🥀~Rozdział 15~🥀

4.6K 125 37
                                    

🥀~Zasługujemy na większy szacunek...~🥀

Perspektywa Rose

Droga nie zajęła nam długo, dlatego też wysiedliśmy z auta chłopaka i ruszyliśmy w stronę budynku.

- Jeździłaś kiedyś na łyżwach? - spytał po chwili.

- Nie, nigdy...

- Nie martw się jestem świetnym nauczycielem. - uśmiechnęłam się na jego słowa.

Kiedy weszliśmy do środka przywitało nas trochę cieplejsze powietrze.

Zostawiliśmy kurtki i rzeczy w szatni. Udaliśmy się do wypożyczalni łyżew, zabierając swoje numery.

Nie pewnie zakładałam je. Trochę się stresowałam, ponieważ nigdy nie jeździłem na nich.

- Gotowa? - chłopak wyciągnął w moją stronę rękę.

Chwyciłam ją i wstałam lekko się chwiejąc.

Chłopak przeszedł przez barierkę i stał już na lodzie. Próbowałam zrobić to samo jednak, kiedy stanęłam jedna noga mi się rozjechała i gdy nie Nick upadłabym na ziemię.

- Spokojnie. Pochyl się odrobinę do przodu.- zrobiłam to o co mnie prosił. - Świetnie, a teraz spróbuj się odepchnąć, tak jakbyś jeździła na rolkach.

Zrobiłam to co powiedział i nawet mi wychodziło.

- Tak trzymać. - po tych słowach puścił moją rękę i sama teraz jechałam.

Zaczęłam nabierać prędkości. To uczucie było niesamowite, jednak nie wiedziałam jednej bardzo ważnej sprawy...

- Nick jak się hamuję? - spytała przerażona.

- Musisz zwolnić! - krzyknął za mną, ale ja nie miałam pojęcia co zrobić.

Wtedy, jednak chłopak mnie wyprzedził i stanął w miejscu.

- Nick co ty robisz? Uderzę w Ciebie..

- Zaufaj mi.

Zamknęłam oczy, żeby nie patrzeć na to co za chwilę się stanie. Nie chciałam zrobić mu krzywdy.

Kiedy myślałam, że się przewrócimy chłopak mnie mocno złapał w pasie dalej. Spojrzałam na niego, a ten lekko się uśmiechnął.

- Widzisz wszystko jest w porządku.

- Bałam się, że zrobię Ci krzywdę...

- No co ty. Jesteś zbyt kruchutka, żeby mi coś zrobić. - na jego słowa moje policzki wkradła się czerwień.

- Jeździmy dalej?

- Możemy...

Jeździliśmy tak dobre dwie godziny. Kiedy skończyliśmy Nick zaproponował, żeby coś zjeść.

Dlatego wpadliśmy do jakiejś knajpki, żeby zjeść. Jazda na łyżwach wygładza.

Posiedzieliśmy chwilę rozmawiając o wszystkim i o niczym. Dowiedziałam się, że jest jedynakiem i rok temu zmarła mu mama. Współczułam mu, po jego opowieści wynikało, że bardzo ją kochał.

Po dobrej godzinie postanowiliśmy wrócić, dlatego teraz staliśmy przed moim domem.

- Dziękuję za dziś. Świetnie się bawiłam. - powiedziałam po chwili.

- Ja tak samo. Musimy to za niedługo powtórzyć.

- Jestem za. - zaśmiałam się cicho. - Pa Nick.

- Pa Rose. - posłał mi szeroki uśmiech, który odwzajemniłam.

Wyszłam z auta i skierowałam się do wejścia domu.

Odwróciłam się na chwilę w jego stronę. Po machał mi ręką i odjechał.

To był naprawdę wspaniały dzień.

Zobaczyłam samochód chłopaków, czyli już wrócili.

Weszłam po cichu do domu. Lampki były zgaszone, czyli pewnie poszli spać. Najciszej jak umiałam skierowałam się do swojego pokoju.

Kiedy zapaliłam światło, podskoczyłam zauważając trzy sylwetki.

- Hej chłopaki, myślałam, że....

- Że co?! - wrzasnął Luke.

- Nie... nie rozumiem...

- Czego nie rozumiesz?! Jak mogłaś spodziewaliśmy się czegoś innego po tobie! - na jego ostry ton głos, skuliłam się.

- Ja. .ja..

- Myśleliśmy, że jesteś odpowiedzialna. My tutaj siedzimy, odchodzimy od zmysłów, gdzie się podziałaś, a ty sobie wchodzisz jak gdyby nic i mówisz ,, Hej chłopaki "! - teraz głos zabrał Dave.

- Ale zostawiłam...

- Myślisz, że jak napiszesz kartkę, gdzie wychodzisz jest okej? To ja Ci odpowiem nie jest! - zrobiło mi się strasznie przykro nie chciałam, żeby się martwili, spuściłam wzrok na podłogę.

- Dlaczego nie odbierałaś telefonu? - spytał spokojnie James.

- Chyba... mi się rozładował..

- No patrzcie, ale przykro... Zawiodłem się na tobie Rose - po tych słowach Luke wstał i wyszedł trzaskając drzwiami.

- Ja.. nie chciałam.. przepraszam, prze.. - ledwo co się powstrzymywałam przed wybuchnięciem płaczem.

- Może twoi rodzice na to pozwalali, ale tak się u nas nie powinnaś zachowywać - powiedział Dave, a ja czułam uścisk w sercu. - Martwiliśmy się o Ciebie, zasługujemy na większy szacunek - po tych słowach wyszedł.

Został tylko James siedzący na moim łóżku.

Pokręcił tylko głową i również wyszedł.

Osunęłam się na ziemie cicho płacząc. Rozczarowałam ich... jestem beznadziejna... Oni wszyscy mają racje... Mogłam, wtedy zginąć....

*************
Witajcie.
Kolejna część dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Dziękuję za czytanie i dawanie gwiazdek.









"𝐀𝐝𝐨𝐩𝐭𝐨𝐰𝐚𝐧𝐚"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz