24

479 64 19
                                    

Ich noc poślubną można było opisać wieloma słowami...
Szalona, niesamowita, bolesna, urozmaicona, pełna pasji i miłości...

Ale poranek po weselu można było opisać tylko jednym słowem. Kac.

Wangji wyobrażał to sobie inaczej niż trzymanie włosów wymiotującego do miski Wei Yinga z rana, ale cóż! Nie każdy może się obudzić z rana i tulić ukochanego przez godzinę, rozkoszując się promieniami słońca.

Nie każdy, a na pewno nie Xichen, który od rana musiał zajmować się rozkładem sprzątania i poprawinami.
Brakowało mu tej ważnej osoby z nim. Czuł się cholerne samotny.

***

Wei Ying chciałby obudzić się przy boku Lan Zhana po upojnej nocy poślubnej.
Ale nie wiedzieć dlaczego, leżał na zimnej, wilgotnej trawie i czuł okropny ból głowy - za dużo wypiłem...- Jęknął. A powtarzali mu, aby nie przesadzał.
Nie mial pojecia jak tu się znalazł, gorzej, nie miał pojęcia gdzie jest. Wstał chwiejnie i rozejrzał się po ciemnej, mglistej łące. Niedaleko zaczynał się lasek niskich drzew, na prawo ujrzał światła Gusu, na lewo niewielką wioskę.
Musiał po pijaku tu przyjść. Dziwne. Spojrzał wtem na siebie. Był w sukni ślubnej z wesela, a przecież ją zdejmował specjalnie dla Lan Zhana, pamiętał to dobrze.
Zerknął na swoje dłonie i wciągnął powietrze ze świstem.
Musiał być okropnie pijany.

Ręce miał całe we krwii. Nie chodzi o to, że były nią poplamione lub miał rany. Wyglądał jakby godzinę moczył dłonie w misce pełnej żywej krwii.

- co ja zrobiłem...? - cofnął się kilka kroków jakby chciał uciec przed własnymi błędami. Głowa tak bolała... - kurwa, co ja...

- co ja zrobiłem?! - podniósł się z miękkiego materaca, budząc przy tym męża.

- Wei Ying. Co się stało? - zapytał Lan Zhan, jak zwykle spokojnym tonem, choć był zmartwiony. Pogładził plecy Wei Wuxiana.
Mężczyzna rozejrzał się i odetchnął z ulgą.
To tylko sen.

- miałem koszmar, Lan Zhan! - wyżalił mu się. - okropny.

W milczeniu Hunguang-Jun zaczął głaskać włosy męża i lulać go, jak lalkę.
Wei Ying rzeczywiście uspokoił się, choć w zasadzie nie był niespokojny, sen to tylko sen. Na szczęście.
Zrobiło mu się niedobrze.

- będę rzygał - jęknął.

***

Cień pomieszczenia był przyjemny, zwłaszcza po tylu godzinach na słońcu.
Jednak zapach stęchlizny, rozkładu i okropna wilgoć już niekoniecznie. Ludzie marszczyli nosy, a on stał zniecierpliwony, obserwując ciemną grotę.
W pewnym momencie, z sufitu wręcz zleciał mężczyzna, wyglądający jak ogromny nietoperz.
Jego twarz była okropnie blada, szara wręcz, język czarny a włosy poszarpane.
Okropny.
Ludzie w szeregach wciągnęli powietrze ze strachem.

Jednak mężczyzna nie był przerażony. Widział go już wcześniej.
- czekam aż nadto. - powiedział od razu zmierzając do rzeczy.

- załatwione. Dziś zacząłem. - głos Nietoperza był jak szorstki papier. - potrzebuję czasu - syknął.

- ale ja go nie mam... obiecałeś coś. Zgadzam się na te wszystkie dziwactwa a ty...

- a ja już dziś zacząłem. To nie potrwa długo. - uspokoił go, wchodząc wgłąb pomieszczenia groty. Usiadł na kamieniu, zlewając się z ciemnym tłem.

***

Jin Ling miał tylko nieco ponad piętnaście lat, szesnastka była tuż przed nim, więc wcześniej nie miał zbyt dużo okazji do upicia się do nieprzytomności.
Zawsze musi być ten pierwszy raz, co?
Jako lider sekty zachował się niesamowicie nieodpowiedzialnie, ale był tylko dzieckiem, mimo że wuj Cheng został liderem w tylko trochę starszym wieku.
On potrzebował się wyszaleć!

Jednak wczoraj przesadził. Gdy się obudził, oprócz okropnego bólu głowy, poczuł miękką poduszkę pod policzkiem i czyjeś ręce na swojej głowie.

- mama...- szepnął sennie i zamknął oczy chcąc znów spać.
Czasem w nocy miał wrażenie, że czuje obecność swoich rodziców, że są przy nim i usypiają go. Teraz musiało być podobnie.

Nie wiedział jednak, że to troskliwy i dobrze wychowany przez przybranego ojcia, Sizhui, który ocierał mu czoło, który na wlasnych plecach przyniósł go do swojego łóżka i zajął się nim gdy ten był pijany. Sam pozostawał przecież trzeźwy.
Uśmiechnął się delikatnie i przykrył go lepiej, chcąc już iść.
Spojrzał na niego lekko zarumieniony i po chwili zastanowienia pocałował go w czoło.
Speszony swoim pomysłem, zaraz uciekł stamtąd. Musiał iść na apel, Lan Qiren nie miał dla nich litości i chciał sprawdzić, kto wczoraj pił.

***

Gdy w końcu Wei Ying uspokoił swój żołądek, opadł na łóżko, w ramiona męża. Zawsze mógł liczyć na jego wsparcie.
Wtulił się w jego tors, z chwilową przerwą by ten mógł mu nawilżyć usta. Lubił jak Wangji o niego dbał, choć czasem go tym irytował. Przypominał mu w tym ukochaną shije.
- mogę dziś zupy z lotosu i żeberek? - zapytał cicho, łącząc ich dłonie.

- możesz. - odparł krótko Lan Zhan, tym samym jednak, wyrażając ogromną miłość do męża.

Krótko, ale na temat. Wróciłam z Egiptu, było super, źle się czuję fizycznie i psychicznie. Pojutrze odkładam telefon, najpewniej nie będę miała dostępu, więc daję wam rozdział teraz, choć krótki

Dedykowany Atalie_Raug

○•°Obietnica°•○|wangxian|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz