三十五(第一部分結束)

399 53 18
                                    

Xichen patrzył z daleka na swojego brata. Patrzył i nie skrywał uśmiechu, widząc jego szczęście gdy spędzał czas z Wei Yingiem.

Sturlali się razem po zielonym pagórku, Lan Zhan trzymał przy tym męża by nie uszkodzić jego brzucha, trzymał go mocno, przy sobie, trzymał by nie odleciał mu. Miał swój raj na ziemi, ukochanego łobuza w czarnej szacie. Zjechali na dół na polankę na swoich plecach i obcałował go czule po twarzy. Śmiali się obaj, naprawdę się śmiał. Z czystej radości i szczęścia. Bo był szczęśliwy z nim tutaj. I z ich dzieciaczkiem w brzuchu.

- jeszcze ja, jeszcze ja! - z daleka usłyszał głos Sizhuiego, który przybiegł tu prędko po górce i wtulił się w rodziców. Rozczulony, jego również przytulił. Czy trzeba mu było coś więcej do szczęścia? Doświadczona przez los rodzina mogła teraz razem odpocząć na trawie, tuląc się i wygłupiając, gdy Yuan i Wei Ying próbowali naraz obezwładnić Lan Zhana, a ten i tak mógł ich naraz podnieść i pokonać, oczywiście delikatnie.
Delikatnie, w przeciwieństwie do ich zabawy z nocy...

Krzyki i jęki ukochanego były wszak najpiękniejszą spośród znanych mu melodii. Rytmiczne uderzenia, plaśnięcia i ciche "ah" i głośne "więcej" i głośniejsze "błagam", sprawiały że serce biło mu szybko a on był najszcześliwszy na świecie. Lubili robić to mocno, konkretnie, tak aby ślady przypominały im o wspólnej nocy aż do kolejnej. I tak powinno być już na zawsze, do końca świata.
Wei Ying ugryzł go w ramię, jęcząc przy tym z bólu tak rozkosznego, jak tylko się da. Uniósł się na nim w ekstrazie raz jeszcze, odrzucając skropioną potem i rumieńcem twarz do tyłu, wraz z dzikimi włosami. Ostatni okrzyk zwiastował szczytowanie, gdy zaciskał palce na ramionach męża, aż bielały mu knykcie.
Dochodził z ustami przy ustach ukochanego, splecieni jakby byli jednym ciałem, wreszcie opadając ze zmęczenia na wymęczoną pościel.

Przytulił ich obojga, trzy największe skarby, obserwując zachodzące słońce.
Zaś obserwujący ich Lan Xichen podjął decyzję.
Również miał prawo do rodziny, również chciał kogoś bliskiego do wygłupów i czułości. I wiedział nawet kogo. Nikogo innego jak Jiang Chenga. Tego dupka z problemami z agresją i wyrażaniem emocji, tego porywczego samotnika.
Kochał go takiego, bo właśnie to zrozumiał. Kochał go.
Odwrócił się i szybko poszedł do hanshi, w którym spał gość. Nie pozwoli mu się tak szybko odrzucić!
Pewnym krokiem przemierzał dobrze znane sobie ścieżki, którymi chadzał całe życie. Ale teraz miał ochotę chodzić mostami nad jeziorem, wśród woni lotosów i światła świetlików. Nie przeszkadzały mu komary i wilgoć, ani to że całe życie przyzwyczajony był do białych kamyczków i zadbanych ogrodów Gusu Lan.
Chciał tego.

"Nie pytaj za co cię kocham, bo kocha sie za nic"
Być może ta miłość mogła go ranić, pewnie była skandaliczna i niepoprawna, ale wychodzi na to, że Lanowie od ich ojca mieli skłonności do skandalicznych i wątpliwych kandydatów do kochania. Ale skoro Lan Zhan znalazł szczęście u boku demonicznego Patriachy, to może Xichen poradzi sobie z jego niedemonicznym bratem?

Zapukał silnie do drzwi i nie czekając na odpowiedź, wszedł do środka, żwawym krokiem.
Nie zamierzał dać mu dalej żyć w tej toksycznej samotności, aby wyżarł go własny jad.

Usłyszał kaszel, podnoszenie z łóżka i stanął przed nim Jiang Cheng, który chyba już szykował się do odpoczynku po podróży. Luźna szata, rozpuszczone włosy i wilgotna po umyciu twarz.

Piękny.

- Pierwszy paniczu sek...

- ...przestań - przerwał mu od razu - Jiang Cheng, kocham cię. - powiedział wprost bo i co innego miał mówić. To było najważniejsze. Widział zdziwienie odmalowane na przepięknej twarzy lidera sekty Jiang.

Milczenie było długie, a przynajmniej tak się Lan Huanowi wydawało, gdy cisza bolała go w uszy i uważnie obserwował twarz wybranka i zmiany zachodzące na niej.
Obrona, zaprzeczenie, zwątpienie, zdziwienie, ulga, złość, aż tu nagle ... rezygnacja.

Ale nie z niego, a z ograniczających go barier!

- ja ciebie też chyba kocham - stwierdził ostrożnie i zbliżyli się do siebie. Patrzyli sobie w oczy, czując jaka to ulga wreszcie to przyznać.





Sieeeemano
Troche mnie nie bylo ale
Zapierdziel no i zapierdziel
Też chce mi się spać przez leki jakie biorę, więc jak ten rozdział jest słaby to sory ale pisałam go tak po 10 słów dziennie dosłownie

A teraz
Uznajmy to za koniec części pierwszej
Jeśli ktoś chce zakończyć takim fluffem to proszę bardzo. Później będą dramy i spiski, więc kto jak woli. A część druga wleci jakoś niedługo już ... więc jak chcecie widzieć co było dalej to bądźcie czujni!

○•°Obietnica°•○|wangxian|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz