Tak jak zawsze rano ciężko było mi się podnieść z łóżka, nagle coś zakłóciło mój spokojny sen. Podniosłam powieki i zobaczyłam czerwoną kulkę latającą mi nad głową.
- Marinette! - Usłyszałam piskliwy głosik kwami. - Wstawaj bo spóźnisz się do szkoły. Znowu.
- Tikki. jeszcze piętnaście minut. - Odparłam ledwo żywa.
- Za piętnaście minut zaczynają się lekcje Marinette!
- Co?! Jak to się stało.
- Myślę że tak samo jak wczoraj, i przed wczoraj, i przed przed wczoraj i...
- Okej, okej. Rozumiem aluzje. - Powiedziałam wstając z łóżka i przecierając oczy.
Założyłam na siebie to co noszę zazwyczaj czyli różowe spodnie, moją ulubioną bluzkę z małym kwiatkiem wyszytym na górnej części materiału, na to zarzuciłam czarną zapinaną bluzę, a na nogach pojawiły się beżowe baletki z czarnymi kokardkami.
Otworzyłam klapę w podłodze i pośpiesznie zbiegłam na dół prawie zbijając wazon z tulipanami.
- Marinette, słońce, masz pięć minut. - Usłyszałam głos mamy dobiegający z kuchni.
- Tak wiem, już wychodzę! - Odkrzyknęłam.
- Chwila! A śniadanie? - Po raz kolejny usłyszałam ciepły głos kobiety.
- Ah! No tak! Zapomniałabym. Dziękuję. - Dodałam, po czym dałam rodzicom buziaka w policzek i wybiegłam z piekarni.
- Tom. - zaczęła Sabine gdy ich córki nie było już w domu.
- Tak skarbie?
- Ona kiedyś zapomni własnej głowy. - Odparła kobieta wracając do kuchni i cicho się śmiejąc.
Biegłam ile sił w nogach żeby tylko zdążyć na pierwszą lekcję, na którą najchętniej bym wogóle nie szła bo była to chemia, jednak mam już tyle nieobecności przez bycie bohaterką, że nie mogę sobie pozwolić na omijanie zajęć bez powodu.
Równo kiedy wbiegłam do szkoły zadzwonił, znany mi aż za dobrze, dzwonek.
Udało mi się przyjść na czas do klasy, ponieważ przy biurku nie było jeszcze pani Mendeleiev, brakowało mi kogoś w sali, zaczęłam się rozglądać i zdałam sobie sprawę, że to czego mi brakuje to ciągłe narzekanie i wywyższanie się Chloe. Podeszłam więc do mojej przyjaciółki i usiadłam obok niej.
- Alya. Gdzie podziewa się Chloe, nie żeby mi przeszkadzała ta wspaniała cisza, jednak czuję się trochę dziwnie. - Powiedziałam z niepokojem.
- Dziewczyno. - Westchnęła przyjaciółka. - Czy ty kiedykolwiek coś wiesz?
- Ja... - Odparłam spuszczając wzrok na dół.
- Poprostu spójrz na to. - Rzekła podając mi swój telefon, na którym ujrzałam znanego mi projektanta mody.
- Okej, ale co Chloe ma wspólnego z Gabrielem Agrestem? - zapytałam skrzywiając minę.
- Marinette. Wiesz że cię uwielbiam, ale twoja głupota czasami nawet mnie razi.
- Przepraszam. Nie jestem zbyt domyślna. - Powiedziałam, po czym obie się zaśmiałyśmy.
Śmiech przerwał nam dźwięk otwierania drzwi.
- Poprostu spójrz. - Powiedziała Alya obracając moją głowe w stronę wejścia do klasy, a moje oczy dostrzegły wysokiego blondyna o zielonych oczach, ubranego w niebieskie dżinsy, czarną bluzkę z nadrukiem na środku oraz na to białą koszule z małym kołnierzem.
Od razu rozpoznałam w nim syna owego projektanta, Adriena Agresta, a zaraz obok niego Chloe.
- Już rozumiesz? - zapytała Alya wytrącając mnie z zamyśleń.
- Mhm. - Wydukałam, po czym szybko się otrząsnęłam i spojrzałam znowu na przyjaciółkę.
Gdy nadeszła ostatnia lekcja z panią Bustier, usiadłam w drugiej ławce, zaraz za nowym chłopakiem, który zajął miejsce w pierwszej ławce wraz z Nino, na lekcjach z naszą wychowawczynią nie mogłam siedzieć z Alyą, przez to że nigdy nie możemy przestać rozmawiać, i zawsze potem musimy robić dodatkowe zadania.
Nie trzeba było długo czekać aż do mojego nosa zawitał zapach jego cytrusowych perfum. Moje wąchanie powietrza mogło z boku wyglądać dosyć komicznie, więc kiedy zdałam sobie z tego sprawę natychmiast przestałam i skupiłam wzrok na tablicy.
W momencie gdy myślałam że zaraz zasnę zadzwonił dzwonek.
- Nareszcie. - Pomyślałam i zaczęłam się pakować.
Alya musiała iść na dodatkowe zajęcia, więc zostawiła mnie przy szafkach, wyjęłam wszystko co niezbędne i udałam się w stronę wyjścia.
Na moje nieszczęście strasznie padało, a ja miałam zanieść do domu plakat na zajęcia z angielskiego, który robiłam razem z Alyą, nie miałam gdzie go schować przed deszczem, postanowiłam że zadzwonię do rodziców, aby po mnie przyjechali, wykręciłam numer, ale niestety nikt nie odebrał. Byłam pewna że pozostało mi już tylko czekanie aż przestanie padać.
- Hej! - Usłyszałam zza pleców znajomy głos, a kiedy się obróciłam spostrzegłam Adriena. Chłopak patrzył na mnie ze szczerym uśmiechem, po czym podszedł bliżej. - Marinette, tak?
- Marinette? - zapytałam patrząc w te niesamowite zielone oczy. - Ah! Tak jestem Marinette. - Dodałam po chwili. Chłopak spojrzał na mnie i cicho się zaśmiał, na co ja się lekko zarumieniłam. Chwila, lekko? Byłam cała różowa na twarzy.
- Jestem Adrien. - Rzekł po chwili ciszy.
- Tak, doskonale wiem kim jesteś, interesuje się modą. - Odparłam ciepło się uśmiechając. - Wiesz robie różne projekty.
- To super! Może kiedyś mi je pokażesz?
- Z chęcią cię pokaże. Znaczy! Ci pokażę!
- Czekasz na kogoś? - zapytał z zainteresowaniem.
- Nie do końca. Czekam aż przestanie padać.
- Proszę. - Chłopak po moich słowach bez zastanowienia podał mi swoją parasolkę i posłał życzliwy uśmiech.
Chwile tak stałam wpatrując się w niego jak w obrazek, po chwili jednak się otrząsnęłam i podziękowałam.
Gdy Adrien odchodził w stronę pojazdu odprowadziłam go wzrokiem, a kiedy zniknął z mojego pola widzenia sama ruszyłam w stronę piekarni.
Kiedy doszłam już do domu, moich rodziców nie było. Przypomniałam sobie że mieli zawieść makaroniki na jakąś uroczystość, więc nie przejmując się brakiem ich obecności weszłam do mojego pokoju i rzuciłam się na łóżko.
CZYTASZ
Marichat | Sztuka
Fanfiction- Wiesz, Marinette. - Zaczął. - Myślę że zawsze byłaś dla mnie kimś więcej niż tylko przyjaciółką, poprostu tak sobie wmawiałem, przez to że nie wiedziałem jak wyglądają takie relację, i bałem się że cię stracę. ( Chce tylko wspomnieć że mają po 16...