🥀~Rozdział 27~🥀

3.7K 119 5
                                    

🥀 ~Jest twój...~🥀

Perspektywa Rose

- Chyba będziemy się już zbierać. - powiedział po chwili Luke.

- Tak szybko? - odparł Pan Tom. - Możecie zostać, jak chcecie u nas. Przygotujemy dla was pokoje.

- Innym razem na pewno zostaniemy. - odparł James.

- Za czekajcie jeszcze na chwilę. Rose mogłabyś pójść ze mną? - spytała mama Luka.

- Oczywiście. - mówiąc to posłałam jej lekki uśmiech.

Pani domu zaprowadziła mnie do jednego z pokoi na górze.

Był ogromny. Na środku stało dwuosobowe łóżko. Przy nim stały komody, a na ścianie wisiał mały telewizor. Przy oknie znajdowały się ogromne dwie garderoby.

Mama Luka podeszła do jednej komody. Wyciągnęła małe niebieskie pudełeczko.

- Choć tutaj do mnie, kochanie.

Nie pewnie podeszłam.
Kiedy byłam blisko podała mi pudełeczko, zachęcając, żebym go otworzyła.

Pomału zrobiłam to o co mnie prosiła.

Kiedy je otworzyłam w moje oczy rzucił się piękny srebrny łańcuszek z małym otwieranym serduszkiem.

- Jest piękny. - powiedziałam.

- Teraz należy do Ciebie. - odparła.

Nie mogłam w to uwierzyć, dlatego próbowałam oddać łańcuszek, jednak go nie przyjęła.

- A-ale ja...ja nie mogę go przyjąć...

- Oczywiście, że możesz. Skarbie. - mówiąc to złapała za biżuterię. - Luk na opowiadał ile wycierpiałaś. Jest mi bardzo przykro z tego powodu. Jesteś bardzo mądra i urocza dziewczynką. Nie zasłużyłaś na takie traktowanie. - zapięła wisiorek na mojej szyi, po czym stanęła obok mnie przyglądając się naszym odbiciom w lustrze.

- Jest bardzo piękny, ale nie zasługuję, na to, żeby go mieć...

- Kochanie, należysz do rodziny. Rodzina się wspiera. Jeśli będziesz chciała się wygadać lub porozmawiać no wiesz np. o babskich sprawach zawsze możesz do mnie przyjść lub zadzwonić. - po jej słowach zaszkliły mi się oczy.

- Bardzo dziękuję P-pa...

- Nie mów do mnie Pani. - machnęła ręką. - Wiem, że musiało być Ci bardzo ciężko bez mamy, która byłaby wsparciem i pomagała dokonywać dobrych wyborów. Wiem, że nikt tego nie zastąpi, ale pamiętaj, że jestem tutaj. - po jej słowach przytuliłam ją, a ona mnie objęła tak jak mama, córkę.

Zawsze o tym marzyłam, żeby mnie tak moja mama objęła lub tata. Każdego dnia, kiedy siedziałam sama w domu, albo wracałam ze sklepu, widziałam szczęśliwe rodziny. Dzieci, które się bawiły z rodzicami. Ich wszystkie dobre słowa, czasami krzyczeli, ale później łagodnieli.

Zeszłyśmy razem na dół. Chłopaki już byli gotowi do wyjścia. Pożegnałam się z tatą Luka i z Panią Amandą i Panem Jacobem, którzy jaszcze raz mnie przepraszali za zachowanie własnej córki.

Wyszliśmy z pięknego i przytulnego domu wsiadając do Audi. Za kierownicą usiadł tym razem James.

Podczas podróży chyba mi się trochę przysnęło, ale czułam jeszcze jak ktoś nakrywa mnie ciepłym kocykiem.

Wcześniej nie miałam nikogo, a teraz w końcu mam trójkę braci. Mamę i tatę Luka, czwórkę przyjaciół.

Bo po burzy zawsze wyjdzie słońce. Zapomniałam, wtedy o jednym problemie, który znowu dał o sobie przypomnieć i miałam się z nim za niedługo zmierzyć...

***********
Witajcie
Kolejna część dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo dziękuje za dawanie gwiazdek i czytanie.❤️

"𝐀𝐝𝐨𝐩𝐭𝐨𝐰𝐚𝐧𝐚"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz