Gladiator

5 0 0
                                    

Idź wyprostowany wśród tych co na kolanach, wśród odwróconych plecami i obalonych w proch, ocalałeś nie po to aby żyć

Zbigniew Herbert

***

Pustka.

Czuję jak miażdży moje wnętrzności i zatruwa umysł, z każdą chwilą odbierając mi kolejną cząstkę zdrowego rozsądku i resztki człowieczego sumienia, które gdzieś we mnie pozostały.

Wpatruję się bezmyślnie w niemal czarne, odrapane ściany, otaczające mnie ze wszystkich stron. W oddali, za żelaznymi kratami, słyszę ostry szczęk stali o stal. Wibruje on w moich uszach niczym żałobna pieśń. Wiem aż za dobrze, że niedługo nadejdzie także moja kolej, by stanąć do walki o własne, jakże nędzne życie. Choć bardzo tego nie chcę, ilekroć zamykam oczy, widzę oczami wyobraźni własną śmierć na arenie. Niemal czuję, jak miecz wroga z szybkością grzechotnika tnie mnie w tętnicę, osuwam się na kolana, a moja krew bryzga bezładnie dookoła, po czym wsiąka w nagrzany słońcem piach.

Nie, dość tego ― upominam w myślach samego siebie. Jeśli chcę żyć, muszę oczyścić umysł. Wyzbyć się lęku, w przeciwnym razie doprowadzi on do mojej zguby.

Wciągam w płuca haust suchego powietrza, a dźwięk mojego oddechu miesza się z oddechami innych mężczyzn, którzy siedzą pod ścianami, łypiąc na siebie wzajemnie spode łba i szczerząc brudne zęby jak dzikie psy błąkające się po ulicach. Choć zewsząd otaczają mnie inni niewolnicy, najbardziej doskwiera mi samotność. Części swoich towarzyszy nie znam nawet z imienia. Nie jestem świadomy ich historii, nie mam pojęcia, o czym w tej chwili myślą i nie staram się nawet nawiązać z nimi rozmowy. Wprawdzie współczuję im w równym stopniu, co samemu sobie, wiem jednak doskonale, że wspólne utyskiwanie na swój los nie przyniesie żadnemu z nas otuchy ani nie wybawi nas od nieuniknionego. Przyjaźń między gladiatorami nie jest ani dobra, ani bezpieczna. W końcu i tak przyjdzie nam kiedyś stanąć naprzeciwko siebie na arenie, a wtedy nie będzie się liczyło nic prócz zwycięstwa - arena to nie pole bitwy, gdzie oszczędza się rannych czy jeńców. To piekło, które przetrwa tylko najsilniejszy i najbardziej bezwzględny.

Czuję przypływ gniewu, za każdym razem, kiedy o tym myślę. Brzydzi mnie myśl o zabijaniu dla rozrywki krwiożerczych Rzymian, którzy szczują na siebie gladiatorów jak ptactwo podczas walk kogutów. A przecież nie zawsze byłem zdany na ich łaskę.

Pamiętam dobrze czasy, kiedy byłem wolnym człowiekiem i walczyłem w obronie Galii – pięknej, górzystej krainy, której najpewniej już nigdy nie zobaczę. Trafiwszy do Rzymu, miałem jeszcze nadzieję na wyzwolenie i powrót do ojczyzny. Teraz wiem, że nic takiego nie będzie miało nigdy miejsca. Zdążyłem się już z tym pogodzić.

Z ponurych rozmyślań wyrywa mnie mocne uderzenie w twarz. Dotykam piekącego, pulsującego krwią policzka i patrzę w stronę, z której padł niespodziewany cios. Nade mną stoi rosły rzymski legionista. Ma groźną minę i choć nie rozumiem języka, którym się posługuje, zdaję sobie sprawę, że nie jest zadowolony. Siłą stawia mnie na nogi, popychając w kierunku podniesionych krat. Nie opieram mu się. Wiem, że jakikolwiek sprzeciw mógłby tylko pogorszyć moją sytuację. Ruszam w stronę oświetlonej słonecznym żarem areny, by dać tłumowi to, czego najbardziej pragnie - ludzkiej krwi. Kątem oka zerkam jeszcze na pozostałych niewolników i widzę na ich twarzach obojętność. Czy kogokolwiek obchodzi los kolejnego gladiatora, jednego spośród wielu innych straceńców?

Zachowując resztki honoru - o ile honorem można nazwać chęć zachowania życia - wychodzę na arenę, by po raz kolejny ścigać się z własnym przeznaczeniem. Blask słońca na moment mnie oślepia i muszę zmrużyć oczy, które stopniowo przystosowują się do kontrastującego z ciemną celą miejsca. W pierwszej kolejności dostrzegam stojących w rogach areny mężczyzn uzbrojonych w kolczaste bicze. Znam aż za dobrze ich rolę - mają oni przymuszać do żwawszej walki zbyt opieszałych gladiatorów. Nie można przecież pozwolić, by tłum się znudził.

Lot jaskółek || miniaturkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz