Rozdział 23

47 9 0
                                    

Nazajutrz obudziłam się potwornie zmęczona, jakby ktoś wyssał ze mnie całą energię. Późna pora pójścia spać wykończyła mnie doszczętnie, że nawet miękkie łóżko nie pomogło.

Po kolacji zrobiłam wszystko żeby tylko zapomnieć o dzisiejszym dniu i o tym, że na piśmie jestem zaręczona. Natłok myśli jaki towarzyszył mi do kolacji był nie do wytrzymania, a zwłaszcza, świadomość ich powagi. Każdy ruch ciągnie za sobą skutek. Kojarzy mi się to z kukłą, marionetką, którą jestem, a jedyne co mogę zrobić to poluzować trochę nitki żeby mnie nie uwierały.

Dlatego właśnie najlepszym, a zarazem najgorszym, był pomysł zrobienia sobie maratonu moich ulubionych filmów, najlepiej nie romantycznych, bo przy nich to przypominałam sobie o zaistniałej sytuacji.

Jednym słowem, katastrofa.

Owszem zasnęłam normalnie, choć trochę zrelaksowana, jednak obudziłam się po trzech godzinach chrapania w łóżku, niczym małe dziecko.

Katastrofą był również mój wygląd, bo te pare godzin spania odbiło się, i to dosłownie na mojej twarzy, przez co w efekcie wyglądałam jak zombie.

Mój humor również gdzieś się ulotnił, a jedyne co robiłam dopóki się nie rozbudziłam, to dawałam krótkie odpowiedzi, które zazwyczaj wyglądały jak mruknięcie, mówiące "odejdź ode mnie, bo zabije".

Do stanu emocjonalnego dochodziła dzisiejsza uroczystość. To dzisiaj oficjalnie wszystkie moje losy będą zapieczętowane w postaci paru podpisów.

Mało pocieszający był harmider, który urzędował od samego rana w całym domu. Każdy się denerwował i biegał wszędzie, byleby wykonać powierzone zadanie. Wszyscy uwijali się jak mrówki, tylko nie Alexander, który snuł się między kątami jak cień. Jedyny moment kiedy widziałam mojego "narzeczonego" był ten na śniadaniu.

Moi bracia i dwójka rodzeństwa Williams, skutecznie próbowała mnie rozweselać, za co byłam im dozgonnie wdzięczna. Nawet teraz kiedy stoję w pokoju ubrana w śliczną i elegancką, granatową sukienkę do kolan, Camila skacze obok i popędza biedne panie robiące mi fryzurę.

— Ruszajcie się, nie mamy całego dnia! - krzyczała, biegając od kobiety do kobiety, które pod jej presją i dyrygowaniem starały się dokładnie wszystko ułożyć.

Zauważyłam, że spokojna i nieśmiała Camila, zmienia się w istnego potwora, jeśli w grę wchodzą zakupy i moda.

— Irene, ten warkocz ma być wyżej - jęknęła zdenerwowana księżniczka na pracę pewnej blondynki, która potulnie skinęła głową i wzięła się do poprawiania swojego dzieła.

Nie miałam przed sobą lustra, mimo, że siedziałam przy toaletce. Znaczy się było, ale Camila zasłoniła je jakimś ciemnym materiałem, przez co w efekcie nie widziałam siebie. Tłumaczyła się, żebym miała miłą niespodziankę, ale tak naprawdę nie jestem pewna, czy przypadkiem sam proces tworzenia wszystkiego mnie przerazi.

Problem miała również druga dziewczyna, która robiła mi makijaż. Nie chodziło tu o dyrygowanie i obecność rudowłosej, ale o mnie, a raczej pare godzin snu połączone z koszmarem dnia poprzedniego. Niestety przez ostatnie dni nie wyspałam się, co jak widać odbiło się na moim wyglądzie, akurat dzisiaj.

— Anne! - wydarła się Camila, na co druga, równie biedna w tej chwili, blondynka podskoczyła przestraszona, co skutkowało źle obsunięciem się ręki przy robieniu kreski. Otworzyłam nagle oczy, po to by zobaczyć kątem oka jak rudowłosa wzdycha załamana, a blondynka, która robiła mi makijaż, zamyka oczy, by nie wybuchnąć, a następnie patrzy ze skruchą w stronę księżniczki. — Miałam powiedzieć, że jest krzywo, ale teraz to już jest katastrofa - odparła z naganą w głosie Camila, a wspomniana Anne, potulnie, jak jej koleżanka, skinęła głową i mamrocząc przeprosiny wzięła się za poprawianie kreski.

Life SecretsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz