- pamiętasz te dwa króliki, Lan Zhan? Oba były samcami, przecież pamiętasz.
- Mn.
- I jakoś nagle zrobiło się ich dużo. Jeden musiał przecież zajść w ciążę! Tak jak ja. - Wei Wuxian próbował sobie wytłumaczyć jak to się mogło stać. Bo przecież mężczyźni nie zachodzą w ciążę ot tak. Początkowo obaj spanikowali, ale szybko się uspokoił. Nadal się bał. Na przykład nie wiedział jak jego ciało to zniesie i jak urodzi. Ale Lan Xichena zapewnił ich, że im pomoże i wszystko się uda. Lan Zhan obiecał to samo... i był spokojniejszy. Ciężko było zaakceptować to, że teraz to oni są jego rodziną. Jiang Cheng nie przyjechał.
- Mn. - potwierdził jego mąż, gładząc włosy ukochanego i trzymając dłoń na jego brzuchu. Trzymał ją tam nieprzerwanie, odkąd dowiedział się że będzie rodzicem. Rzeczywiście, był jak u ciężarnej kobiety. Wypukły, ale twardy. Że też wcześniej nie zauważył!
- albo co jeśli kochaliśmy się za dużo razy i mnóstwo Lan Zhana znalazło się we mnie i musiałem zajść w ciążę? Może przestańmy to robić?
- nie. - od razu zaprzeczył.
Codziennie to nie za dużo. Poza tym nie codziennie robili to "prawdziwie" jak mawiał niezadowolony Lan Zhan, gdy został traktowany tylko ręką.- albo jesteś tak męski, że mój organizm pominął fakt, że ja też jestem mężczyzną i stwierdził, że chce mieć z tobą dziecko?
Ta wersja bardziej mu się podobała - tak - przyznał.
Był najszczęśliwszy na świecie, gdy jego odzyskana miłość siedziała tu, na ganku Jingshi, wtulona w niego. I spodziewali się dziecka - kocham cię. - powiedział po chwili.
Znów pogłaskał brzuch, to było takie nowe! - myślę, że to dar od bogów za to ile wycierpieliśmy - stwierdził odważnie.Wei Ying zagryzł wargę. Też wolał myśleć o tym w taki sposób, jednak słowa pewnej osoby skutecznie mu to uniemożliwiały.
A kiedy zaczną dziać się rzeczy, w które nie uwierzysz, to lepiej uwierz. Bo to będę ja i będę sprawiał ci cierpienie, bo z tego zostałem stworzony. Z cierpienia, tylko by całe życie cierpieć. Twoja kolej.
Zamknął oczy, odganiając tę myśl. Już był bezpieczny. Był w Gusu i nigdy, przenigdy nie zamierzał rozdzielić się z Lan Zhanem. Wiedział, że ciągłe życie w strachu i mówienie innym co zaszło, w Jaskini nic nie pomoże. Musiał iść dalej i wierzyć w dobro. Obroni się... albo zostanie obroniony przez cudownego człowieka, jakim był Lan Zhan.
- będziesz dobrym tatą - przyznał.
***
Wieść o niesamowitej anomalii, szybko rozniosła się wzdłuż i wszerz Chin. Mężczyzna zaszedł w ciążę!
Wtedy Jiang Cheng zrozumiał, że to nie był żart. Naprawdę stracił brata.
Nie wiedzieć czemu, tylko to dudniło mu w głowie. Wszak żona, która urodzi mężowi dziecko, oficjalnie i nieodwracalnie staje się już rodziną klanu. Dziecko będzie nosiło nazwisko Lan. Nie Jiang, nawet nie Wei. Mimo wszystko nie spodziewał się, że ostatni z rodzeństwa założy rodzinę... Świętej pamięci Yanli dawno znalazła męża i urodziła syna, a teraz nawet Wei Ying będący z mężczyzną będzie miał dziecko. - Ciekawe jakich metod użył, atencjusz. Na pewno rzucił na siebie czar - stwierdził wkurzony - egoista - wymieniał. Ale nie można było zaprzeczać, że jest szczęśliwy w jakimś stopniu... znów zostanie wujkiem.
Jak i Lan Xichen. Obaj będą wujkami dziecka Lan Zhana i Wei Yinga... Gdy przyjedzie do Gusu, będzie musiał więc go spotkać. A w planach miał zobaczyć go dopiero na ślubie, aby nie czuć się kuszonym. Naprawdę nie mógł z nim być.
Gdy zawitał do Gusu, z darem dla nienarodzonego bratanka lub bratanicy, powitalny komitet już stał i oczywiście, ah oczywiście stał tam i Lan Xichen. Z tym samym, łagodnym uśmiechem, prostymi plecami i oczami sarny.
Mógłby zaliczyć go tu i teraz. Albo raczej nie mógłby, nie może.
- Liderze sekty Jiang, witamy cię w Gusu-Lan - skłonił się.
- Liderze sekty Lan, dziękuję za powitanie - odwzajemnił ukłon. Xichen powinien emanować chłodem, powinien być opryskliwy i zły za to, że Jiang Cheng go wtedy zostawił. A on... uśmiechał się i grzecznie stał, naprawdę zadowolony z jego obecności. Albo świetnie udawał.
Jiang przełknął ślinę. To spotkanie będzie jednak trudniejsze niż przypuszczał, pod wieloma względami.
***
- Nie, Lan Zhan, nie rozumiesz. To jest mój brat, wyśmieje mnie za to!
- Wei Ying mówił, że w tym mu wygodnie. - uporczywie nalegał Wangji, mimo wszystko chcąc się chwalić swoim mężem. Miał ciężarnego męża.
- ale to ciążowa szata... dla bab! Wyśmieje mnie - on nadal próbował się wcisnąć w swój zwykły, czarny strój, idealny do nocnych łowów.
- to chociaż luźniejsze... - Lan Zhan poszukał w szafie i znalazł szaro-czarną szatę, bardziej domową i mniej obcisłą - ten. - zadecydował, mówiąc to TYM tonem. Wei Ying już nie mógł się sprzeciwić i założył to co on chciał. Wszak, kim też był aby się mu sprzeciwiać? To Lan Zhan go ratował od wielu lat i poświęcał się dla niego. Z dwojga złego, mógł ubrać się w to co ten chciał.
W zasadzie z ciąży cieszył się (choć przerażała go) z kilku powodów. Jednym z nich było to, że wreszcie będzie mógł się odwdzięczyć i uszczęśliwić go w pełni. I jego sektę, której zasady nieustannie łamał. Ale tak się bał, tak świadomy swoich grzechów przeszłości. Skąd taka ciąża? To nie było normalne i mogło znaczyć jedno... Zwłaszcza, że właśnie od czterech miesięcy czuł podwyższoną wokół siebie demoniczną energię i miewał koszmary. To żaden dobry znak... ale nie chciał już martwić sobą wszystkich dookoła, którym i tak narobił już miliony problemów.
- Hanguang-Jun! - słychać było sługę zza drzwi - seniorze Wei, przybył już brat pani...PANA, oczekuje Was w Pawilonie Gości - skłonił się i odszedł pośpiesznie, zawstydzony swoim upokorzeniem.
Lan Zhan się uśmiechał - chodźmy, Pani Lan. - skłonił mu się.
- Morda, Lan Zhan, bo momentami podnosisz mi ciśnienie - stwierdził ostro Wei Ying. Ah. Hormony.
___________________
siemanko kochani przyznam ze ta ksiazka juz jest tak dluga a ja nie zrobilam w niej polowy rzeczy ktore chce zrobic i zapomnialam polowe
mam nadzieje ze dalej to czytacie i dalej ma to sens i sie nie pogubilam w sensie pamietacie jak on byl zaginiony w jaskini horufhrpefre
sory za bycie dupnym ałtoreczkiem hehe
CZYTASZ
○•°Obietnica°•○|wangxian|
FanficPowietrze na szczycie góry było zimne i raniło płuca. Nie mniej jednak niż świadomość, że nie przyszedł. *** - Spotkamy się tu za pół roku? - zapytał Wei Wuxian, patrząc w oczy swojego ukochanego. Nie chciał go zostawiać, ale wiedział że musi. Miał...