三十四

461 55 44
                                    

Xichen czuł jak zimny pot spływa mu po plecach. Jak? Kiedy?
Lan Zhan ich przyłapał.

- Wangji...- powiedział zduszonym głosem, zaciskając palce na rękawie hanfu.

- nikomu nie powiem. - przerwał mu brat. Nie zamierzał zdradzać tajemnic starszego, bo i po co? On sam nie był święty. Obaj łamali zasady, z dala od światła dziennego, jak się okazuje.
Nie chciał, aby jego brat był z Jiang Chengiem, ale akceptował to. Sam pierwszy wszedł w związek z mężczyzną... i to samym Patriachą Yiling. Po prostu nie lubił Przywódcy Sekty Jiang. - wracam do Wei Yinga - oświadczył. Jego mąż podczas ciąży był humorzasty i wiecznie głodny, więc musiał przynieść mu posiłek na czas, zanim zacznie narzekać że nikt go nie kocha. A nie zamierzał mu pozwolić tak myśleć. Już nigdy Wei Wuxian miał nie czuć, że jest nienawidzony i nie ma w nikim przyjaciela.
Bo Lan Zhan nigdy w niego nie zwątpił i nie skrzywdził celowo. A Jiang Cheng tak - i dlatego nie mógł go polubić.

Nie widział wszak w nim tego, czego mu nie pokazał. Lider sekty Yunmeng otworzył się w swoim życiu przed niewielką liczbą osób. W zasadzie mimo wszystko zawsze najbliższy był mu Wei Wuxian...
Nie sprawdził się jako shidi, szukał miłości i tu też się nie sprawdział, łamiąc łagodne serce Pierwszego Jadeitu. Przecież widział ból w jego oczach, ale teraz nie umiał już naprawić swoich czynów i słów. Umiał atakować i bronić, nie wycofywać się i łagodzić sytuację.
Zresztą i tak byłby złą osobą dla Xichena. On zasługiwał na kogoś lepszego.

***

Wspomnienia poprzedniego i tego życia Wei Yingowi często wydawały się odległe, choć nadal bolesne. Pamiętał dobrze zapach krwi, krzyki i ból, wszechogarniający go szał i szczęk mieczy. Jednak to zdawało się być wieki temu, jakby to był kto inny. Głupiec, który popełnił wiele błędów. Wyszarpać z tej krwawej otchłani złych decyzji, mógł go tylko Lan Zhan.
Po prostu bycie z nim, irytowanie go, pieszczenie się i wszystkie ich małe rutyny, bardzo go cieszyły i uspokajały. Czuł, że znalazł swoje miejsce na Ziemi i wbrew pozorom jest nim Gusu.

Kiedyś obawiał się oceny innych Lanów, przyniesienia wstydu mężowi i nudy panującej tu. Może to kwestia ciąży, ale od niedawna czuł że mimo swej sztywniarskiej natury nudziarzy, Lanowie go... lubią. Pytali się go jak czuje, prosili o rady...
Tu będzie dorastać ich dziecko - młody Lan.
Ale ustalił z Wangjim, że nie będzie ono pozbawione dzieciństwa. I będzie odwiedzać Yunmeng, na co pozwolił Jiang Cheng.

- przyniosłem ciasto różane. - zakomunikował Lan Zhan, wchodząc do Jingshi i patrząc na brzuszatego męża czule.

Tak. Przyszłość zapowiadała się dobrze.

***

Noc. Ciemna noc i silny deszcz, woda kaskadami spływająca po jego włosach, gdy po prostu z przerażeniem patrzył na swoje ręce. Były całe we krwi...
Nie rozumiał co się stało, nic nie pamiętał. Stał na środku ryżowego pola, cały mokry i wyziębiony, aż drżał. W zimnej wodzie sadzonek ryżu zmywał krew z dłoni i ubrań i twarzy, przerażony tym co musiał zrobić. Wpadł w szał? Ale kiedy? Dlaczego? Nic już nie rozumiał...

- Apsik! - Wei Ying kichnął potężnie, podskakując aż na łóżku.

- Gdzie ty się tak przeziębiłeś? - Lan Zhan już poprosił służbę aby poszli do Xichena po jego niezawodne zioła. Od wczoraj nie widział brata, który najpewniej zabarykadował się w Hanshi i unikał Jiang Wanyina.

- nie wiem...- Wei Ying potarł zakatarzony nos i znów kichnął, chowając się mocniej pod kołdrą - ogrzej mi stópki, Lan Zhan. Zobacz, jakie one są zimne - dotknął lodowatymi stopami szyi męża, jak zwykle się wygłupiając, nawet gdy był chory.
Chociaż z coraz większym brzuchem było mu ciężko się tak wyginać.

○•°Obietnica°•○|wangxian|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz