Przeszukuję kolejną szufladę, wsłuchując się w nagranie głosów. Rzucam na blat plik dokumentów w momencie, w którym Deaton prosi Lydię o przesłanie mu nagrania.
- Będziemy wdzięczni za jakieś wskazówki - rzuca Stiles obchodząc biurko z drugiej strony.
- Każda triada odpowiadała innemu typowi mocy. Dziewice, uzdrawiacze, mędrcy, wojownicy...
- Wojownicy? - Pytam, unosząc do góry wcześniej znalezione zdjęcie. - To może być żołnierz?
- Oczywiście - odpowiada. Wypuszczam powietrze z ust pokazując im zdjęcie ślubne porwanego nauczyciela.
- Kyle odbywał przeszkolenie z Boydem - wtrąca Stiles.
- To kolejna prawidłowość - mamroczę. - Gdzie jest teraz Boyd?
- Pewnie już w domu. - Stilinski wyciąga komórkę z kieszeni spodni, lecz powstrzymują go słowa Deatona.
- Lydia... Coś się stało?
- Nie, tylko... Znam jeszcze kogoś kto ma związek z wojskiem - oznajmia i natychmiast rusza w stronę korytarza.
Wymieniamy ze Stilesem zdziwione spojrzenia i natychmiast ruszamy za nastolatką. Niemal biegiem docieramy drzwi klasy chemicznej.
- Harris był żołnierzem? - Pytam, gdy brunet rusza w stronę biurka nauczyciela.
- Ukończył West Point. - Spoglądam na Martin kątem oka. Wygląda niemal tak, jakby zobaczyła ducha.
Kiwam tylko głową, widząc, że najwyraźniej nie jest w nastroju do rozmów i kieruję się w głąb sali. Wszystko wygląda normalnie. Jakby po skończonych lekcjach nikogo już tu nie było.
- Może po prostu wziął dzień urlopu? - Obracam się w stronę pozostałej trójki przeszukującej rzeczy Harrisa.
- Zostawił torbę. - Brązowooki unosi do góry skórzaną teczkę, po czym wyjmuje na blat całą jej zawartość. Podchodzę bliżej dostrzegając zmartwione miny Deatona i Lydii. Przyglądam się Stilesowi wertującemu kartkówki, gdy nagle przestaje to robić.
- Co jest? - Pytam, wymijając doktora i stając obok syna szeryfa.
- Na tym teście jest R.
- A na tym H - dodaje Martin.
Odsuwam się pod tablicę, gdy weterynarz wchodzi za mebel, zabierając od nich kartki. Kładzie je na biurku wraz z pozostałymi, ewidentnie czegoś szukając. Z uwagą obserwuję, jak układa prace uczniów w takiej kolejności, że oceny tworzą jeden wyraz.
- Wiecie już, że druid znaczy "mądry dąb". - Ciało mężczyzny samoistnie się napina. Wszyscy skupiamy na nim spojrzenia. Instynktownie wiem, że nie ma nam nic dobrego do powiedzenia. - Druid, który zszedł na złą drogę stawał się mrocznym dębem. To inne, galeickie słowo.
- Darach - mówię, spuszczając wzrok na prace. - To on jest mordercą.
* * *
- Zabije piętnaście osób. - Wypisuję na kartce grupy podane przez Deatona. - Dziewice, wojowników, uzdrawiaczy, mędrców i strażników.
- Dziewice i wojowników możemy skreślić.
- Jakieś wieści od taty? - Obracam się w stronę chłopaka. - Znaleźli już Harrisa?
Kręci głową, dopisując na papierze kolejne słowa.
- Powinien niedługo wrócić z kolejnego patrolu. Rozejrzę się trochę po komisariacie.
- Może jednak pojadę z tobą? - Spoglądam na profil bruneta, obracając długopis w dłoniach. - Zawsze mogę wziąć ich na ładne oczy. - Uśmiecham się lekko.
- Nie tym razem. - Skupia na mnie wzrok, unosząc do góry kąciki ust. - Dzisiaj na recepcji stacjonuje Tara. A jej ulubieniec siedzi obok ciebie.
Śmieję się krótko, lecz zaraz potem poważnie na niego spoglądam.
- Gdyby coś się działo, natychmiast do mnie zadzwoń. Scott z Isaaciem mają za chwilę wrócić, ale jeśli zostaną bez nadzoru na godzinkę czy dwie to nie wydrapią sobie oczu.
- Chcesz spędzać ze mną za dużo czasu jak na kogoś, kto woli trzymać nasz mały sekret w tajemnicy. - Opiera się o poduszki, kładąc rękę za moimi plecami.
- Badamy morderstwa - rzucam, przebiegle się uśmiechając. - A to wymaga ciągłej współpracy.
Nachylam się w stronę bruneta, przykładając dłoń do jego policzka. Muskam usta chłopaka, zdzierając mu z twarzy ten cwany uśmiech. Pogłębiam pocałunek, mając wrażenie, że Stiles jeszcze bardziej go przedłuży, lecz zamiast tego ten nagle podnosi się z kanapy i delikatnie ode mnie odrywa.
- Zostajesz - oznajmia ruszając w stronę holu. - Twój tata jasno zakomunikował mi, że jeśli jeszcze raz zaangażuję cię w swoje nieodpowiednie działania to postrzeli mnie nawet nie powtórzę, gdzie.
- Wiesz, że on tylko tak mówi. - Podążam za chłopakiem. - Poza tym odebrał już radiowóz. Mogę korzystać z jego samochodu, kiedy tylko zechcę. - Opieram się o framugę drzwi.
Kręci głową zakładając buty.
- Tak czy inaczej na ładne oczy zawsze możesz wziąć chłopaków. Dowiedz się czegoś ciekawego i spotkamy się jutro w szkole. - Uśmiecha się na pożegnanie i nie odrywając ode mnie wzroku sięga po klucze leżące na stoliku. Przez swoją nieuwagę chłopak zamiast je pochwycić, strąca je z blatu. Podnosi je z cichym westchnieniem i rusza do drzwi.
Obserwuję, jak je otwiera i przystaje na ganku. Staję obok niego z niedowierzaniem przyglądając się samochodowi taty stojącemu na podjeździe. Wzdłuż całego boku, drukowanymi literami zostały wydrapane dwa słowa przyprawiające mnie o dreszcze.
- Jak?! - Stilinski rusza w stronę pojazdu. - Kto?! - Kątem oka widzę, jak obraca się w moją stronę, lecz jestem w stanie tylko wpatrywać się w ewidentne dzieło któregoś z wilkołaków.
"Seirá sou"
Wokół mnie zaczyna rozchodzić się ciche tykanie. Chcę krzyknąć do Stilesa, żeby odsunął się jak najdalej, lecz nie jestem w stanie wydusić z siebie głosu.
- Musimy zadzwonić do Scotta - oznajmia, podchodząc coraz bliżej samochodu. - Powinni się pospieszyć - dodaje, a tykanie zamienia się w pisk.
Ze wszystkich sił próbuję się poruszyć, lecz na nic. Mam wrażenie, że nogi wrosły mi w ziemię. Szarpię się próbując ostrzec go w jakikolwiek sposób, lecz nim choćby zdążę otworzyć usta, w powietrzu rozlega się huk.
Początkowo nie jestem w stanie stwierdzić, co się stało. Pisk w moich uszach jest niemiłosiernie głośny. Potrząsam głową, nie do końca wiedząc, co powinnam zrobić w takiej sytuacji, lecz potem go dostrzegam. Leży półprzytomny na trawniku. Mój wzrok kieruje się ku bokowi Stilesa, z którego wystaje duży kawałek szkła, wokół którego zaczyna tworzyć się ciemno czerwona plama. Już mam się podnieść i do niego podbiec, gdy nagle wszystko się rozmywa.
CZYTASZ
It will happen
FanfictionSpoglądam na chłopaka wieszającego kolejne artykuły na korkowej tablicy. Rozglądam się dookoła, przyglądając się przedmiotom znajdującym się w pokoju. Zorganizowany chaos. Tak od zawsze to nazywa. -Temi. - Na dźwięk swojego imienia z powrotem kie...