Rozdział 26 cz.2

969 55 5
                                    

   - Wstrząśnienie mózgu, rany kłute, poważnie obrażenia karku i do tego odwodnienie. - Ciocia wciąż nie odrywa wzroku od mojej karty pacjenta. - Nie wierzę, że naprawdę wypisuję cię do domu.

   - Nie czuję się źle... - zaczynam, lecz nie daje mi dojść do głosu.

   - Leki przeciwbólowe trzeba będzie kiedyś odstawić - mówi, podając mi woreczek pełen pudełeczek z tabletkami. - Pamiętaj, że nie możesz ich brać bez przerwy, a w razie jakichkolwiek problemów masz natychmiast tu przyjechać.

   - Któreś z nas przywiezie ją tu nawet gdyby stawiała opór. - Na twarzy Allison pojawia się lekki uśmiech. - Mogę pani to obiecać.

   - Wykorzystaj czas, który masz na odpoczynek. Jeśli chcesz jak najszybciej wrócić do tego całego bałaganu powinnaś solidnie wypocząć. Żadnego przemęczania się, zrozumiano?

   - Tak. - Wstaję, w duchu dziękując, że nie dopadły mnie zawroty głowy i całuję ją w policzek. - Dziękuję ciociu.

   - Dzwoń gdybyś czegoś potrzebowała - rzuca, ruszając w stronę wyjścia na korytarz. - I Artemis - dodaje, zatrzymując się w drzwiach. - Naprawdę proszę cię, żebyś posłuchała tych zaleceń. To dla twojego dobra.

   - Postaram się - odpowiadam, unosząc do góry kącik ust.

   Kobieta robi to samo, po czym opuszcza salę. Obracam się w stronę Argent, która przygląda mi się z dziwnymi iskierkami w oczach.

   - Co? - Pytam, nie wiedząc jak powinnam na to zareagować.

   - Nic. - Kręci głową z rozbawieniem, ruszając w stronę drzwi. - Zastanawiam się jak Scott może nic nie zauważać.

   Ruszam za nią, uważając, aby nie zderzyć się z ludźmi szybkim krokiem przemierzających korytarze.

   - Chyba nie rozumiem.

   - Wiesz o czym mówię - rzuca, prowadząc mnie w stronę podziemnego parkingu.

   - Allison - próbuję, gdy dalej dąży korytarzem. - Ali - mówię ostrzej.

   Brunetka zatrzymuje się, spoglądając na mnie z powagą.

   - Naprawdę nie wiem o czym ty mówisz.

   - O Stilesie - odpowiada bez wahania, wznawiając chód. Przez chwilę stoję w miejscu zastanawiając się czy chodziło jej o to, o czym myślę, czy zwyczajnie wyolbrzymiam sytuację. Z mętlikiem w głowie podążam za nastolatką. Odzywam się dopiero, gdy dochodzimy do samochodu łowczyni.

   - Coś mu się stało? - Pytam, chcąc dowiedzieć się, co miała na myśli. - Nie powiedział mi o czymś, co wydarzyło się pod... - Milknę na chwilę zastanawiając się jakie słowa będą odpowiednie. - Pod moją nieobecność?

   - Artemis... - zaczyna, otwierając drzwi od pojazdu. - Trzeba być Scottem, żeby nie zorientować się, że coś między wami jest - dodaje i wsiada do środka.

   Przez chwilę staję bez ruchu, wpatrując się w miejsce, w którym przed chwilą stała. Powtarzam w myślach jej słowa i wsiadam do środka.

    - To nie tak jak myślisz.

   Śmieje się, odpalając silnik.

   - Sądzę, że jest dokładnie tak jak myślę. - Uśmiecha się, patrząc w moją stronę.

   - Jesteście razem i nikomu nic nie powiedzieliście. Nie mam pojęcia, dlaczego, bo idealnie do siebie pasujecie.

   - Nie jesteśmy... - zaczynam, lecz wiem, że to nie będą właściwe słowa. - To skomplikowane.

It will happenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz