Rozdział 30

816 53 1
                                    

   - Jesteście pewni, że Lydia zdoła przetrzymać go wystarczająco długo? - Pytam, gdy ruda czupryna znika za drzwiami biura trenera.

   - Jeśli zajmą się tym, co zakładamy to mamy trochę czasu.

   Przestaję wychylać się zza ściany i powoli wspinam się w górę schodów. Nie wierzę, że Scott nakłonił Ethana do rozmowy.

   Opieram się o poręcz, tuż obok Stilesa i uważnie przysłuchuję się rozmowie.

   - Rozmawiam z tobą - kontynuuję Scott. - Bo wiem, że nie chciałeś zabić Boyda. I wiem, że następnym razem byś tak nie postąpił.

   - Nic nie wiecie. Nie rozumiecie, ile zawdzięczamy temu stadu. Zwłaszcza Deucalionowi. - Mimowolnie dotyka polika opuszkami palców. - Nauczył nas wszystkiego, co umiemy. Dzięki niemu z omeg staliśmy się alfami.

    - Tylko po to, aby zmienić osobę wydającą wam rozkazy - wtrąca syn szeryfa.

   - Nie zawsze wykonujemy to, co nam każe. - Wzrok bliźniaka na sekundę ląduje na mnie. - Ale trudno sprzeciwić się osobie, której wszystko się zawdzięcza.

   - Czemu spojrzałeś na mnie? - Wypalam, zakładając ręce na piersi. Momentalnie przypominam sobie jak unikał mojego wzroku w trakcie porwania. - Nie chciałeś dostarczyć mnie Deucalionowi prawda? - Robię krok w jego stronę. - Wiedziałeś, że nie powinien kontrolować mojej mocy. Wiedziałeś, co ze mną zrobi. - Czuję na sobie wzrok nastolatków. - I odezwało się w tobie sumienie.

   - Kazał nam zająć się twoimi ranami. - Znów na chwilę na mnie spogląda. - Nie miał na myśli tego, co zrobiłem, ale dzięki przewinieniom Kali uszło mi to na sucho. Przynajmniej na razie.

   - Ty mnie uwolniłeś? - Niezrozumienie wypełnia mój umysł. Wtedy w ich apartamencie wiedziałam, że coś go tknęło, ale nigdy nie pomyślałabym, że jest w stanie tak bardzo sprzeciwić się Deucalionowi.

   Kiwa głową, nawet nie siląc się na wyjaśnienia. Otwieram lekko usta, zastanawiając się, co powinnam powiedzieć, lecz spomiędzy moich warg wydostaje się tylko ciche:

   - Dziękuję.

   - A wasi emisariusze? - Odsuwam się pod ścianę, spuszczając głowę. W moim umyśle rozpoczyna się istna gonitwa myśli, gdy nagle czuję na przedramieniu czyjąś dłoń. Unoszę wzrok na Stilesa, dostrzegając jego zmartwione spojrzenie.

   - Wszystko w porządku - szepczę, ignorując rozmowę wilkołaków.

   Przez chwilę tylko mi się przygląda, lecz gdy już ma coś powiedzieć, w powietrzu rozchodzi się ciężki oddech Ethana. Natychmiast kieruję ku niemu wzrok.

   - Co się dzieje? - Pyta Scott. - Coś cię boli?

   - Nie mnie - odpowiada. - Mojego brata - dodaje i biegiem rusza w stronę szatni. Wymieniam spojrzenie z chłopakami i jak najszybciej podążam za alfą.

   Wbiegamy do pomieszczenia w momencie, w którym Aiden uderza Corę jednym z ciężarów. Zatrzymuję się przy szafkach, podczas gdy pozostali wbiegają w środek potyczki. Stiles natychmiast zaczyna sprawdzać stan Hale'ówny.

   - Nie możesz tego zrobić Aiden! - Ethan wraz ze Scottem odciągają bruneta jak najdalej od wilczycy.

   - To ona przyszła do mnie!

   - Nieważne. - Głos bliźniaka przesyca zdenerwowanie. - Kali dała Derekowi czas do najbliższej pełni. Nie możesz jej nic zrobić. - Rozgląda się po wszystkich. - Żadnemu z nich.

   Obserwuję jak Aiden wyrywa się z uścisku wilkołaków, lecz jego wzrok ani na chwilę nie spuszcza się z Lydii. Ethan wymienia ostatnie spojrzenie ze Scottem, po czym iągnie bliźniaka do wyjścia.

  - Nieźle ci się oberwało - rzuca Stiles, gdy w powietrzu rozlega się trzask drzwi, a siostra Dereka powoli zaczyna podnosić się z podłogi.

   - W porządku? - Scott podąża za brunetką, kroczącą w stronę lustra.

   - Nie wygląda dobrze - wtrąca Lydia, gdy wraz z resztą ruszamy za wilkołaczką.

   - Uleczę się. - Mocniej chwyta się kranu, spuszczając głowę w dół.

   - Nie wyglądasz jakbyś miała to w najbliższym czasie zrobić - mówię.

   Czuję na sobie karcące kuzyna, na które tylko wzruszam ramionami.

   - Na pewno wszystko w porządku? - Dopytuje beta.

   - Przecież powiedziałam, że tak!

   - Wiesz, że to było samobójstwo? - Głos Stilesa rozlega się za moimi plecami.

   - Zrobiłam to dla Boyda! - Unosi się. - Wy nie kiwnęliście nawet palcem.

   - Staramy się - zaczyna McCall, lecz dziewczyna nawet nie daje mi dojść do głosu.

   - I jak na razie wam to nie wychodzi. Jedyne czym się zajmujecie to znajdywanie ciał.

   - A ty najwyraźniej chcesz zostać jednym z nich - wtrącam, wiedząc jak bardzo tymi słowami zraniła moich przyjaciół. Nie wie, co robią by odnaleźć Daracha. Nie ma prawa wypowiadać się na ten temat.

   - Mówi to osoba, która nie umie obronić nawet samej siebie.

   Zaciskam dłonie w pięści, wypuszczając powietrze z ust. Przysięgam, że...

   Czuję na barku ciężar czyjejś dłoni. Z lekką dezorientacją spoglądam na Lydię, która kręci przecząco głową. Robię krok w tył, powstrzymując się przed rozpoczęciem kłótni.

   Brunetka po raz ostatni skanuje wzrokiem całą naszą czwórkę, po czym rusza do wyjścia.

   - Widać, że jest z Hale'ów - rzuca Stilinski, próbując rozluźnić atmosferę. - Dopilnuję, żeby wróciła do domu. - Kieruje ku mnie głowę. - Chcesz jechać z nami, czy...

   - Zabiorę się z kimś innym - rzucam, oplatając się ramionami. - Lepiej żebym teraz nie jechała z nią jednym samochodem. 

It will happenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz