Tego popołudnia miałam w planach spotkać się z Lucasem, obiecał że nauczy mnie kilku nowych zaklęć. Jak sam stwierdził robiłam postępy, nawet ja przestałam tak surowo siebie oceniać, gdyż władanie magią przychodziło mi z coraz większą łatwością.
- Cześć, przepraszam za spóźnienie kochanie- powiedział Luc wchodząc do pokoju.
-Nic się nie stało- nie potrafiłam się na niego gniewać- co dzisiaj będziemy robić?
-Zobaczysz Chan, tych zaklęć nie nauczysz się nigdzie indziej- oznajmił puszczając do mnie oczko.
Chwilę później, ramię w ramię jechaliśmy na naszych wierzchowcach w miejsce zwane Błękitną Polaną. Trudno wytłumaczyć dlaczego tak ją nazwano.
Jadąc zauważyłam w oddali jakąś postać. Miała ciemny kaptur założony tak aby nie można było dostrzec rysów twarzy.-Lukas, ktoś nas obserwuje- wskazałam miejsce w którym przed chwilą kogoś widziałam. Teraz nie było tam nikogo.
- Nie dramatyzuj kochanie, tereny wokół zamku są wyjątkowo strzeżone - odparł
Mój puls przyśpieszył. Ale postanowiłam tego po sobie nie pokazać. Nie chciałam żeby osoba na której mi zależało wzięła mnie za wariatkę z urojeniami. Tym bardziej że naprawdę widziałam jakąś postać.
Gdy dotarliśmy na miejsce, polana okazała się pusta, więc tak jak przewidział Luc tutaj mogliśmy w spokoju ćwiczyć
Lukas pomógł mi zejść z jednorożca, a następnie narysował w powietrzu znak. Było to zaklęcie, które tworzyło niewidzialną zagrodę dającą naszym stworzeniom swobodę, ale uniemożliwiającą wyjście poza nią.
Przez godzinę pokazywał mi różne zaklęcia, każde polegało na rysowaniu w powietrzu znaków. Samo ich wykonanie nie było trudne ale zapamiętanie mogło sprawić mały problem.
Cały spokój i uczucie bezpieczeństwa spowodowane obecnością chłopaka, wyparowały ze mnie, kiedy kątem oka ponownie zobaczyłam tamtą postać.
Stała i patrzyła.Bezskutecznie powtarzałam w myślach, że nikogo tam nie ma i wcale nie muszę się bać.
- Chodźmy już do zamku. Bo widzę że chyba jesteś już zmeczona- zaproponował troskliwie Luc, doskonale wiedział że coś się ze mną dzieje ale nie powiedział tego głośno.
W drodze powrotnej nie rozmawialiśmy ze sobą. Całą swoją uwagę skupiłam na tym aby jak najszybciej dotrzeć do celu.
-Powiedziałem coś nie tak?- spytał.
Na horyzoncie widoczny był już zamek do którego zmierzaliśmy.
-Nie - odpowiedziałam i wyprzedziłam zdezorientowanego Lukasa zostawiając go kilka metrów za mną.
Poprostu mi nie wierzył.
CZYTASZ
Ⅱ Piąty Żywioł
Fantasy18.09.2017 Chwilowo opisu brak ;) Ostrzegam, że aktualnie w w mojej książce znajduje się mnóstwo błędów logicznych, braku spójności w tekście oraz poważny niedobór przecinków. Dlatego, jeżeli nie macie w planach wizyty u onkologa, radziłabym wam po...