„Kiedy nieznany wirus z Chin zataczał coraz szersze kręgi i w kolejnych krajach odkrywano jego pojedyncze przypadki, mało kto przewidywał, że pandemia wkrótce stanie się dla całego świata nowym elementem codzienności, burząc podwaliny starego świata i niosąc zmiany w każdej dziedzinie ludzkiej działalności."
— To zdanie brzmi bardzo głupio. Jakby nie patrzeć, epidemie wybuchały już wielokrotnie i za każdym razem ludzie byli tak samo zaskoczeni. Po co to jeszcze podkreślać w reportażu? A te słowa niżej? Ja wcale niczego takiego nie powiedziałem — irytuje się mężczyzna zaglądający mi przez ramię.
Odchrząkuję i odsuwam się, uniemożliwiając mu dalsze czytanie moich notatek.
— O wielkich rzeczach powinno się pisać w wielkich słowach — tłumaczę cierpliwie.
Mój korespondent marszczy brwi. Widać, że nie jest zadowolony z takiej odpowiedzi.
— Szuka pan taniej sensacji tam, gdzie jej nie ma. Jak już mówiłem...
— Wróćmy do naszych rozważań — ucinam. — Skończył pan na „W roku 2020 prowadziłem restaurację, która została zamknięta z powodu pandemii covid". Zaręczam, że to jest coś, co ludzie z chęcią przeczytają.
— Ale nie będzie pan już koloryzował moich wypowiedzi, dobrze?
Przytakuję szybko. Może nazbyt szybko, ale mój rozmówca nie zwraca na to szczególnej uwagi.
„Grudzień dwa tysiące czterdziestego piątego roku. Jesteśmy w Warszawie. Miasto tętni życiem. Pomiędzy brudem poklejonego gumami do żucia chodnika a stalowoszarym, zapowiadającym opady śniegu niebem przemykają ludzie skryci pod kolorowymi płaszczami. Neony i błyski wyświetlanych na każdym budynku reklam odbijają się od szyb. Słynne miasto ze szkła i betonu. W cieniach budynków, w zaułkach i na parkowych ławkach śpią bezdomni. Razem z zespołem programu »Rzetelna Wiedza« szukamy świadków światowej pandemii koronawirusa sprzed dwudziestu pięciu lat, by zebrać ich wspomnienia i doświadczenia z tamtego okresu."
— Właściwie dlaczego pański materiał nazywa się „Czy czarny łabędź pandemii stał się czarnym koniem dla polskiego społeczeństwa"? To brzmi niedorzecznie. — Korespondent nie może powstrzymać się od kolejnego niepotrzebnego komentarza.Pocieram skronie, czując nadchodzący atak migreny.
— Czarny łabędź to taki ekonomiczny termin określający niedające się przewidzieć zdarzenie o dużym znaczeniu. Czarny koń to z kolei nieoczekiwany zwycięzca. Zastanawiamy się nad tym, jaki wpływ wywarła pandemia na Polaków i czy można doszukiwać się w niej jakichś pozytywów. Kontynuujmy proszę.
Mężczyzna wzrusza ramionami.
„Znajdujemy się na Starym Mieście. Za nami stoi Pomnik Syreny, o który nonszalancko opiera się nastolatek z papierosem. Dalej – w tle – ludzie jeżdżą w koło po niewielkim lodowisku. Jakieś dziecko płacze, bo matka zabrała mu najnowszego iPhone'a. Przy studzience gołąb poskubuje bezwartościowe banknoty. Jakiś niezadowolony klient wychodzi z restauracji, na której drzwiach wisi tabliczka: »dzieci poniżej lat pięciu, robotników, urzędników skarbówki, Latynoamerykanów, osób zielonookich nie obsługujemy«. Jak na rzeczywistość po katastrofie, otoczenie wydaje się zaskakująco spokojne i pozbawione zmartwień."
Mój rozmówca mruczy pod nosem coś w stylu „to, że problemów nie widać na pierwszy rzut oka, nie znaczy, że ich w ogóle nie ma", ale udaję, że go nie słyszę.
— To jest dobre miejsce do rozpoczęcia zdjęć do naszego materiału. Ruszajcie się, chłopcy — popędzam operatorów kamery, wskazując szerokim gestem na otaczające nas zabudowania i ludzi.
CZYTASZ
Lot jaskółek || miniaturki
Short StoryMałe i jeszcze mniejsze formy literackie. Miniaturki, wiersze, krótkie zapowiedzi nowych opowiadań || okładka wykonana przez @supersymetria||