Rozdział 31

771 41 4
                                    

Ważna notatka pod rozdziałem.

   - Allison? - Przykładam komórkę do ucha, mijając młodszych uczniów i stając pod jedną ze ścian. - Coś się stało? Nie było cię dzisiaj na lekcjach.

   - Zginie kolejny nauczyciel - rzuca bez ogródek. - Nie mogę dodzwonić się do pozostałych.

   - Jesteśmy na rechitalu - wyjaśniam, ruszając w stronę drzwi. - Scott gdzieś tu był. Znajdę go i powiem... - zaczynam, gdy nagle prawie na kogoś wpadam. Unoszę głowę, napotykając czekoladowe tęczówki. - mu o wszystkim - dokańczam.

   - Jesteśmy już w drodze - mówi, gdy w słuchawce rozlega się dźwięk klaksonu. - Szukajcie filozofów - dodaje, po czym się rozłącza.

   Przenoszę wzrok na syna szeryfa, chowając urządzenie do kieszeni.

   - Zginie kolejna osoba, prawda? - Pyta, odsuwając się z przejścia i rozglądając wśród zebranych.

   Kiwam głową, podążając jego krokiem.

   - Dzwoniła Allison. Teraz zabija myślicieli. - Już mam zacząć tłumaczyć, że nie wiem, gdzie zniknęli Scott i Lydia, lecz dostrzegam spięte mięśnie nastolatka. - Coś się stało? - Pytam, natychmiast zmieniając ton głosu.

   Na powrót skupia na mnie swój wzrok. Doskonale wiem, że z początku nie zamierza roztrząsać teraz ze mną tego tematu, lecz ulega, gdy ukradkiem łapię go za rękę.

   - Powiedziałem tacie o wszystkim. - Zniża głos do szeptu tak, żebym tylko ja go słyszała. - O wilkołakach, łowcach, kanimach... - Spuszcza wzrok. - O tobie.

   Przygryzam polik, przekonując samą siebie, że Szeryf powinien był wiedzieć już dawno. Zupełnie jak mój tata i Melissa. Żadne z nich nie zna prawdy o mnie.

   - Zgaduję, że nie poszło najlepiej.

   Kręci głową, znów rozglądając się po sali.

   - Wyjaśniłem mu wszystko. O wszystkich. A on mi nie uwierzył. I nie uwierzy mi...

   - Dopóki nie zobaczy. - Mocniej ściskam palce bruneta. - W takim razie my musimy znaleźć Daracha pierwsi - decyduję, skanując tłum. - Gdzie jest Scotty?

   - Tam. - Stilinski wskazuje miejsce, tuż przy rzędzie dla nauczycieli.

   - Scott - mówię, mając nadzieję, że usłyszy mój głos przez coraz głośniejszą muzykę. - Scott!

    Beta obraca się w naszą stronę, ze zdezorientowaniem wymalowanym na twarzy. Już po chwili stoimy w naszym małym kręgu. Zupełnie jak za dawnych czasów.

   - Zginie kolejna osoba - rzucam, nim brunet zdąży otworzyć usta.

   - To będzie ktoś z tej sali - dodaje Stiles. - Darach musi tu być.

   - Ofiarą może być każdy - kontynuuję. - Nie wiem tylko jak...

   - Lydia nam pomoże - wtrąca Scott. - Przed rechitalem powiedziała mi, że chce to zrobić.

   - Musimy ją znaleźć.

   - Widziałam, jak wychodziła.

   - Co?

   - Odczytała wiadomość i wyszła - mówię, czując na sobie ich wzrok. - Sama. Nie wiadomo, dokąd - dodaję szeptem, gdy dochodzi do mnie istota czynu Martin.

   Wymieniamy zaniepokojone spojrzenia i nie czekając wybiegamy na dwór.

   - Lydia!

   Zatrzymujemy się na środku podwórza, desperacko rozglądając się na wszystkie strony. Kątem oka dostrzegam, jak Scott skanuje wzrokiem kolejne budynki.

   - Widzisz coś? - Syn szeryfa również skupia wzrok na przyjacielu. - Scott?

   - Nic nie widzę. Ja... - zaczyna, gdy nagle łapie się za uszy i upada na kolana. Już mam ruszyć w jego stronę, gdy nagle uderza we mnie tajemnicza siła. Cofam się, gdy oddech więźnie mi w gardle i łapię za jedną z kolumn. Dreszcz przechodzi całe moje ciało, a gdy jestem w stanie nabrać powietrza z moich ust wydobywa się jedno słowo.

   - Lydia.

* * *

   - Mój tata jest w środku. - Na sekundę przestaję pchać drzwi. Przenoszę swój wzrok na Stilesa wpatrzonego w scenę za szklanym okienkiem.

   Przez chwilę mam wrażenie, że stwierdzi, że i tak nie damy rady i odpuści, lecz jestem w wielkim błędzie. W bruneta wstępują nowe siły. Obserwuję, jak pcha drzwi, aby po chwili zacząć przeciskać się przez powstałą szparę. Otrząsam się z chwilowego otępienia i pcham wejście, aby trochę zwiększyć szczelinę. W powietrzu rozchodzi się dźwięk tłuczonego szkła, gdy ruszam za chłopakiem.

   Ból rozchodzi się po moim ciele, gdy przeciskam się obok biurka, lecz ze wszystkich sił staram się go ignorować. Kątem oka dostrzegam chłopaków, lecz osobę, która przyciąga mój wzrok jest Lydia. Nie myśląc wiele ruszam w jej stronę.

   Moje palce lądują na szyi nastolatki, gdy tylko znajduję się obok niej. Westchnienie ulgi opuszcza moje usta, gdy pod opuszkami palców wyczuwam w miarę regularny puls. Przenoszę dłonie na twarz dziewczyny. Jej otwarte oczy wpatrzone są w pustkę. Jest w silnym szoku.

   - Lydia - zaczynam, delikatnie klepiąc ją w polik. - Jesteś bezpieczna, słyszysz mnie? Już nic ci nie grozi. Zabierzemy cię w bezpieczne miejsce - dodaję, a gdy nie uzyskuję odpowiedzi, wstaję i ruszam w stronę chłopaków. - Stiles... Scott... Co się stało? - Pytam, widząc ich przerażone miny.

   - Pani Blake... Darach... Porwała mojego tatę. - Słowa wydostają się z ust Stilesa, choć ten nie odrywa wzroku od rozbitego okna.

   Wymieniam spojrzenia ze Scottem, dopiero teraz dostrzegając, że jest cały we krwi. Przez chwilę mam ochotę usiąść i przeczekać cały ten bałagan, lecz zdaję sobie sprawę, że cała trójka potrzebuje teraz mojej pomocy.

   - Jak bardzo jesteś ranny Scottie? - Pytam, robiąc krok w jego stronę.

   - Nic mi nie jest... Chyba. - Spogląda na swoje ciało. - Zaraz się zagoję.

   - Dasz radę rozwiązać Lydię i zanieść ją do jeepa? - Pytam, pamiętając, żeby nie spieszyć się z wypowiadaniem słów. Każde z nas w jakimś stopniu jest w szoku.

   Beta kiwa głową, po raz ostatni zawieszając wzrok na chłopaku, po czym rusza w stronę rudej. Do moich oczu docierają ciche słowa, nim biorę głębszy wdech i ruszam w stronę Stilinskiego.

   - Stiles... - zaczynam, stając obok niego.

   - Porwała go... Ona go...

   - Nic mu nie zrobi. - Staję przed brunetem, chcąc zasłonić mu widok rozbitej witryny. - Znajdziemy ich oboje zanim do czegoś dojdzie.

   Kręci przecząco głową, zaciskając rękę wokół kawałka metalu. Przenoszę swoje dłonie na poliki bruneta, zmuszają go, by na mnie spojrzał.

   - Obiecuję ci, że znajdziemy twojego tatę i rozprawimy się z Jennifer - mówię, patrząc mu prosto w oczy. - Ale najpierw musimy zająć się Lydią. Ona potrzebuje naszej pomocy.

   Przez chwilę tylko mi się przygląda, lecz ostatecznie kiwa głową.

   - Daj mi kluczyki od jeepa - zaczynam powoli, przenosząc dłonie na kark chłopaka. - Ja poprowadzę. 


Do końca pierwszej części tego opowiadania zostało 11 rozdziałów. Niestety w związku ze zbliżającą się maturą (która w tym roku czeka i mnie) pisanie drugiej części idzie mi dosyć mozolnie 😔. Obiecuję, że wrócę do was jak najszybciej się da, a w tym momencie pozostaje mi tylko życzyć wam miłej lektury😉❤

Z góry przepraszam także za nieregularność rozdziałów, ale niekiedy nie mam nawet czasu uruchomić komputera🙈🙈

Trzymajcie się i uważajcie na siebie!!❤❤

Wasza Nel

It will happenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz