十六

563 64 94
                                    

Prawie go złapał, ale umknął mu sekundę przed tym jak zacisnął dłoń na fioletowej szacie. W końcu obaj opadli na trawę, zbyt zmęczeni aby biec dalej. Oddychał ciężko, jednocześnie śmiejąc się do rozpuku, nie mógł się uspokoić. Czuł tak dziwne szczęście, tak dużo pozytywnych emocji. Po śmierci Jin Guangyao nie mógł się pozbierać. Pierwszy raz od dawna przestał o tym myśleć. Leżał na świeżej trawie, uśmiechając się i dysząc.

- Dziękuję, Jiang Cheng. Nie miałem pojęcia, że to może tak poprawić humor... - podniósł się na łokciach i relaksował się czując powiew wiatru we włosach.

- Wiesz co jeszcze poprawia humor? - zapytał lider sekty Jiang i nie czekając na odpowiedź, złączył ich usta w pocałunku.
Naprawdę dam nie wiedział jak to się stało... W pewnym momencie po prostu zaczęli się całować.
Lan Xichen zawisł nad mężczyzną, trzymając go za ramię a drugą ręką podpierając się ziemi. Wilgoć i gorąc, który wpełzł mu na policzki, niczym ciepłe słońce, czucie że tu jest i że on też jest i, że są razem. Dotyk, ciche dźwięki oddechu czy cmoknięcia ust, popołudniowy wiatr. Zapach ziemi, trawy, lotosu i czegoś jeszcze, może aromat dębu.
Lan Xichen całował mocno, jak nigdy w życiu, nie myślał o niczym.

Sekty, duchy, śluby, śmierć, wojny, rachunki, wykłady, uprzejmość.
Wszystko wyparowało, w głowie pozostawiając same "mocniej, więcej" i "nie odchodź".
Bał się tego co nastanie gdy skończą się całować, więc nie przerywał tego. Pogładził policzek partnera, z którym walczył o dominację w tym pocałunku.

Jiang Cheng oderwał się od niego na chwilę - mogą nas tu zobaczyć. - wysapał.

- chodźmy do mnie. - wypalił mężczyzna niewiele myśląc. W zasadzie to czuł tylko jak szybko bije mu serce.

- idę pierwszy, idź za pięć minut, żeby nikt się nie domyślił. - Nie czekając, lider sekty wstał i poszedł szybko w dobrym kierunku.
Lan Huan odprowadził go wzrokiem i zaczął odliczać pięć minut.

Co oni właściwie zamierzają zrobić?

***

- Po raz kolejny powtórzę, to zabiera mi moją wolność, zdejmij zaklęcie. - wałkował z nim ten temat od jakiejś pół godziny, ale Lan Zhan był nieustępliwy.

- Nie.

- Lan Zhan, nie możesz mnie wiązać!

- Wybacz, to dla twojego bezpieczeństwa - powtarzał to spokojnie, niczym mantrę. Nie wiedział, że doprowadza tym swojego ukochanego do białej gorączki.

Wei Ying postanowił postawić ultimatum - odwołam ślub jeśli tego nie zdejmiesz!

Lan Zhan spojrzał się na niego bardzo smutno, prawie poczuł jak łamie mu się serce.
Wangji chwilę milczał, drżały mu dłonie - dobrze. Mam wysłać odwołanie zaproszenia? - zapytał cicho, bez emocji.

Wei Wuxian był zszokowany - trzymanie mnie na sznurku jest ważniejsze niż nasz ślub?! - wybuchł, znów na niego krzycząc. Nie chciał tego, ale był zbyt wściekły.

- Mn. Twoje bezpieczeństwo jest dla mnie najważniejsze. Nie mogę znów Cię stracić, nawet jeśli mnie znienawidzisz. Ciągle będę cię bronić - pokręcił głową, pocierając skronie. Nie chciał więzić ukochanego, ale nie mógł znów dopuścić do sytuacji, gdy ktoś porywa Wei Yinga. Łzy zebrały się w jego oczach.

- Trzymając mnie na uwięzi, może i sprawiasz, że jestem bezpieczniejszy, ale na pewno nie szczęśliwy. - szepnął Wei Wuxian. Nie mógł nic na to poradzić - Patriacha Yiling od zawsze był wolną duszą, tanecznym ptakiem, chcącym latać wysoko ale i między drzewami. Nie mógł być w jednym miejscu, bo zbyt się dusił i opadał z sił.

Spłynęły po policzkach.

- Przepraszam - szepnął Lan Zhan. Mężczyzna zorientował się co próbował zrobić. Uwięzić go przy sobie, na siłę, mimo jego woli i szczęścia. Chyba będzie musiał nauczyć się żyć bez niego. Wykonał kilka ruchów i odwołał magiczny sznur - już. Nie ma. - szepnął. Zniszczył ten związek. - pójdę odwołać te zaproszenia, wybacz - poszedł w stronę Jingshi, pewny że Wei Ying nie chce być już z nim, w końcu naruszył jego wolność.

- Nigdzie nie idziesz - usłyszał tylko i zaraz został przyciągnięty do pocałunku. Zdziwiony dał się pocałować i poczuł jak Wei Ying tuli go do siebie - Wybacz, że nie umiałem cię zrozumieć. Mów mi o swoich obawach, musisz o nich mówić i ze mną ustalać decyzje. Masz prawo się o mnie bać, tyle razy naraziłem na niebezpieczeństwo siebie i swoich bliskich. Przysięgam, że nie odejdę. Zawsze będę ci mówić zanim wyjdę i powiem na ile. I postaram się nie chodzić sam ani w podejrzane miejsca. Obiecuję. - przytulił go do siebie, gdy obaj opadli na kolana.

Lan Zhan był zagubiony - czyli nie chcesz odwołać ślubu?

- nie, głuptasie! Bardzo Cię kocham i chcę być twoim mężem. - pstryknął go w nos i pocałował ponownie - zostaję tu z Tobą, tylko więcej mnie nie przywiązuj, tak? - Wei Wuxian zrozumiał, że Lan Zhan musiał bardzo cierpieć i bardzo się o niego martwić. Już raz umarł, stracił złoty rdzeń, naraził się tyle razy. A teraz to porwanie.
A skoro kochał to się martwił, proste.

- nie będę. - gorliwie zapewnił Hunguang-Jun i splótł ich palce. Chwilę tak trwali, bliscy płaczu. Mieli trudną przeszłość, ale miało być już dobrze.

- to chodź do domu. Jutro idę dobrać strój ślubny. Zmuszają mnie, że musi być czerwony i z długimi rękawami. Chyba odgrywam rolę żony.

- Odgrywasz - przyznał Wangji, bo wiedział że to on bedzie miał męski strój a Wei Ying zostanie wpisany jako jego żona... któryś z nich musiał.

- niech będzie. Zawsze lubiłem kontrowersje - będzie przynajmniej zabawnie. Wei Ying zaśmiał się znów i pocałował go w nos - idziemy do domu?

- Mn. - Lan Zhan wstał i pomógł narzeczonemu zrobić to samo. Pod rękę wrócili do Jingshi i tak odpoczęli nieco po kłótni.

***

Wpadł do lanshi szybciej niż kiedykolwiek. Bał się, że Jiang Chenga nie będzie w środku. Od dłuższego czasu nie czuł czegoś takiego co teraz.
Szybkie bicie serca, radość, strach i drżenie.
Mężczyzna na szczęście był w środku.
Pamiętał wciąż pewną osobę, która się uśmiechała i do której mógł się uśmiechać.
Stracił pewność siebie i powoli doszedł do łóżka na którym leżał Jiang Cheng. On nigdy się nie uśmiechał. Zawsze wyglądał jakby był na kogoś zły.
Myśli znów wracały do głowy Xichena. Czy to moralne? Jak go traktuje? Czy powinni? Co to da?

- Hm? - nawet nie zauważył kiedy Jiang Cheng podszedł do niego i przytulił do tyłu, opierając głowę o jego ramię.

Co oni robią? Przecież obaj wolą kobiety.
Ale to miłe i on chce tej bliskości.

Odwrócił się do niego twarzą i przytulił się słabo, czując jak opada z sił. Powinien być podporą...
Zaprowadził go na łóżko i tam chwilę leżeli wtuleni w siebie, Lan Huan miał ochotę płakać, sam nie wiedział dlaczego.

Miał ochotę, dopóki znów się złączyli swoich ust i znów nie poczuł tej nieziemskości.

***

Heeej
Co sądzicie o rozdziale?
Macie na osłodę.

Pytanko. Czy jesteście tu za mpregiem? (Miałby uzasadnienie)
Czy będzie wam to przeszkadzać?

○•°Obietnica°•○|wangxian|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz