Rozdział 3

60 10 0
                                    

— A gdzie bagaże? - spytałam, kiedy dobiegłam do znajomej grupki osób. Zaniepokoił mnie fakt, że nie widziałam mojej ulubionej walizki z ciuchami i plecaczka podręcznego.

— Są w pokojach, panienko - odpowiedział mi szofer. Posłałam mu uśmiech, a w myślach krzyknęłam zirytowana, że znowu nazwał mnie „panienką".

Co my, z innego wieku?!

— Dobrze, a czemu tu stoimy? - spytałam, przesuwając po sylwetkach pytającym wzrokiem - Tak jak...

— Jak widły w gnoju? Też się zastanawiam - przerwał mi Tom, za co zgromiłam go wzrokiem.

— Chciałam powiedzieć jak jeleń patrzący na jadący z włączonymi światłami samochód - mruknęłam, a ktoś za mną zachichotał. Mama westchnęła ciężko i posłała błagające spojrzenie ojcu. Mężczyzna zaśmiał się krótko i odchrząknął, chcąc zapewne odpowiedzieć, ale w tym momencie coś mu przerwało.

 Nie, nie Tom, a drzwi, w sumie bardziej kobieta stojąca za nimi. Miała na sobie mundurek służący do pracy, więc obstawiam, że to ktoś z pracowników. Blondynka z idealnym koczkiem na głowie posłała nam nieśmiały uśmiech, który ja odwzajemniłam pokrzepiającym, bo jej wzrok spoczął na każdym, w tym również na mnie.

— Jej wysokości zaraz zejdą państwa powitać - odezwała się i odsunęła, przepuszczając nas w drzwiach.

 Przekroczyłam próg domu z uśmiechem, jednak kiedy dotarły do mnie słowa kobiety, zdałam sobie z czegoś sprawę.

 Zaraz będę rozmawiała z rodziną królewską, a jestem po podróży, czyli wyglądam jakby ktoś mnie przejechał lub piorun trzasnął. Z przerażeniem spojrzałam w prawo gdzie było duże lustro. Nie skupiłam się w tej chwili na wystroju wnętrza, a jedynie na moim wyglądzie.

— O mój kurczaku - mruknęłam przerażona pod nosem, kręcąc głową z niedowierzaniem.

— Powiedziałaś kurczaku, bo tak wyglądasz, czy kurczaku jako twoim powiedzeniu? - wyszeptał mi do ucha rozbawiony Tom. Zgromiłam go wzrokiem, patrząc na niego w odbiciu, a następnie westchnęłam.

 Nawet nie mam szczotki do włosów, bo ona jest w plecaczku, który z kolei jest w pokoju. Super, zapowiada się cudowne pierwsze wrażenie, nie ma co.

 Moje kasztanowe włosy wychodziły z warkocza i były roztrzepane w każdą możliwą stronę. Pozwolę sobie odpuścić komentarz na temat mojego makijażu, bo, mimo że nie był jakiś straszny, to jednak widać było, że potrzeba go odświeżyć. Mogło być gorzej, na przykład mogłam mieć podkład na twarzy, który zapewne teraz byłby starty, a mam skruszony tusz na rzęsach, który na całe szczęście łatwo zszedł jak go przetarłam palcami.

 Wiedząc, że będę przeżywała podróż, rano nałożyłam tylko maskarę i korektorem zakryłam niedoskonałości. Na ustach miałam błyszczyk. Miałam, to dobre określenie, bo z błyszczyka nie zostało nic, a korektor zniknął.

— Cudownie - sarknęłam pod nosem.

— Kochanie, chcesz korektor i maskarę? - usłyszałam obok siebie mamę, która trzymała w rękach potrzebne mi kosmetyki. Pokiwałam energicznie głową, chociaż w tym momencie chciałam ją wyściskać.

— Ratujesz mi życie mamo! - pisnęłam i po pocałowaniu jej w policzek przystąpiłam do poprawienia makijażu.

— Twoje życie może uratowała, ale nie życie innych, których narazisz zaraz na patrzenie na twój wygląd - powiedział Victor, dogryzając mi się za wcześniejszą rozmowę. Przerwałam malowanie rzęs, posyłając mu pełne mordu spojrzenie, którym się nie przejął.

— Powiedz, znudziła ci się twarz? - rzuciłam, olewając go i kontynuując czynność malowania. Chłopak nonszalancko, z założonymi rękoma, opierał się bokiem o ścianę obok lustra, a reszta czekała i rozmawiała ze sobą w dużym pomieszczeniu.

— Myślisz, że nałożenie tapety na twarz uratuje twój wygląd, jeśli chodzi o fryzurę? Dziewczyno, ty masz gniazdo na głowie! - powiedział dosyć głośno, na szczęście nie za głośno.

— No pytałem, czy to siebie nazwała kurą - odezwał się Tom, podchodząc do naszej dwójki. Wywróciłam zirytowana oczami na nich. Chociaż mieli rację, moje włosy prosiły się o poprawienie i uczesanie.

— Uwierzcie, mam oczy i widzę co jest na mojej głowie, ale nie mam jak tego poprawić - burknęłam, zakręcając korektor i chusteczką od mamy, wklepałam go w skórę, tak żeby nie było dziwnych bąbelków z powodu nadmiernej ilości płynu.

— Oj, biedna - sarknął Victor i dotknął moich włosów, czochrając je jeszcze bardziej.

— No i co robisz kretynie! - warknęłam na niego, co skomentował śmiechem.

— Witajcie w naszych skromnych progach - zaćwierkał czyjś melodyjny i kobiecy głos dochodzący z lewej strony. Momentalnie zaprzestałam aplikowania korektora na twarzy i starając się utrzymać spokój, odwróciłam się w stronę głosu. Automatycznie przełknęłam ślinę, a następnie moje usta wykrzywiły się w zdenerwowanym uśmiechu.

Nie widzieli, jak się maluje, prawda?

Life SecretsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz