Rozdział 22

919 60 1
                                    

    - Co mam teraz zrobić? - Pytam, ostrożnie naciągając na siebie bluzę Stilesa. Chłopak zabiera z siedzenia moją zakrwawioną koszulkę i chowa ją do swojej torby. Niepotrzebna nam teraz pogawędka z trenerem.

   - Poczekamy aż wszyscy dojdą do siebie - odpowiada Stilinski, w trakcie, gdy ja wzrokiem śledzę Allison zajmującą miejsce obok Scotta, kilka foteli przed nami. - Będziesz musiała powiedzieć im prawdę.

   - A co, jeśli Scott mi nie wybaczy? - Przenoszę wzrok na syna szeryfa. - Doskonale wiesz, że nigdy nie tolerował kłamstwa.

   - Myślę, że akurat on cię zrozumie. - Kieruje wzrok na przyjaciela. Robię to samo, dostrzegając minimalny ruch głowy kuzyna. Przysłuchiwał się naszej rozmowie. - Ale teraz powinnaś sobie odpuścić - dodaje. - Nie wiemy, jak Trener zareaguje, kiedy rano nas tu znajdzie, więc mam zamiar skorzystać z tych kilku godzin, które nam pozostały - rzuca, zajmując miejsce obok mnie.

   Unoszę do góry kącik ust, opierając się o fotel, lecz w środku cały czas zadaję sobie pytanie, jak mam im to powiedzieć.



   - Czyli... Widzisz przyszłość? - Lydia spogląda na mnie z powątpieniem.

   - Tak - odpowiadam. - Przynajmniej tak mi się wydaje. - Wypuszczam powietrze z ust, starając się ignorować fakt, że wszyscy mi się przyglądają. Kiedy ustaliliśmy, że wszystko im wyjaśnię, nie spodziewałam się, że ściągną też Dereka i Deatona. Myślałam, że Hale nie będzie wychylał się przez dłuższy czas, a tu proszę. Do dopełnienia tej wesołej gromadki brakuje tylko jego siostry i wujka.

   - Skąd więc w ogóle taka myśl. Naczytałaś się za dużo mitologii? - Martin nie daje za wygraną.

   - Jestem pewna, że to, co widzę kiedyś się sprawdzi - odpieram, starając się nie unieść głosu. Wiedziałam, że ta rozmowa nie będzie łatwa, ale nie myślałam, że ruda urządzi mi tu istne przesłuchanie. - Było tak nie raz. - Biorę uspokajający wdech. - Zaczęło się niewinnie. Pytania na testach, filmy w telewizji, poczucie deja vu. Potem było coraz gorzej. Pomagałam tacie porządkować dokumenty w biurze i natknęłam się na akta pewnej sprawy. - Zaciskam dłonie na podłokietnikach. Znów wracają do mnie tamte wspomnienia. - Zaginęła dziewięcioletnia dziewczynka. Nikt nie wiedział, co się stało. Nie było żadnych tropów. - Czuję jak moje serce przyspiesza. - Zobaczyłam jej zwłoki. Prawie doszczętnie zmasakrowane. Szukali jej przez wiele tygodni, a gdy w końcu im się to udało...

   Kręcę głową, zaciskając usta w cienką linię. Mrugam, chcąc odpędzić ten przerażający obraz, ponownie pojawiający się przed moimi oczami i łzy zbierające się w ich kącikach.

   - Odkąd przyjechałam do Beacon Hills wizje się nasiliły. Ja...

   - Skąd mamy wiedzieć, że nas nie okłamujesz? - Z powrotem skupiam swoje spojrzenie na Martin.

   - Lydia - syczy Stiles.

  - No co. - Nie odrywa ode mnie wzroku. - Może nas okłamywać, a my nawet tego nie zweryfikujemy.

   - Nie robię tego - zaczynam, lecz tym razem przerywa mi kto inny.

   - Bo mnie uratowała. - Oczy wszystkich przenoszą się na Stilinskiego. - To ja miałem zostać ranny w wybuchu.

   - I wiesz to, bo ci powiedziała?

   Przymykam oczy, powstrzymując kąśliwą uwagę cisnącą mi się na usta. W tym momencie nic by mi nie dała. Wręcz przeciwnie. Mogłaby pogorszyć sytuację.

   - Deatonie - wtrąca Scott, wciąż siedzący naprzeciwko mnie. - Co o tym myślisz?

   Przenoszę wzrok na weterynarza. Milczał od początku "spotkania". Zdaję sobie sprawę, że analizował każde moje słowo bardziej niż inni.

   - Nie kłamie - oznajmia, a po moim wnętrzu rozchodzi się fala ulgi. - Ale wyrocznie to rzadkość. Nawet jak na świat nadprzyrodzony. - Milknie na chwilę. - W całym swoim życiu spotkałem tylko jedną. Beacon Hills przyciągnęło ją jak wiele innych nadnaturalnych stworzeń.

   Przełykam gulę stojącą mi w gardle.

   - Czy to... - Przygryzam wargę, nie będąc pewną czy jakakolwiek forma tego pytania byłaby odpowiednia. - Czy to była moja mama?

   Znów czuję na sobie spojrzenia wszystkich zebranych, lecz nie mogłam o to nie zapytać. Nie po tym, co Deucalion powiedział mi w szpitalu.

   Czuję jakby kamień spadł mi na plecy, gdy kiwa głową.

   - Pozornie związała się z tym miastem przez mężczyznę, ale Beacon Hills nie przyciąga nikogo bez powodu. Pech chciał, że za którymś razem trafiła tu w nieodpowiednim momencie.

   - Spotkała Deucaliona, prawda? Dlatego o mnie wiedział? Zapamiętał zapach.

   - Kiedyś Deucalion był wizjonerem. Miał plany, które poparła nawet najpotężniejsza alfa jaką znałem.

   - Moja matka - wtrąca Derek. Na sekundę na niego spoglądam. - Dlatego Artemis wydała mi się podejrzana.

   - To ona pierwsza wyczuła Dianę. - Kiwa głową. - Wiedziała, że jest czymś, czego do tej pory jeszcze nie spotkała. Więc przyprowadziła ją do mnie.

   - Wiedział pan kim jestem.

   - Diana miała identyczne spojrzenie. Osoby, która mimowolnie wie więcej od innych.

   - Czyli może mi pan wszystko wyjaśnić - zaczynam, prostując plecy. - Wie pan na czym polegają moje zdolności.

   - Nie do końca. - Ponowne zaprzeczenie. - Twoja mama podchodziła do swojej roli niezwykle poważnie. Wyrocznie posiadają zdolność widzenia przyszłości, Dzięki temu mogą ją zmieniać. Nie na tym jednak miała polegać wasza rola. Miałyście być obserwatorkami. Udzielającymi wskazówek tylko nielicznym.

   - Deucalion zobaczył w niej szansę - wtrąca nagle Scott. - Chciał wykorzystać dar cioci do swoich celów.

   - Nie mógł tego zrobić, dopóki żyła Talia. Rozumiała jak wielkie zniszczenie może przynieść. Gdyby Deucalion ukierunkował wizje wyroczni...

   - Mógłby nawet uniknąć śmierci. - Spoglądam na Stilesa, odruchowo dotykając szwów na boku.

   - Nie rozumiem tylko dlaczego to wszystko zaczęło się półtorej roku temu. Nie powinnam mieć tych zdolności od urodzenia? Jak Hale'owie?

   - Według mitologii nie było tylko jednej wyroczni. Bogowie używali ich do przekazywania swojej woli. Oczywistym jest to, że gdy zmarła jedna, na jej miejsce wybierano drugą. Niewielu wie jednak, że były to kobiety z jednej linii.

   - Moce pojawiły się dopiero, gdy zginęła mama.

   Nikt się nie odzywa. Mam wrażenie, że pozostali tak jak i ja analizują wszystko, co powiedział przed chwilą Deaton. Już chcę zacząć roztrząsać wszystko od tego fatalnego wypadku, gdy w powietrzu rozchodzi się głos Martin.

   - Może to wszystko jest prawdą, ale nadal jestem za sprawdzeniem tego.

   - Jak chcesz to zrobić? I po co? - Stiles po raz kolejny staje w mojej obronie. - Nie wystarczy ci to, co przed chwilą usłyszałaś?

   - Słowa nie udowadniają czynów. Wywołamy jakąś wizję. Jeżeli okaże się prawdą, to nie ma się czego obawiać. Ale jeśli to wszystko jest tylko doskonałą znajomością mitologii. - Posyła mi wyzywające spojrzenie. - To nie będzie miło. 

It will happenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz