Stworzenie świata

10 0 0
                                    

Słońce zdążyło już zniknąć za linią horyzontu, a ciemność opatuliła ziemię niczym czarna zasłona. Na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy, które towarzyszyły jasnemu dyskowi na samym szczycie firmamentu.

Bracia zgodnie z odwiecznym porządkiem zamienili się rolami, a dzień ustąpił miejsca nocy. Tak wiele razy byłem świadkiem tej boskiej wspaniałomyślności, a wciąż mnie ona zadziwia, pomyślał mężczyzna, unosząc wychudzoną dłoń do góry, tak jakby chciał dosięgnąć gwiazd znajdujących się poza jego zasięgiem. Może już niedługo... Kiedyś wreszcie zobaczę je z bliska.

Uśmiechnął, spoglądając w usiane jasnymi punktami niebo. Wiedział doskonale, że jego czas na tym świecie dobiega końca. Nie rozpaczał jednak z tego powodu, a śmierć nie przerażała go już tak jak wcześniej. Uważał, że otrzymał dostatecznie wiele czasu, żeby się do niej przygotować. Każdego dnia dziękował bogom, że pozwolili mu przeżyć tak wiele, a jego duszy nie wyszarpnięto brutalnie, kiedy był jeszcze młody i wciąż zdolny do wielkich czynów.

Z perspektywy czasu wydawało mu się, że dokonał już wszystkiego, czego mógł dokonać, widział tyle, ile powinien widzieć i poznał prawdy, które każdy winny jest odkryć. Jego niegdyś sprawne ciało stało się teraz nieporadne i zasuszone, w odmawiających posłuszeństwa członkach coraz częściej czuł przeszywający ból, a jego umysł nie był już tak przenikliwy jak kiedyś. Nie potrafił już ustać na własnych nogach ani utrzymać miecza w dłoni, nie wspominając już o walce z jakimkolwiek przeciwnikiem. Przegrałby nawet z małym dzieckiem. Stracił więc wszystko, czym mógł poszczycić się w swojej młodości. Wojownicy rodzą się, żeby wygrywać albo umierać na polu bitwy, nie po to, żeby zestarzeć w zaciszu własnego domostwa. Wtedy są zupełnie bezużyteczni.

Miał wrażenie, że nie pozostało mu nic poza ciągłym oczekiwaniem i modlitwą. W śmierci widział swoje wybawienie. Znów zobaczę swoich dawnych towarzyszy. Przy stole bogów dla każdego jest miejsce, a ludzie są wiecznie szczęśliwi i młodzi. Tak, chciałbym być znów młody, myślał, nieco niezgrabnym ruchem poprawiając koc, który zsunął się z jego opuchniętych kolan. Jego ciało przenikał chłód, chociaż w powietrzu czuć było trwające jeszcze lato.

Mężczyzna zamknął na chwilę oczy i odetchnął głęboko, rozkoszując się zapachem dojrzałych owoców i kwiatów, których mdląca woń mamiła zmysły. Tutaj, w Jasnej Oazie, życie ludzi było słodkie i beztroskie, chociaż poza jej murami, gdzieś pośród pirijskich pustyń, wciąż trwały walki plemion o hegemonię. Złe wieści i krwawe spiski nigdy nie docierały do tego miejsca, podobnie jak do innych Cichych Miast w okolicach Dziesięciu Pieczęci. Wieczne traktaty dopełnione krwią zapewniły mieszkańcom tych okolic niczym niezmącony spokój i szczęście, którego wielu szukało przez całe swe życie. Starzec również je tu odnalazł.

Umierał wśród wygód i bogactwa niczym jakiś lord, a przecież był tylko synem sokolnika i karczemnej dziewki. Może nie zasłużył na to wszystko, lecz ufał, że otrzymane łaski są dziełem bogów. Oni jedni mogli decydować, kogo hojnie obdarować, a kogo zgubić i wpędzić w niedostatek. Jeśli tego właśnie chcecie, przyjmę każde dobro z waszych rąk i w zamian będę sławił wasze imię po kres moich dni.

W Pradawnych pokładał całą swoją wiarę i modlił się często, spędzając długie godziny w świątyni, lub przesiadując na przestronnym tarasie w cieniu wijącej się, zielonej winorośli. Stamtąd mógł obserwować całą okolicę i radować swoje stare oczy widokiem kobiet rozmawiająch przy studniach, ćwiczących na placu młodzików czy dzieci, które bawiły się w pobliskich ogrodach. W nich odnajdywał obraz samego siebie z dawnych lat i czuł jednocześnie ciepło na sercu i żal, że tamte czasy tak prędko odeszły i nigdy nie wrócą.

Lot jaskółek || miniaturkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz