Rozdział 5

65 10 0
                                    

 Po przebraniu ubioru rzuciłam się na łóżko i leżąc na plecach położyłam ręce na twarzy, a następnie z moich ust wydobył się nieokreślony bliżej dźwięk.

 Nagle do moich uszu doszło nieśmiałe pukanie do drzwi. Gdyby był to którykolwiek z braci, krzyknęłabym coś, ale oni to raczej waliliby do drzwi i nie czekając na moje zaproszenie, weszliby.

— Proszę! - krzyknęłam, siadając na skraju łóżka, nie wiedząc kogo się spodziewać. Osoba za drzwiami nacisnęła na klamkę, a ja tylko błagałam w duchu, żeby nie był to nikt z rodziny królewskiej, przed którą wystarczająco się ośmieszyłam.

 Jednak gdy zza pokrywy drewnianych drzwi wychyliła się czyjaś głowa z burzą ognistych włosów, poczułam jak moje ciało lekko się napina.

— Można? - pyta cicho, a kiedy skinęłam głową na potwierdzenie, sylwetka Camili zgrabnie się wślizgnęła do mojego pokoju, zamykając za sobą drzwi. — Mam nadzieję, że nie przeszkadzam - odparła, wchodząc głębiej, tym samym, podchodząc do mnie bliżej.

— Nie - mruknęłam i widząc jak stoi przede mną poklepałam miejsce obok mnie na łóżku, na co dziewczyna z uśmiechem się przysiadła. — Co cię do mnie sprowadza, wasza wysokość.

— Camila wystarczy - powiedziała, kręcąc rozbawiona, głową. — Rozluźnij się, nic się nie stało, naprawdę. Gdyby tak było, nie śmialibyśmy się i pakowałabyś się już do domu - mówiła prawdopodobnie, zauważając mój nastrój i chcąc mnie prawdopodobnie pocieszyć.

— Nie rozumiesz. Czuję się ośmieszona przed wszystkimi z twojej rodziny - burknęłam, zagryzając ze zdenerwowania wargę, na co usłyszałam westchnięcie dziewczyny i zobaczyłam jak kręci głową z dezaprobatą.

— Lili, mówię ci, nic się nie stało, kochana - rzekła, pocierając moje ramię w geście otuchy. — Moi rodzice i my z Cameronem polubiliśmy cię. Nie będzie przez te parę dni nudno i w końcu kogoś nowego poznałam - mówiła, posyłając mi życzliwy uśmiech, który odwzajemniłam, przynajmniej się starałam.

— Może i wam nie podpadłam, ale twój brat Alexander...

— Lili, on już taki jest... - przerwała mi i otworzyła usta, żeby coś dodać, ale usłyszałyśmy ciche pukanie do drzwi. Zmarszczyłam brwi, kalkulując jak duże jest prawdopodobieństwo na wejście tutaj Camerona lub Alexandra. Z pewnością miedzianowłosego większe niż szatyna.

— Proszę! - krzyknęłam, a drzwi momentalnie się uchyliły, ukazując drobną sylwetkę najmłodszego z braci. Sześciolatek wszedł do środka z miną kota ze Shrek'a, a ja już wiedziałam, że będzie mnie o coś prosił. Lata doświadczeń.

— Lili, bo jest taka sprawa. O, Camila - przerwał swój wywód, widząc uśmiechniętą rudowłosą, która siedziała zabsorbowana moim młodszym bratem.

— Co się stało, mistrzu? - zapytałam, przesuwając się dalej od dziewczyny, robiąc tym samym miejsce dla Louisa. Brunet zrozumiał mój gest, po czym podbiegł, wchodząc na łóżko przy drobnej mojej pomocy.

— Głodny jestem - mruknął, na co obie z Camilą spojrzałyśmy na siebie rozbawione.

— Lou, ty zawsze jesteś głodny - mruknęłam i zachichotałam, widząc jego obrażoną minę.

— Chcę zjeść słodycze - burknął, a ja pokiwałam rozbawiona, głową.

— A czy przypadkiem nie było deseru na obiad? - spytałam z uniesioną brwią, na co chłopak zaprzeczył, a przy tym ruchu, jego czupryna zawirowała. Camila zaśmiała się, widząc reakcję Lou.

— No wiesz, Lili, deser był bardzo mały i ja w sumie też bym coś przekąsiła - odezwała się rudowłosa, na co wywróciłam oczami. Nie trudno zauważyć, że wspaniale dogaduje się z sześciolatkiem. — Prosimy - jęknęła dziewczyna, układając dłonie jak do modlitwy i razem z Louisem zrobili oczy szczeniaka. Westchnęłam, zwieszając głowę, bo wiedziałam, że jestem na przegranej pozycji, z resztą sama chętnie bym coś zjadła. Słodkiego, najlepiej.

— Dobra, ale dla mnie też coś zostawcie - mruknęłam, a po moim pokoju rozniósł się pisk, a dwójka rzuciła się na mnie, tuląc.

 Zaśmiałam się z ich reakcji, ale nie skomentowałam tego. Jedynie wstałam, dając im znak, że mają również to zrobić, co bez wahania wykonali. Wyszliśmy z pokoju, a przede mną i Camilą szedł radosny Louis.

 Idąc do jak podejrzewam, kuchni, przechodziliśmy przez korytarz i schody, cały czas, poznając się z rudowłosą. Z każdą minutą coraz bardziej czułam jak zacieśniamy nasze więzi i się zaprzyjaźniamy.

— A tu jest najlepsze i najcudowniejsze miejsce w całym domu - powiedziała Camila, otwierając przede mną i podekscytowanym Louisem, białe drzwi.

Tak jak myślałam. Kuchnia.

 W pomieszczeniu panował wielki harmider. Ludzie biegali, krzycząc coś o potrzebnych składnikach. Rozumiem, w końcu za niedługo kolacja.

— Witam panienko Camilo. Co panienkę tutaj sprowadza? - usłyszałam, a kiedy lekko odwróciłam się na prawo zobaczyłam niskiego wzrostu kobietę. Jej twarz zdobił szeroki uśmiech, a w okolicach oczu i na czole widoczne były zmarszczki. Między jej włosami przewijały się pojedyncze pasemka siwizny, co wskazywało na jej wiek.

— Witaj Rebecco, przyszliśmy coś zjeść - odparła ognistowłosa, na co kobieta uśmiechnęła się znacząco, a następnie jej wzrok spoczął na mnie oraz moim bracie. Patrzyła chwilę dużej na moją osobę, a następnie szeroko się uśmiechnęła.

— No proszę, a któż to do nas przyjechał! - powiedziała, podchodząc do mnie, a ja w tym momencie miałam déjà vu. Kobieta przypominała mi kogoś, ale za Chiny nie mogłam sobie przypomnieć kogo.

— To jest Lili, a ten urwis to Louis - przedstawiła nas Camila, wskazując raz na mnie, a raz na sześciolatka, ja jedyne co zrobiłam to posłałam kobiecie uśmiech.

— Jaka śliczna, pewnie chłopacy do ciebie ciągną jak ćmy do światła - mówiła rozentuzjazmowana, chwytając mnie za ramiona i przyglądając mi się.

Tak, na pewno. Normalnie jak muszki owocówki do jedzenia. Zwłaszcza w obecności chociaż jednego brata.

— Raczej niespecjalnie, powiedziałabym raczej, że unikają mnie szerokim łukiem - mruknęłam, na co kobieta pokiwała głową z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy.

 Wykrzywiłam usta w nerwowy uśmiech, a kiedy jej oceniający wzrok spoczął na moim bracie odetchnęłam z ulgą.

— A ty młody dżentelmenie, ile masz lat? - spytała, schylając się. Louis uśmiechnął się szeroko.

— Sześć i jestem głodny jak cho...

— Wilk, Louis. Jesteś głodny jak wilk - skarciłam brata wzrokiem, na co chłopiec zrobił niewinną minę. Camila zachichotała pod nosem, a Rebecca spojrzała się rozbawiona.

— No dobrze, dzieci - klasnęła kobieta znienacka, dlatego lekko podskoczyłam. — Co chcecie do jedzenia? Idziemy w słone czy słodkie? - spytała z uniesioną brwią, bacznie nam się, przyglądając.

Life SecretsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz