- Z każdym treningiem idzie mi coraz lepiej Stiles. Przecież to widzisz - mówię, gdy po raz kolejny spogląda na moje obolałe ramię. - Dzisiaj było lepiej niż w ciągu ostatnich kilku dni.
- Cieszę się, że jesteś z siebie zadowolona. Bo to był twój ostatni trening.
- Słucham?
- Rozmawiałem z Derekiem, gdy się przebierałaś. - Na sekundę na mnie spogląda. - On i Peter wywożą Corę zaraz po pełni. Nie wiadomo, kiedy wrócą.
- I nie mógł mi tego powiedzieć osobiście? - Oburzam się.
- Chciał to zrobić po pełni. Mówię ci to teraz, żebyś potem nie wpadła w szał. - Skręca, wjeżdżając na teren lecznicy.
- Boisz się, że mogłabym mu coś zrobić? - Śmieję się lekko.
- Nie miałbym nic przeciwko, gdybyś zafundowała mu kilka siniaków. - Także się uśmiecha. - Ale bardziej myślałem o sobie. Nie chciałbym musieć użyć na tobie mojego nowego kija - dodaje.
- Aluminium jest lepsze niż drewno - rzucam, gdy zatrzymuje samochód. - Ale nic by ci nie dało, gdybym postanowiła obrać cię za swój cel - dodaję, czekając aż obróci się w moją stronę. Robi to, spoglądając mi prosto w oczy.
- W takim razie lepiej żebyś wściekła się na Dereka - oznajmia i przylega do moich warg. Uśmiecham się lekko, przesuwając dłonie na kark Stilinskiego. Pogłębiam pocałunek, chcąc zapewnić, że nic się dzisiaj nie stanie.
- Lepiej tam chodźmy - mówię, mozolnie się od niego odrywając. - Bo jeszcze pomyślą, że wywiozłeś mnie z miasta.
- Straciłby status najmądrzejszego... - Głos Isaaca dobiega mnie, gdy tylko opuszczam pojazd. - gdyby tylko pomyślał, żeby to zrobić.
- Musiałbym być pewien, że pełnia w żaden sposób na nią nie wpłynie. - Brunet staje tuż obok, otulając mnie ramieniem. - A w Beacon Hills niczego nie można być pewnym - dodaje, gdy wymieniam spojrzenia z Allison.
- Dlatego zabrałam to - oznajmia łowczyni, lekko unosząc sportową torbę. Nie pozwalam uśmiechowi zejść z twarzy, choć przez moją głowę zaczynają przemykać ponure myśli. - Będziemy przygotowani na każdą ewentualność.
Kiwam lekko głową, chcąc, żeby wiedziała, że naprawdę doceniam jej starania, po czym mocniej otulając się ręką Stilesa, ruszam w stronę kliniki.
Wschodzący księżyc oświetla nam drogę, choć ja uporczywie staram się nie patrzeć w jego stronę. W ciągu ostatniego tygodnia aż cztery osoby powiedziały mi, że sam jego widok może rozjuszyć wilkołaka i choć naprawdę nie wydaje mi się, że coś się dzisiaj wydarzy, wolę nie zapeszać. Zwłaszcza, że jak zdołałam się już przekonać, los może być z góry zaplanowany.
Mały słoik w rękach Deatona to pierwsza rzecz, którą dostrzegam po wejściu do środka.
- Naprawdę chce Pan zamknąć nas wszystkich w środku? Jesteśmy pewni, że to dobry pomysł? - Niepewnie na niego spoglądam.
- Ludzie wyjdą bez problemu - przypomina. - A ci, którzy zostaną, dadzą radę się obronić.
Kiwam lekko głową, a myśli przybierają na sile. Do tej pory byłam przekonana, że nic się dzisiaj nie wydarzy. Że spędzimy tę noc jak jakąkolwiek inną, z tym wyjątkiem, że każda, pojedyncza osoba w tym budynku będzie czekać na moją przemianę. Każde z nich przygotowało się na tą ewentualność. Może to tylko ja odpycham od siebie nieuniknione.
CZYTASZ
It will happen
ФанфикSpoglądam na chłopaka wieszającego kolejne artykuły na korkowej tablicy. Rozglądam się dookoła, przyglądając się przedmiotom znajdującym się w pokoju. Zorganizowany chaos. Tak od zawsze to nazywa. -Temi. - Na dźwięk swojego imienia z powrotem kie...