził przez niego jak przez masło, a miecz zaraz na powrót stawał się ostry i prawie dosięgał szyli lub piersi młodzieńca.

Jeśli wcześniej wydawałem się spokojny, to teraz zaczynałem się martwić. Mój wzrok przyzwyczaił się do szybkości walczących albo oni sami poruszali się wolniej, bo wyraźnie widziałem jak wróg jest coraz bliżej zranienia San Langa.

Spośród tej trójki jedynym, który cały czas coś mówił, był otoczony zielenią wulgarny osobnik. Ani na moment nie wstrzymywał się z wymyślaniem wyzwisk pod adresem nastolatka.

Bronie San Langa i He Xuana znów się złączyły, a twarze ich właścicieli zbliżyły do siebie. Jedną krótką chwilę znieruchomieli w tej pozycji, a potem San Lang wyciągnął mocno nogę za siebie i z całej siły kopnął nadbiegającego Qi Ronga, aż ten wleciał prawie do budynku, z którego strzelali łucznicy.

Zaczął kaszleć, ale nadal wściekle przeklinał:

- Hua Cheng! Ty chu*u! Zabiję cię! Zaraz zginiesz, słyszysz mnie? Wyrwę ci te przerośnięte jaja i wsadzę ci do ust! Słyszysz mnie?! Kur*a!

W tym mężczyźnie było tyle wściekłości, że gdyby mógł zabijać słowami, to wszyscy padliby trupem. Na szczęście więcej mówił, niż dobrze walczył, więc nadal przede wszystkim tylko krzyczał. Przyglądałem się mu i w pewnej chwili podłapał mój wzrok. Spojrzał na mnie przekrwionymi od złości oczami i uśmiechnął krzywo.

Mocniej ścisnąłem małą kuleczkę w dłoni i zrobiłem krok w tył. Czułem na plecach zimno, które od dołu wędrowało ku górze i mojej głowie. Qi Rong łypnął na zajętych walką mężczyzn i znów odwrócił się do mnie. Tym razem uśmiech mu się poszerzył i zrobił pierwszy krok.

Cholera - zakląłem pod nosem.

Zaczynałem się bać. I to tak jak nigdy wcześniej. Widziałem do czego zdolny jest ten człowiek i wiedziałem, że nie mam z nim najmniejszych szans. Może San Lang był wyćwiczony w walce, więc mężczyzna nie był dla niego żadnym przeciwnikiem, ale ja? Miałem o tym zerowe pojęcie! Wprawdzie chłopak mówił, żebym mu zaufał i że nic mi się nie stanie, ale chyba nie przewidział takiego obrotu sprawy.

Powinienem uciekać - przeszło mi przez myśl, ale nadal stałem w miejscu. - Nie, nie mogę tego zrobić. San Lang ciągle tam jest i daje z siebie wszystko. Dlaczego miałbym go zostawić? Nie powinienem polegać tylko na chłopaku i sam muszę spróbować coś zrobić. Tylko co by to mogło być?

Szalony mężczyzna cały czas się do mnie zbliżał i właśnie oblizywał swój miecz. Widząc to i pamiętając jego słowa, ciężko mi było o nim nie pomyśleć, że jest niezdrowy psychicznie. Nikt normalny tak się nie zachowuje.

Deszczowy dzień || HuaLian ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz