十九

542 69 68
                                    


- ale naprawdę...

-...ale naprawdę to nikt ci w to nie wierzy, Wei Ying - Wangji pokręcił głową. Kolejna próba dowiedzenia się czegoś od ukochanego o energii urazy spoczęła na laurach. Cóż, najwyraźniej będzie musiał albo żyć w niepewności albo rozpić przyszłego męża i dowiedzieć się prawdy. Narazie jednak mieli ważniejsze rzeczy do roboty, a mianowicie przygotowania do ślubu.
Wei Ying westchnął i oparł głowę o ramię przyszłego męża - nie zasługuję na ciebie - mruknął i pocałował go w policzek. Ostatnio Lan Qiren uparł się na nich i co chwila nasyłał im kontrolę do Jingshi, aby sprawdzali czy czasem nie łamią przykazania czystości przed ślubem.
Ah, gdyby tylko wiedział że już nie ma o co dbać, bo tę czystość już dawno stracili i to w trawie przy drodze. Na pewno pękł by ze złości.
Wei Wuxian uśmiechnął się na samą myśl o tym.

- bzdura - cicho odparł Lan Wangji i objął ulocjamego, delikatnie gładząc jego ramię. Obaj przeszli bardzo wiele złego, cały świat był przeciw nim i teraz ciężko było uwierzyć, że już wszystko będzie dobrze, że już koniec trosk i walki. Nie umieli żyć podczas pokoju. - chcesz jutro iść na spacer? - zaproponował cicho Lan Zhan. Wei Ying musiał na nowo zadbać o kondycję, a poza tym chciał z nim spędzić czas. Gdy uzyskał odpowiedź twierdzącą, uśmiechnął się delikatnie, prawie niezauważalnie, jak to on - i upiekę ci ciasto różane, dobrze?

- mmm...tylko o tym marzę, mój słodki Lan Zhan.  I o ślubie z tobą. - raczej mu tak nie słodził zwykle, ale starał się. Wangji musiał wiedzieć jak bardzo ważny dla niego jest.

- niedługo. - pocałował go w czoło i po chwili podał ciastka różane z nasionami - Wei Ying musi więcej jeść.

Postura Patriachy Yiling była słaba. Był bardzo blady, kończyny miał drżące i białe, cienkie. Wystawały mu kości i miał połamane paznokcie. Lan Zhan musiał o niego zadbać. Podał mu jedzenie i kazał popić wodą z lipą i miodem. Wei Wuxian wracał do zdrowia i to było cudowne. Było tak blisko...tak bardzo wtedy się bał.
A teraz z dnia na dzień mógł obserwować jak cudownie wraca do sił jego narzeczony. Był z niego dumny.

Usiadł obok i przekazał mu część swojej energii duchowej, choć jemu teraz było nieco słabiej to miał jej wystarczająco dużo.

- nie musiałeś - Jęknął Wei Wuxian i przewrócił oczami, niczym Jiang Cheng.

- dla Wei Yinga wszystko. - odparł prosto i stanowczo.

- Lan Zhan za dobry - wlazł mu na kolnana i przytulił się do jego torsu, całując po szyi i brodzie...

- CELIBAT! ODSTĘP! - ryknął Lan Qiren wchodząc do środka - ty z niego złazisz, ty się odsuwasz. Jesteście przed ślubem! - złapał Wei Wuxiana (delikatnie, co dziwne) i bez trudu podniósł z bratanka - jeszcze raz i skończysz pod linijką dyscypliny - rzucił do Lan Zhana - a ty... ty będziesz musiał leżeć w łóżku i nie wstawać dwa dni! - zagroził potężnie i wybył.
- Obcinacze rękawów, ujma na moim honorze, nieposłuszni... - mruczał jeszcze, idąc wściekle przez Gusu.
Za grosz szacunku do tradycji!
Przynajmniej Xichen go nie zawiódł...

***
- m-mocniej, Jiang Cheng!

- ciszej, bo nas usłyszą. Cicho. - uciszył go ustami lider sekty Jiang, ponownie łączac ich usta w pocałunku. W Hanshi było gorąco i pocił się w swojej szacie. Mieli rozpisać ułożenie stolików na wesele, ale... dopadły ich ważniejsze zajęcia.
Tak wyszło.
Ostatnio ciągle tak wychodziło. A wciąż nie określili kim dla siebie są.

***

I w końcu, po tylu bolączkach Lan Qirena, tylu kłótniach z Wei Yingiem i  tylu spotkaniach sekretnych kochanków, liderów dwóch sekt... nastał ten dzień.
Nazwanie Lan Zhana i Wei Yinga zestresowanymi było sporym pobłażaniem ich stanu. Rozdzieleni już wczoraj, nie mogli widzieć się cały dzień.
Wei Ying drżał, gdy służące rozczesywały mu włosy. Czuł się dziwnie, wszyscy się nim zajmowali i stroili go a on chętnie poszedłby do ołtarza w zwyczajnym, nieco lepszym stroju. Czarnym.
Co jak wszystko zepsuje? Zrobi swojemu ukochanemu? Przewróci się lub obrazi gości? Co jeśli zobaczy jakąś irytującą twarz albo ludzie nie przyjdą tylko dlatego, że on sam zrobił w przeszłości wiele błędów?
Albo będzie zwyczajnie brzydko wyglądał i wszyscy zaczną o nim szeptać. Był do tego przyzwyczajony, on nie cierpiał z powodu obgadywania...ale reputację Lan Zhana i tak wielokrotnie nadszarpnął, nie chciał być dla niego powodem do wstydu...
Spojrzał na zakupione przez Jiang Chenga w ramach pogodzenia czerwone hanfu.
Nie rozumiał po co ma wyglądać aż tak bogato, jak ozdobne drzewko lub filar otoczony wstęgami.
Przyjrzał się sukni, była typowo kobieca i to aż nadto, wiedział że jego brat zrobił to specjalnie. Pieprzony złośliwiec. Oby mu mordę dziś wypiekło od ostrych przypraw.
Odetchnął próbując się uspokoić od stresu. 

***

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

***

Lan Zhan nie przywykł do noszenia czegokolwiek innego niż biel lub błękit. Czerwony kojarzył mu się tylko z Wenami, to były straszne czasy. Wraz z bratem i wujem wybrali skromne i przyzwoite czerwone hanfu, może niezbyt majestatyczne jak na Naczelnego Kultywatora, ale bardzo ładne, czuł się w nim dość dobrze, choć nie umywało się do poważnych, białych szat.

 Wraz z bratem i wujem wybrali skromne i przyzwoite czerwone hanfu, może niezbyt majestatyczne jak na Naczelnego Kultywatora, ale bardzo ładne, czuł się w nim dość dobrze, choć nie umywało się do poważnych, białych szat

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Rozczesał dokładnie włosy i ruszył powitać gości, czego absolutnie nienawidził. Stresował się tylko tym czy Wei Wuxian w połowie drogi do ołtarza nie ucieknie i czy nie będzie żałował. Bał się tylko o jego komfort, nic inne nie miało absolutnie żadnefo znaczenia.
Nie dane mu było spędzić nocy ni poranka z ukochanym, ostatnią noc przed ślubem narzeczeni mieli spędzić osobno w ramach czystości i przemyślenia pewnych spraw.
Przemyślał i był pewny, że Wei Ying jest jedyną osobą jaką chce za męża.
Chciał go też już teraz. Czekał piętnaście lat co najmniej. Trzynaście lat gdy Wei Ying nie żył, rok wypraw a następnie rok zaginięcia.
Nigdy więcej rozłąk!

Zacisnął ręce patrząc z góry schodów na gości. Jin Ling, Nie Huisang. Przedstawiciele wielu znakomitych a i tych mniejszych... ale nie było osób, które obrażały najbardziej Patriachę Yiling sprzed lat. Sam o to zadbał aby ich nie zaproszono.
Lan Xichen głaskał jego ramię, uspokajając go. Zaraz już musiał iść do lektyki panny-pana młodego, ale przed odejściem chciał uspokoić brata.
Wangji rozejrzał się po Gusu.
Na filarach i drzewach wisiały czerwone wstęgi i kokardy. Na słupkach i w drodze do ołtarza wisiały piękne lampiony...
Rozsypane płatki kwiatów leżały na ziemi i rozwiewane przez wiatr wpadały na gości. Pogoda była piękna, czerwcowe południe grzało przyjemnym słońcem. Gusu chyba od dawna nie wyglądało tak pięknie. Lan Zhan delikatnie się uśmiechnął.
Miał nadzieję, że to będzie najpiękniejszy dzień ich życia, który będą wspominać latami, że na starość usiądą na tych schodach i pomyślą o ceremonii, która złączyła ich w młodości.
Potarł dłonie i odetchnął spokojnie. Z zamyślenia wyrwała go muzyka z daleka. Oczy jego jak i wszystkich zwróciły się w stronę ścieżki...z dala widział już czerwoną lektykę...w niej był jego narzeczony, lada moment mający stać się mężem. Najważniejsza osoba w jego życiu!
Poczuł jak serce bije mu niesamowicie mocno, tak bardzo chciał go już poślubić i wziąć w ramiona.

No siema, nagle że ślub co nie?
A tak o, czemu nie.
A wiecie co nadchodzi po ślubie...?
N...

Jak się podobało? Zostawcie mi komy komy komy bo mnie one nakręcają jak kurde dzikiego byka

A wgl to z Atalie robimy serwer mo dao zu shi, niedługo wyślę zapro na tablicy więc mnie obserwujcie lub piszcie pv

To tyle misie paoaoa

○•°Obietnica°•○|wangxian|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz