🥀~Rozdział 25~🥀

3.7K 131 25
                                    

🥀~Jest taka sama jak oni...~🥀

Perspektywa Rose

Mama Luka Pani Margaret jest bardzo ciepłą i miłą osobą.

Siedzieliśmy właśnie przy stole, kiedy usłyszeliśmy jak ktoś schodzi ze schodów.

Po paru minutach w pomieszczeniu pojawił się wysoki mężczyzna w eleganckim garniturze.

- Bardzo was przepraszam za spóźnienie, ale musiałem odebrać telefon od naszego klienta. - zaczął od razu się tłumaczyć. - Witaj synu, chłopaki.

- Hej wujku. - zaczął James stając od stołu, za nim poszli Luke i Dave.

Ja również wstałam od stołu nie bardzo wiedząc co mam zrobić. Kiedy mężczyźni się przywitali podła kolej na mnie.

- D-dzień dobry Panu... - zaczęłam nie pewnie podając dłoń w jego stronę.

- Jaki Pan. - machnął ręką. - Jesteśmy rodziną. Mów do mnie jak chcesz tylko nie mów per Pan, czuję, że to mnie postarza. - po tych słowach mnie przytulił, a ja byłam w szoku. Nigdy mój tata mnie nie przytulił. Było to naprawdę miłe.

Zajęliśmy swoje miejsca, po czym czekaliśmy na resztę gości.

Śmialiśmy się z kolejnego żartu taty Luka, gdy nagle ktoś wszedł do pomieszczenia.

Było to małżeństwo podobne do rodziców blondyna. Również byli ubrani bardzo elegancko. Obok nich stała blondynka, która mierzyła mnie swoim spojrzeniem. Była ubrana w czerwoną sukienkę sięgającą do połowy ud.

Pod jej bacznym spojrzeniem z kuliłam się.
Przywitali się z każdymi po czym usiedli na przeciwko nas.

Kelnerzy zaczęli podawać nam wykwintne dania. Na początku podane zostały przystawki.

- Jak minęła podróż? - spytał tata Luka.

- Dziękuje, że pytasz. Nawet w porządku, robi się coraz chłodniej. Wydaje mi się, że w tym roku zima będzie sroga. Jak wam idzie chłopaki?

- W porządku, ciągłe spotkania takie tam. - fuknął Luke.

Grzebałam widelcem w sałatce, zaczynałam się czuć naprawdę nieswojo...

- Powiedz jak się czujesz, kochanie? - spytała Pani Amanda.

Spojrzałam na nią. Tak strasznie się bałam, że powiem coś niewłaściwego. Kiedy miałam już coś powiedzieć głos zabrała jej córka.

- A jak się ma czuć, przecież ma tyle teraz pieniędzy. Na pewno żeruje na nich.

Przełknęłam ślinę. Naprawdę tak o mnie myślą?

- J-ja nie...

- Rose wcale taka nie jest tak. - warknął James.

- Oh i kto to mówi. Ten, który...

- Rebeca. - głos zabrał jej tata. - Bardzo was za nią przepraszam.

- Nic nie szkodzi... - uśmiechnęłam się w jego stronę.

Kelnerzy zabrali od nas talerze, informując nas, że za nie długo przyniosą kolejne dania.

- Rose podobno rysujesz, prawda? - spytała mama Luka.

- Tak, ale to tylko takie bazgroły.

- E tam, na pewno nie Luke nam kiedyś pokazał Twoją pracę była piękna.

- Oh...dziękuje... to... - zaczęłam, lecz swój głos zabrała Rebeca.

- A kogo to interesuje, pewnie i tak za niedługo was okradnie. Pewnie jej rodzice byli złodziejami lub kryminalistami, dlatego ją oddali. Na pewno jest taka sama jak oni. - na jej słowa coś we mnie pękło.

Stałam od stołu mówiąc ciche " przepraszam ", po czym pobiegłam w stronę ogrodu.

Usiadłam na małej ławeczce, obok białych różyczek.

Schowałam twarz w dłoniach cicho płacząc.

Co jeśli ma racje? Może naprawdę jestem taka jak oni...

Myśląc nad tym czułam się jeszcze gorzej.
Nagle poczułam jak ktoś przyciąga mnie do siebie.

- Ciii, jestem tutaj... - usłyszałam dobrze znany mi głos. - Nie jesteś taka ja oni...

Jego słowa podniosły mnie troszkę na duchu...

**********
Witajcie
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Naprawdę dziękuje za dawanie gwiazdek i czytanie. ❤️

"𝐀𝐝𝐨𝐩𝐭𝐨𝐰𝐚𝐧𝐚"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz