Bump.
Macie, paskudy. Ale nie zawsze będzie mnie tak łatwo ubłagać. Kolejny rozdział za 8 gwiazdek :pZnacie mnie, wiecie że i tak wstawię.
Zdziwiony przywódca sekty spojrzał na Naczelnego Kultywatora.
Obaj zajmowali ważne stanowiska w świecie kultywacji, byli poważni i powszechnie szanowani.A teraz obaj zamierzali babrać ręce w zupie, wszystko dla osoby którą kochali.
Brata i ukochanego.- jeszcze coś pamiętam. Masz nasiona i suszone kwiaty lotosu? Potrzebne będzie też mięso, najlepiej żeberka. - westchnął Jiang Cheng i ruszył w stronę kuchni.
- Mn. - Lan Wangji kiwnął głową i zajął się organizacją składników do zupy.
***
Powietrze było takie ciężkie... kłuło i uciskało w płuca. Powieki były zbyt ociężałe, aby podnieść. Oddychał mocno, mimo to dusił się, dostarczając sobie minimalną dawkę powietrza. Energia urazy aż w nim wrzała, czuł jak pali go w dłonie i gardło.
Zabij...
No zabij...
Zemsta za wszystko!
Słyszał różne głosy, krzyki, czuł dotyk na nogach.Psy. Wszędzie psy, czuł jak go gryzą, jak drapią i wyją.
- Nie! - krzyknął, podnosząc się do siadu. Oddychał ciężko i szybko, próbując się uspokoić. Westchnął i otarł pot z czoła.
Przypomniał sobie, że udało mu się uciec. Już go nie dopadnie.
Wei Ying rozejrzał się po znajomym sobie wnętrzu. Miękkie łóżko, promienie porannego słońca i cudowny zapach zupy z lotosu.
Starsza siostra?Nie, to Jingshi. A siostra nie żyje...Jęknął mimowolnie, czując kłujący ból wielu ran i głowy. Był też nieziemsko głodny i zmęczony. Ostrożnie położył się spowrotem na łóżku wspólnym jego i Lan Zhana. Czuł się taki wykończony, jakby ktoś wyjął mu część wspomnień z życia. Najbardziej bolała go głowa, jakby miał w niej dwa, ogromne kolce. Westchnął i zamknął oczy, będąc zbyt wykończonym na cokolwiek.
Jakby z daleka słyszał echo rozmów i tupanie, ponownie jęknął, zasłaniając twarz zabandażowanymi rękoma. - cicho... boli... - mruknął niezadowlony.
Zaraz radosne rozmowy ustały i ktoś do niego podbiegł. Poczuł czyiś dotyk na nadgarstku, ale widział tylko rozmazane cienie i światła. Krzyczał i wyrywał się, nie mógł pozwolić aby on go znów skrzywdził.- Seniorze Wei, seniorze Wei! - ktoś próbował go przytrzymać, poczuł coś mokrego na ustach i brzuchu. Głosy dochodziły z oddali i były drażniące - tato... tato, proszę uspokój się. Nie umieraj, zaraz przyjdzie lekarz.
Wei Ying rzeczywiście zastygł. "Tato"?!
Kiedy stał się ojcem? Przecież nigdy z żadną kobietą...
Nie rozumiał już co się dzieje, opadł na poduszki i próbował cokolwiek zobaczyć. Gdzie był? W Jingshi. Czyli... był bezpieczny, prawda? Pozwolił się ułożyć na poduszkach i ktoś chyba mu zawiązał ręce do łóżka, pewnie dlatego że nimi machał i próbował walczyć.- Wei Ying. - usłyszał jakiś głos.
Nie, nie jakiś głos. TEN głos.
Czyli na pewno był już bezpieczny.- Lan Er Gege...- szepnął i po zobaczeniu zarysu białej plamy, która zapewne miała być jego narzeczonym, uśmiechnął się delikatnie. Inne białe plamy odsunęły się - jesteś największą plamą...- mruknął do niego, powoli odpływając. Poczuł jednak dziwny zapach ziół i nie zasnął. Silne ręce przyszłego męża trzymały go za barki, troskliwie nawilżając usta wodą.
Lan Zhan nie posiadał się ze szczęścia... Jego ukochany wracał do zdrowia. Miał już otwarte oczy i nawet mógł mówić, ruszać się. Choć nadal trochę bredził, to rozpoznał go i tym razem powiedział jego imię.
CZYTASZ
○•°Obietnica°•○|wangxian|
FanfictionPowietrze na szczycie góry było zimne i raniło płuca. Nie mniej jednak niż świadomość, że nie przyszedł. *** - Spotkamy się tu za pół roku? - zapytał Wei Wuxian, patrząc w oczy swojego ukochanego. Nie chciał go zostawiać, ale wiedział że musi. Miał...