Rozdział 29

57 9 0
                                    

~ Perspektywa Lili ~

  Kiedy na zegarze wybiła za dwadzieścia dziewiąta wieczorem, zajechaliśmy na podjazd willi. Alexander się nie odzywał przez całą drogę, a ja powoli zasypiałam, chcąc w końcu udać się do łóżka, zmęczona dzisiejszymi wrażeniami.

 Brunet po zgaszeniu silnika, wyszedł i po obejściu pojazdu, otworzył mi drzwi, pomagając wyjść, jak dżentelmen, na co pokiwałam głową, wywracając przy tym oczami. Nie skomentował mojego zachowania, ale za to położył swoją dużą i ciepłą dłoń na dole moich placów, podprowadzając mnie, dając po chwili, kluczyki od samochodu lokajowi, który prawdopodobnie, miał za zadnie zaparkować ekskluzywny pojazd.

  Weszliśmy po ogromnych schodach do wielkiego domu, przy którym ochroniarze, okazali nam szacunek poprzez skinięcie głową. Podreptałam wgłąb rezydencji, zostawiając w tyle Alexandra wydającego rozkazy, w które nie wnikałam, choć o uszy obiło mi się słowo "koszyk". Domyśliłam się, że chodzi o przyniesienie rzeczy z naszego pikniku, dlatego, więc - olałam bruneta.

  Widziałam jak na korytarzu rozstawieni są, co pare metrów, ochroniarze stojący niczym rzeźby z kamienia, dlatego przywitałam się z nimi uśmiechem, żeby nie było tu tak sztywno, ale nie odwzajemnili mojej życzliwości. No cóż, nie liczyłam na to, niemniej jednak mogliby czasem się uśmiechnąć.

— Panienko! - usłyszałam za mną wysoki krzyk, kiedy zaczęłam kierować się w stronę schodów. Przystanęłam tuż przed pierwszym stopniem, jęcząc ze zmęczenia w myślach, zwłaszcza, że miałam wielką ochotę runąć na łóżko i już nie wstawać.

  Przybrałam na twarz najszczerszy uśmiech na jaki w tej chwili było mnie stać, po to, aby sekundę później odwrócić się w stronę zziajanej, od prawdopodobnie biegu, starszej kobiety, która jak tylko odzyskała oddech, wyprostowała się, ukazując mi tym samym twarz Rebbecci.

— Dobry wieczór - przywitałam się należycie do danej pory dnia. Kobieta uśmiechnęła się życzliwie w moją stronę, choć za szeroko jak na mój gust.

— Dobry wieczór, dziecko - zawtórowała, a ja uniosłam brew na jej dziwne zachowanie. Zbyła mnie machnięciem ręki. — Chcesz może herbaty, albo ciepłego mleka? - zapytała, a ja wyczułam troskę w jej głosie, prawdopodobnie Rebbecca zauważyła, że nadal jest mi zimno. Szare pasemka w jej włosach, zdradzały jej dojrzały wiek, a sama postawa i charakter, wskazywały, że jest ona typową babcią.

— Jest dwudziesta pierwsza za chwilę - powiedziałam, patrząc krótko w stronę zegara naściennego, a następnie, wracając ponownie wzrokiem na miłą kobietę.

— Dziecko, ciepłe mleko ci dobrze zrobi przed snem, a poza tym się rozgrzejesz - zaoponowała opiekuńczym tonem, robiąc krok bliżej mnie i opierając swoje ręce na moich ramionach, wpatrując się we mnie z dbałością.

 Było mi zimno, musiałam to przyznać, jednak i tak coś dziwnego było w zachowaniu Rebbecci. Żeby się dowiedzieć muszę się zgodzić, a poza tym jestem po prostu ciekawa.

— Niech będzie - poległam, posyłając delikatny, ale zmęczony uśmiech.

— Poczekaj w salonie, a ja zaraz przyjdę do was - powiedziała, klaskając dłońmi, a ja zmarszczyłam brwi, badawczo, wpatrując się w jej twarz.

— Jakich was? - spytałam, nie do końca, rozumiejąc kogo ma na myśli. Brunetka z pasemkami siwizny we włosach zaśmiała się i teatralnie zawinęła sobie palcami "zamek" na ustach. Tajemnica. Ostatnio mam ich podziurki w nosie.

— Leć - rzuciła na odchodne i skiniając głową w ramach oddania szacunku, odeszła, zostawiając mnie skołowaną z niewiedzy.

  Mam nadzieję, że nie doda nic do tego mleka, po którym będę spała jak zabita - dosłownie i w przenośni.

Life SecretsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz