Rozdział 24

973 58 1
                                    

   - Uzdrowiciele? - Pytam, wkładając do lodówki ostatnie produkty. - Jesteś pewien?

   - Jestem. Wszystko tak jak powiedział Deaton. - Stilinski opiera się o blat. - Melissa zgłosiła zaginięcie dwóch lekarzy. Jednego już znaleziono martwego.

   - Kończy mu się czas. - Zamykam drzwiczki z lekkim trzaskiem i obracam się w stronę bruneta. - Wcześniej nie zabijał tak szybko. - Przeczesuję włosy ręką. - Niedługo porwie trzecią ofiarę - dodaję, ruszając w stronę schodów.

   - Dlatego Scott i Isaac zadeklarowali całodobowe pilnowanie Melissy. Spokojnie... - dodaje, napotykając mój zmartwiony wzrok. - Nikt nie porwie jej z domu zamieszkiwanego przez trzy nadnaturalne istoty.

    - Obyś miał rację - rzucam, stając w drzwiach od sypialni Scotta.

   - Mama jest w łazience - oznajmia McCall, gdy tylko napotyka mój wzrok. - Nie spodobał jej się pomysł, żebym czekał na nią pod drzwiami.

   Unoszę do góry kącik ust.

   - Wolelibyśmy obaj czuwać dzisiaj przy mamie, więc pomyślałem, że... - zaczyna, spoglądając na przyjaciela.

   - Zostanę z nią. - Syn szeryfa lekko kiwa głową. - O ile wcześniej nie zrzuci mnie ze schodów.

   - Nie zasłużysz sobie na to, dopóki nie powiesz mi, co mam robić. - Uśmiecham się.

   - Mój pokój jest do twojej dyspozycji Stil.

   - Dam sobie radę. Zresztą jak zawsze - zapewnia.

   - Gdyby coś się działo macie nas natychmiast obudzić - rzucam, ruszając w stronę swojego pokoju. - Idziesz Stiles? Chciałabym jeszcze rzucić okiem na sprawę.

   - Jasne. Trzeba od razu dopisać ofiary do schematów.

   - Myślisz, że skupi się na pracownikach szpitala? - Pytam, gdy zamyka drzwi. Staję przed biurkiem, pochylając się nad notatkami, lecz zamiast odpowiedzi czuję ręce chłopaka na biodrach. Obraca mnie w swoją stronę i już mam spytać co robi, gdy ten pochyla się w moją stronę.

   Czuję na sobie usta chłopaka, a w moim ciele wybucha wulkan emocji. Jedną dłonią opieram się o blat, drugą chwytając za końcówki jego włosów. Nie całował mnie tak od momentu naszego pogodzenia. Przylegam do niego pragnąc jeszcze bardziej się w nim zatracić, gdy nagle na korytarzu rozlega się odgłos kroków.

   Odrywamy się od siebie w ciągu sekundy. Dopiero teraz dochodzi do mnie, co się właśnie stało. Moje policzki pokrywają się czerwienią, a z tyłu głowy zapala się czerwona lampka.

   - Stiles - szepczę, gdy chłopak ponownie napiera na moje usta. Całe moje ciało krzyczy, abym odwzajemniła gest, lecz umysł pozostaje trzeźwy. Przesuwam dłonie z karku Stilinskiego na jego klatkę piersiową. - W pokoju obok siedzi dwójka wilkołaków. Mogą nas usłyszeć.

   - Jeśli jeszcze tego nie zrobili to są marnymi wilkołakami. - Uśmiecham się lekko. - Ale niech ci będzie. Zróbmy, co mamy zrobić i chodźmy spać. W szpitalu jest ze dwudziestu innych lekarzy. Czeka nas pracowity dzień.

* * *

   - Tata powiedział, że lekarz dyżurny nie umarł przez zadzierzgnięcie. Udusił się w niewiadomy sposób. - Skupiam się na swoim zeszycie, nie chcąc zwrócić uwagi nauczycielki. Doskonale wiem, że Scott siedzący w ławce przed nami również przysłuchuje się Stilesowi.

   - Darah zmienił sposób mordowania swoich ofiar? - Spoglądam na Stilinskiego. - Po co?

   - Nie mam pojęcia - oznajmia, przeczesując włosy ręką. - Ale w szpitalu pracuje mnóstwo innych osób, których możemy uznać za uzdrowicieli.

It will happenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz