21 lipca 2050 r.
To niezwykłe uczucie uczestniczyć w projekcie tak wyjątkowym jak ETA-25. Od dziecka marzyłem o podróżach kosmicznych, a teraz nareszcie moje dawne marzenie ma szansę się urzeczywistnić. Czekają mnie jeszcze tylko ostatnie badania i testy przed planowaną wyprawą na międzyplanetarną stację XS35 i już niedługo nasza załoga wyruszy ku krańcom znanego do tej pory Wszechświata. Nasz cel jest jeden – w obliczu postępującej degradacji Ziemi (poziom wód wzrósł o pół metra w stosunku do zeszłego roku, a Ocean Atlantycki zapełnił się śmieciowymi wyspami) mamy za zadanie odnaleźć nową planetę nadającą się do zasiedlenia. Wiem, że na naszych barkach spoczywa odpowiedzialność za los całej ludzkości i szczerze wierzę, że ta wyprawa może odmienić bieg historii.
27 lipca 2050 r.
Wystartowaliśmy. Warunki póki co sprzyjają, wszystkie pomiary i dane nie budzą żadnego niepokoju. W zastraszającym tempie oddalamy się od Ziemi.
14 września 2358 r.
Wyruszając w podróż, obiecałem sobie, że będę regularnie spisywał swoje wspomnienia, jednak – jak łatwo się domyślić – szybko zapomniałem o swoim postanowieniu i pamiętnik ten rzuciłem gdzieś na dno swoich rzeczy. To dziwne pisać w nim po tylu latach, kiedy tyle rzeczy się zmieniło. Czuję się stary, powoli organizm odmawia mi posłuszeństwa – stawy bolą i zdarza mi się zapominać o wielu rzeczach – ale jednocześnie wydaje mi się, że przez ten czas zmieniło się moje spojrzenie na świat. Chyba można powiedzieć, że zmądrzałem (choć prawda jest taka, że człowiek nawet w chwili śmierci pozostaje zupełnym głupcem). Nasza wyprawa odniosła zamierzony skutek. Niesiemy ludzkości pozytywną nowinę i wiedzę, o której nikomu nawet się nie śniło. Zbyt wiele zobaczyłem i zbyt wiele doświadczyłem, by wszystko to opisywać tu – na zdradliwym papierze. Nie mogę się doczekać, kiedy wrócę do domu. Mój syn jest już pewnie teraz dorosłym mężczyzną. Ciekawe, czy mnie jeszcze pamięta? Martwię się, co zastanę na Ziemi. Może niepotrzebnie? Wprawdzie od dawna nie mieliśmy kontaktu z naszą bazą, ale pewnie była to wina przeciążenia systemu (to się czasem zdarza).
(Wypadałoby, żebym teraz zaczął regularnie spisywać swój pamiętnik, ale nie wiem, czy mam w sobie tyle samozaparcia. Zdecydowanie wolę badać mijane gwiazdy i wyliczać masę planet niż przedstawiać wydarzenia dotyczące mojej – bądź co bądź – niezbyt ciekawej egzystencji. Doprawdy, sądziłem, że życie na statku kosmicznym jest bardziej zajmujące).
8 października 2358 r.
Nie bez oporu przychodzi mi zapisanie w pamiętniku daty podanej nam przez androgyniczny automat, który namierzył nasz statek, a następnie wtargnął na jego pokład wraz z uzbrojonym po zęby oddziałem. Nic nie pomogły tłumaczenia, że należymy do misji badawczej – wszyscy zostaliśmy spacyfikowani, a żołnierze E-34 i E-56, którzy próbowali nas chronić, zginęli. Obecnie nasz okręt bezwolnie poddaje się holowaniu przez obcy niszczyciel międzyplanetarny, a my staliśmy się kimś w rodzaju zakładników. Milczymy, bo póki co nie wiemy, z jaką siłą mamy do czynienia.
Baza oczywiście nie odpowiedziała na nasz sygnał S.O.S, podobnie jak nie odpowiadała nam przez ostatnie dziesięć lat, jednak dopiero teraz zrozumieliśmy, dlaczego tak się działo. Zgodnie z tym, czego udało nam się dowiedzieć, Ziemia już nie istnieje i to od przeszło dwustu lat. Podczas naszej nieobecności musiało dojść do dylatacji czasu – wyprawa nie trwała więc 18 lat, jak nam się wydawało, lecz 308. W tym czasie na Ziemi doszło do wybuchu globalnej epidemii, z której cało wyszli tylko nieliczni szczęśliwcy ewakuowani na zawieszoną na orbicie stację TECHNO-KALIPSO. Władzę nad tą garstką ocalonych przejęła nowa siła – technokracja – reprezentowana przez sztuczną inteligencję, inżynierów i ekspertów od międzygwiezdnych podróży.
CZYTASZ
Lot jaskółek || miniaturki
Short StoryMałe i jeszcze mniejsze formy literackie. Miniaturki, wiersze, krótkie zapowiedzi nowych opowiadań || okładka wykonana przez @supersymetria||