二十六

450 61 22
                                    

Lan Zhan ubrał się w mgnieniu oka. Jako Naczelny Kultywator, musiał być gotów nieść pomoc o każdej porze. Oczywiście męża zostawił tak jak stał, a raczej klęczał, bo nie miał już czasu go chociażby rozwiązać.
A poza tym tak było zabawniej.
Wyszedł, zostawiając Wei Yinga, który właśnie wyklinał w myślach wszystko i wszystkich.

- Hanguang-Jun! - ucieszył się wieśniak i skłonił w pół - panie, musisz nam pomóc! Matka przysłała mnie tutaj, ponieważ już trzecią noc dzieją się dziwne rzeczy!

- mn. - pokiwał głową, aby kontynuował, ale myślami był przy Wei Yingu a konkretnie pewnej tylniej części jego ciała.

- przedwczoraj ktoś brutalnie zabił koguty, wczoraj wszystkie kury, miał poskręcane łby, a dzisiaj kot wrócił z odgryzionym ogonem! Boimy się, że następni możemy być my, Hanguang-Jun. - skłonił się ponownie.

- jeszcze dziś pod wasz dom przyjdą adepci klanu Lan, zostaną na noc i sprawdzą jaki duch dręczy wasze gospodarstwo. - obiecał Wangji i po podziękowaniach Zhao wrócił do Wei Yinga.

Mąż piorunował go wzrokiem.
Czyli chyba nie dokończą.

- zrobiłeś to umyślnie!

- Mn? - usiadł przy nim i pogłaskał po głowie, jak królika.

- Lan Zhan, przestań. Teraz się obraziłem. Czekałem związany, nawet nie mogąc sobie ulżyć i... ah! Ah, Lan Zhan, wcale nie musi-sz a-aiya, tylko tak mówiłem, o-

Reszty możecie się domyślać, ale Wei Ying nie mógł już dłużej narzekać na brak spełnienia i już po chwili, wykończony szczytowaniem, leżał w objęciach męża.
Oczywiście słyszał o czym rozmawiał Lan Zhan z wieśniakiem i myślał teraz nad tym. Ta sprawa w zasadzie nie wyglądała na nic ciekawego, zwykły atak głodnego i wkurzonego trupa, albo ducha niskiej generacji.

Kreślił kółka na piersi Lan Zhana, w zamyśleniu mrucząc pod nosem. Było idealnie. Bezpiecznie i ciepło.

- niebo bez ciebie robi się szare. - mruknął nagle, wpadając w sentymentalny nastrój.

Jego jak zwykle milczący mąż uniósł brew i spojrzał pytająco na jego twarz.

- zimno mi, gdy ciebie nie ma. - powiedział znów bez ładu i składu. Lan Zhan łagodnie pogłaskal go po policzku.

- Mn? - zapytał cicho, nie do końca rozumiejąc męża, choć podzielał jego odczucia. Powietrze było jakby pozbawione tlenu dla niego, jeśli nie miał przy sobie Wei Wuxiana.

- Zapomnij. Mówię głupoty, gdy się boję. - przytulił się do niego i zamknął oczy.

- czego się boisz?

Cisza.

- Wei Ying? - zagadnął, ale ten już spał, wtulony w pierś męża. Lan Zhan westchnął i zaniósł go na łóżko. Znów coś ukrywał...

Ubrał się i wyszedł aby pokierowac adeptów i powiedzieć im kilka rad, zanim ruszą. Miał zrobić to Xichen, ale nie wychodził z hanshi, więc przyszli do niego. Nieco zmartwiony ruszył do pokoju brata.

***
Xichen stoi i patrzu w okno idzie lwk ciszen sie cieszy ale wtedy slycnac krzyk i lwj odchodzi clszumac a xichen znow sam

Xichen stał w oknie Hanshi, patrząc smutno na świat. Nie miał siły do niego wyjść, samo obserwowanie zza okna go męczyło. Zaczęło padać, kropelki deszczu spadały z nieba i tłukły o dach. Westchnął, przypominając sobie deszczowe wieczory w Langling, gdzie razem z Yao pili herbatę, bezpieczni od deszczu i złych spojrzeń.
Tak bardzo chciałby cofnąć czas, tak bardzo. Pić z nim herbatę, choćby gdyby Yao miał skończyć w więzieniu albo... jako żywy trup...

Wei Wuxian mógł to zrobić, nadal. Może by się zgodził, gdyby Lan Huan prosił na kolanach.

Nie, o czym on myśli? Ukarał się za tę myśl, policzkując się z jednej strony. Otarł łzy, które przez ten czas nagromadziły się na jego twarzy.

Tęsknił za Yao... Tęsknił za... Jiang Chengiem. Który go zostawił.
Westchnął ponownie, ale zobaczył brata, który zmierzał w jego kierunku. Uśmiech momentalnie wstąpił na jego twarz. Ucieszył się, że nie będzie musiał pić herbaty samotnie, ale wtedy Wangji po prostu zawrócił.
No tak. Kto by chciał spędzać czas z takim nieudacznikiem jak Lan Xichen? Opadł na kolana, pozostawiony przez przyjaciela, kochanka a teraz nawet brata, z którym tak dawno nie rozmawiał.
Zapłakał gorzko za nimi.

***

Lan Zhan szybko uporał się z wydaniem poleceń adeptom, tak aby wiedzieli jak złapać ducha, nawiedzającego farmę wieśniaków i zaraz wrócił do Jingshi, bo deszcz rozpadał się na dobre. Ukochany mąz już czekał na niego w łóżku, przebrany w koszulę nocną i czytający jakiś zwój.
Lan Wangji uśmiechnął się jednym kącikiem ust i podszedł do niego, po czym pocałował go w czoło. Musiał dbać o swój skarb.

Zaraz obmył się w miednicy i przebrał, aby samemu dołączyć do łóżka. Wei Wuxian odłożył przeczytany zwój i wtulił się w pierś męża. Tu było mu dobrze. Zasnęli szybko razem, do akopaniamentu kropli uderzających o dach i kamyczki przed Jingshi.

***

Krzyki... smak krwii... zimno i mokro.
Czuł się okropnie, dziwnie bolała go głowa. Słyszał szepty w niej.

Było mu niedobrze, zaczął kaszleć aż w końcu zwymiotował. Krew i pióra.
Nie rozumiał co się stało.
Był cały przemoczony.

***

Lan Zhan obudził się... i nadal trzymałw ramionach męża. Dokładnie w ten sam sposób, co gdy zasnęli. To zniszczyło jego wszelakie obawy, których w zasadzie prawie nie miał. Plotkowali, że za atakami stoi Patriacha Yiling albo trup wysyłany przez niego, że ich widziano. Ale skoro Wei Ying był tu, a atak był daleko... to nie on.
"Tak jak myślałem".
Zadowolony wtulił się mocniej w ukochanego i odkrył, że ten jest nieco wyziębiony. Czyżby zostawił otwarte okno?

Wei Ying obudził się i kichnął potężnie, obsmarkując cały swój nos.

- ups?

Hejka misiaczki, wybaczcie za tak długą przerwę, ale potrzebowałam małego resetu. Teraz jestem, wena dzięki 3 sezonowi jest i postaram się wrzucać rozdziały systematycznie, np raz na tydzień, jak mi się uda. Trzymajcie się!

Jak się podobało? Jakieś pomysły, obawy?

Zapraszam też na serwer mdzs, mamy wolne postacie nadal (w tym Lan Qiren!) I właśnie trwa event. Piszcie, kto chętny
Rozdzial dedykowany _MengYao_

○•°Obietnica°•○|wangxian|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz