Witam!
Dzisiaj z okazji urodzin Lan Zhana nowy rozdział!
Złóżcie Wangjiemu życzenia :pWei Ying z dnia na dzień wracał do sił. Ku zdziwieniu wszystkich, zgodził się na proces oczyszczenia, który zaproponował mu Lan Qiren. Wuj Lan Zhana był również zszokowany tak łatwą zgodą tego diabła. Wei Wuxian wreszcie zażył kąpieli, bo mógł wstać z łóżka.
Teraz właśnie siedział na materacu a Lan Zhan rozczesywał jego długie włosy, mokre po kąpieli. Jego narzeczony nadal był osłabiony, ale przynajmniej już normalnie jadł, mówił a nawet trochę chodził. Ostatnio wybrali się na spacer dookoła Jingshi, Wangji podtrzymywał ramię ukochanego, czule mu pomagając. Wei Wuxian na szczęście jeszcze się nie zorientował, że jego narzeczony rzucił na niego zaklęcie przywiązania, więc Lan Zhan narazie był spokojny, choć Wei Ying ostatnio był dziwnie potulny. Wangji bał się aż pytać co mu zrobili, podobno nie pamiętał, jednak... cóż. Wei Wuxian musiał coś pamiętać i nie chciał mu o tym powiedzieć, stąd ta nerwowość i zmiana w usposobieniu. Czy ktoś go torturował i wymuszał uległość? Lan Zhan na samą myśl o tym czuł w sobie żądzę mordu na oprawcach ukochanego. Narazie nie naciskał, ale w najbliższym czasie chciał się dowiedzieć co się stało.
- Wszystko w porządku? - podczas ich spaceru pytał o to dosłownie co chwilę, gdyż Wei Wuxian nerwowo się rozglądał i mocno trzymał jego ramienia. - boisz się czegoś? - zapytał łagodnie, nie chcąc go wystraszyć. To było dziwne, Wei Wuxian nigdy nie był tak delikatny i strachliwy, w zasadzie zawsze był aż nadto odważny.
- Boję się psów. - Wei Ying zdawał się być zamyślony, wręcz nieobecny tu.
- W Gusu nie ma żadnych psów. - rzeczowo zaprzeczył Wangji, aby go uspokoić.
- Skąd wiesz? Mogą być. - trzymał się jego ramienia i szli razem, Lan Zhan cierpliwie znosił dziwne fobie Wei Wuxiana, prowadząc go do Sali Oczyszczenia, gdzie miał zająć się nim Lan Qiren. Hanguang-Jun obawiał się trochę tej ceremoni, jego wuj nigdy nie był zbyt delikatny lub empatyczny. Ale być może był jedyną osobą, która mogła przeprowadzić tak złożony rytuał na jego ukochanym. Wei Wuxian szedł przy nim, w luźnej, białej szacie, wymaganej do tego. Lan Zhan widział, że się stresuje, ale nie wiedział w jaki sposób go pocieszyć. Poklepał go tylko po ramieniu, Lan Qiren stał na przedsionku, z rękoma zawiązanymi na plecach i patrzył srogo na cały świat.
Wei Wuxian często z nim się droczył albo z niego żartował, teraz jednak był zwyczajnie na jego łasce. Świat kultywacji szybko obiegła wieść, że Patriacha Yiling podda się oczyszczeniu sekty Gusu z energii urazy. Wiele osób było zszokowane, niektórzy pochwalali nawet tę decyzję i sądzili, że Wei Wuxian wreszcie zrezygnuje z demonicznej kultywacji. Teraz jednak czuł jakby obnażył się przed wujem narzeczonego, jakby musiał pokazać mu wszystko co w sobie ma najgorsze. Spuścił wzrok i zawstydzony wszedł do sali. Lan Qiren zablokował wejście Lan Zhanowi i zmierzył go złowrogim spojrzeniem, po czym delikatnie wziął Wei Yinga pod ramię.
- Starszy Lan, ja... - Wei Wuxian chciał się jeszcze pożegnać z narzeczonym, ale Lan Qiren zamknął drzwi i zapalił świece jednym ruchem dłoni i spojrzał wyczekująco na wychudzoną postać. - Ja... cóż, nie mam rdzenia, nie wiem czy twój rytuał się uda. - powiedział szybko, nie chcąc tego przedłużać. Musiał przyznać się do tak żenującego faktu, nienawidził litości innych ludzi, stąd ukrywał to przez wiele lat. Lan Qiren nie zmienił wyrazu twarzy, więc Wei Ying nie wiedział czy jest on zaskoczony czy nieszczególnie.
- To nie ma wpływu na rytuał oczyszczenia. Kładź się i nie utrudniaj. - wskazał na okrąg narysowany na podłodze. - wypij to, uśpią cię i znieczulą. - dał mu miseczkę ziół i spojrzał niechętnie, czekając aż znienawidzony mężczyzna wypije to. Mógłby robić tyle cudownych rzeczy przez ten czas... Odwrócił się po narzędzia, ale wracając zobaczył jak tęsknie Wei Ying patrzy na drzwi i lekko drży.
Westchnął - Wei Wuxian, nikt nie nienawidzi cię tak mocno jak ja, ale nie zamierzam cię skrzywdzić. Jesteś... niestety bliski dla mojego bratanka, którego kocham jak syna. Doceniam to, że obaj jesteśmy się dla niego poświęcić. Dla dobra Lan Zhana... i całego Gusu... jestem w stanie - Lan Qiren wyglądał jakby miał zejść na zawał - przyjąć rozejm i postarać się ciebie tolerować. - oświadczył, wzdychając ciężko, ale chyba najwyższy czas już pogodzić się z tym, że Wei Ying zostanie w jego życiu.
- Nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiesz, WUJKU - uśmiechnął się Wei Wuxian, po raz kolejny wyprowadzając Lan Qirena z równowagi - żartowałem, starszy Lan! Przepraszam, haha - zaśmiał się, ale śmiech przerodził się w kaszel.
- Widzisz, nicponiu? Sam doprowadzisz się do zguby. - warknął mężczyzna i zabrał od niego miskę z ziołami.
- Oj, przepraszam starszy Lan, nie gniewaj się na mnie. Możemy zawrzeć rozejm. Dla Lan Zhana. - mruknął i to było ostatnie co zapamiętał, bo zaraz też zasnął...
***
Jin Ling wstydziłby się przyznać, że lubi spędzać czas z Lan Sizhuim i Lan Jingyim...ale wręcz uwielbiał! W zasadzie byli jego jedynymi przyjaciółmi, prócz jego wujków nie miał nikogo a teraz... cóż. Jin Guangyao okazał się być potworem i ostatecznie zginął spod ostrza swojego przyjaciela... Jin Ling widział jak to wpłynęło na Lan Xichena, kiedyś często do nich przyjeżdżał, więc wiedział, że lider sekty Lan często się uśmiechał i był zawsze pozytywny, zwłaszcza przy jego wuju... teraz jednak wyglądał jakby przechodził depresję. Może teraz już mniej, ale jego przemowa na uczcie czy ciągłe zaszywanie się w swoim pokoju... Jin Ling go rozumiał, chyba najbardziej na świecie - Meng Yao był okrutnym człowiekiem, wszystkie zbrodnie, które popełnił były straszne, ale... nigdy tego nie pokazał dla bliskich, cóż, był naprawdę cudownym wujem, zajmował się nim po śmierci rodziców, krył przed Jiang Chengiem, gdy ten chciał połamać mu nogi...
Lan Xichen również musiał być zaskoczony i cóż, zrozpaczony.
Z rozmyślania wyrwał go głos A-Yuana - Jin Ling. Hej, zamyśliłeś się. - łagodnie, jak zawsze spojrzał na niego, przez co Jin Ling się zarumienił. Skąd w chłopaku tyle cierpliwości i dobroci?
- Uh - burknął niemiło, nie miał pomysłu co powinien odpowiedzieć.
- Pytaliśmy czy idziesz na obiad z nami. Dziś z okazji oczyszczenia seniora Wei z energii urazy jest kurczak i nawet zupa z lotosu! Chciałbym jej spróbować - Jingyi był zadowolony z jedzenia, czekał na nie cały dzień. Zwykle był sam ryż i zielona herbata, czasem z sosem, ale prawie nigdy nie było mięsa.
- Tak, i to smażony kurczak, nie gotowany - Sizhui wydawał się być równie podekscytowany.
- Jem takiego kiedy chcę. - przewrócił oczami piętnastolatek i zaśmiał się z nich - jesteście strasznie zabawni, cieszycie się z normalnych rzeczy do jedzenia. Ile macie lat? - parsknął.
- A ty?! - Jingyi się zdenerwował, ale gdy chciał dalej na niego krzyczeć, Sizhui go uciszył, wyglądając na skupionego.
- Słyszeliście ten krzyk? - zapytał czujnie i położył dłoń na swoim mieczu.
- Ja nic nie... - już chciał mu przerwać, ale zaraz rozległ się przerażający wrzask, jakby ktoś rozdzierał żywcem skórę innej osobie.
- Czy to... - Jingyi był przestraszony.
- Senior Wei! - A-Yuan rozpoznał głos przybranego ojca i ruszył biegiem w stronę Sali Oczyszczenia.
I zostawię was w tym momencie niczym Polsat przerywający wam film randomowo na reklamy.
Jak się podobało? Zostawcie proszę gwiazdeczkę i opinię, żebym wiedziała czy wam się podoba, misiaczki!
Aaa btw to mam serwer na discordzie, gdzie jest mnóstwo fanów mdzs, mamy kanał od tego i można pisać rp! Ktoś chce linkacza na pv? Zapraszam!
CZYTASZ
○•°Obietnica°•○|wangxian|
FanfictionPowietrze na szczycie góry było zimne i raniło płuca. Nie mniej jednak niż świadomość, że nie przyszedł. *** - Spotkamy się tu za pół roku? - zapytał Wei Wuxian, patrząc w oczy swojego ukochanego. Nie chciał go zostawiać, ale wiedział że musi. Miał...