-hejka misie ja ja ja wcale nie znikłam yyy ja po prostu
No nie narzekać tylko sie cieszyc ze jest i komentowac takPrzepraszam zrobilam porno takze nie wiem wrazliwsi nie czytajcie
Sorry mam wene do segz- Ma w sobie mnóstwo energii urazy. Wangji, musisz zagrać Oczyszczenie. - rozporządził krótko i uklęknął przy Wei Wuxianie. Skąd w nim nagle taki przypływ demoniczności?
- Nie, naprawdę... wszystko już w porządku - Wei Ying upierał się, że to przez duchotę i za mocno zawiązany pas, ale Lan Qiren zwyczajnie go zignorował. Przytrzymał mu dłonie i już zaraz przekazywał mu swoją energię.
- Wei Wuxian, jak pozbywałeś się nadmiaru energii urazy? Powinieneś ją umieszczać w czymś.
- Nie da się.
***
Lan Xichen wreszcie się uspokoił w ramionach lidera sekty Jiang. Wiedział, że nie powinni. Wiedział, że Cheng nigdy nie spojrzy na niego tak jak ten by sobie życzył. Wiedział, że nigdy nie mogliby być razem, że to skrajnie niedozwolone.
Podniósł się i spojrzał mu w oczy, chcąc powiedzieć że nie powinien tu przychodzić i widzieć go w takim stanie.
- Już lepiej? - Jiang Cheng nigdy nie należał do osób czułych, nie umiał też okazywać uczuć, nawet do siostry, brata czy siostrzeńca, do kobiet też nie. Ale Lan Xichen był jakiś taki inny, wzbudzał w nim największą wrażliwość i delikatność.
Ponownie, Lan Xichen nie zbliżył się do nikogo w życiu (prócz jednej osoby), choć dla wszystkich był jednakowo uprzejmy i grzeczny. Jiang Cheng wzbudzał w nim największą radość i żywe uczucia.
Jiang Cheng wszystkich darzył grymasem złości, przy nim mógł się śmiać. Lan Xichen wszystkich darzył uśmiechem, przy nim mógł płakać.
- Dziękuję, Jiang Cheng. - spuścił głowę - musiałeś widzieć mnie w takim stanie, przepraszam.
- A-Chen. - mężczyzna zaczął łagodnie, najłagodniej jak mógł - możesz być przy mnie sobą. Nikomu nie powiem.
Lan Huan zarumienił się słysząc to i spojrzał na niego spod powiek - a czy ty jesteś przy mnie sobą? - zapytał cicho.
Jiang Cheng odwrócił wzrok i pomyślał chwilę. Nie umiał być sobą przy innych, otwieranie się było trudne. Wei Wuxiana bił, ratował przed psami i dbał by dobrze jadł, tak umiał pokazać że się stara. Lan Xichena nie trzeba było chronić przed psami i nie mógł go raczej bić. Pomyślał chwilę. Musiał wykonać odważny krok aby pokazać, że mu zależy. Bo zależało.
Rozpuścił swoje włosy, zwykle ciasno związane w kok. Ciemnobrązowe loki spłynęły kaskadami na jego ramiona. Zdjął też pas, jego szata w kolorze fioletu luźno opadała na ziemię.
Lan Xichen wciągnął powietrze, czując jak szybko bije mu serce. Ten widok go zachwycał, bardziej niż wielkie góry i piękne kwiaty, jakie widział w swoim życiu.
- Jesteś piękny - westchnął. Podszedł bliżej i niepewnie dotknął jego falowanych włosów, były jaśniejsze i bardziej skłonne do kręcenia się, zwłaszcza przy uszach niż te jego. Pocałował go delikatnie w usta, a gdy poczuł dłonie Jiang Chenga na swoim pasie, nie zaprotestował. Sam został w szacie wewnętrznej, powędrowali z powrotem na łóżko, gdzie Huan usadził młodszego na swoich kolanach. Dłonie trzymał na jego plecach, ten zaś badał jego ciało okryte tylko cienką wewnętrzną koszulą.
(Tu sie jakby segz)
Silne łopatki, miękkie pośladki, spięte plecy i obolały kark. Byli tak blisko, że wzajemnie dotykali się czasem nosami, czuli swoje prawdziwe zapachy, aromat drzewa herbacianego i coś słonego, kwiatowość włosów lidera sekty Jiang i ledwie wyczuwalny zapach psiej sierści, musiał głaskać pieska. Złączyli usta w namiętnym pocałunku, pozwalając sobie na więcej niż poprzednio. Lan Xichen zrozumiał, że nabrał z nim więzi. To nie było zwykłe dotykanie się dla poprawy humoru. Zaufali sobie. Ukazali prawdziwych siebie. Wpił się w jego usta, całował walcząc o dominację. W przypadku drobnego Wei Yinga i silnego Lan Zhana od razu wiadome było kto jest na dole. Oni obaj byli silni, byli liderami i mieli w sobie całe pokłady męskości. Ich języki ocierały się o siebie, jeden drugiego zassał lub ugryzł wargę. Turlali się po łóżku, raz jeden na górze, raz drugi. Czasem wydawali z siebie jęk, śmiech lub warknięcie.
CZYTASZ
○•°Obietnica°•○|wangxian|
FanfictionPowietrze na szczycie góry było zimne i raniło płuca. Nie mniej jednak niż świadomość, że nie przyszedł. *** - Spotkamy się tu za pół roku? - zapytał Wei Wuxian, patrząc w oczy swojego ukochanego. Nie chciał go zostawiać, ale wiedział że musi. Miał...