39

342 29 27
                                    

Dzwoniłem do Yeosanga przez cały czas. Bałem się o niego, nawet jak San chciał mi wmówić, że wszystko jest dobrze, to ja czułem wewnętrznie, że coś mu grozi. Dlatego z domu przyjaciela ruszyliśmy z piskiem opon. Chwilę po tym znaleźliśmy się pod moim mieszkaniem. Widząc, że brama jest otwarta, wiedziałem, że coś się musiało stać. Dlatego by nie wystraszyć potencjalnych włamywaczy czy nieproszonych gości, odjechaliśmy dalej, by pojazdu nie było nigdzie widać. Wysiedliśmy od razu odblokowując pistolety. Przeszliśmy kawałek, przez pole i ukrywając się w krzakach, by nikt nas nie zauważył 

- Co robimy? - spytał się San, rozglądając się po podwórku

Stanęliśmy przy drzwiach wejściowych. Oddaliłem się kawałek i ostrożnie spojrzałem się w okno, na wszelki wypadek jakby tam ktoś był. Jednak widziałem tylko, porozwalane meble i nie wyglądało to dobrze. 

- Cicho wejdziemy do środka. Nie widać by ktoś był w środku, tak samo nie ma żadnego pojazdu, więc dawno musieli zniknąć - powiedziałem cicho.

Chciałem nacisnąć klamkę, ale drzwi były otwarte. Przełknąłem ślinę, mając już ciemne scenariusze w głowie. Kiwnąłem  chłopakowi, abyśmy wchodzili do środka. Trzymałem pistolet blisko mnie, gotowy na atak. Zacząłem się rozglądać, ale nic podejrzanego nie było. 

- Ja idę sprawdzić górę, ty zajmij się dołem - powiedziałem cicho, by nikt nas nie usłyszał

Zacząłem się kierować na piętro. Otwierałem po kolei wszystkie drzwi, by mieć pewność, że nie ma tutaj nikogo. Chociaż miałem nadzieję, że znajdę Yeosanga. Ale nawet go w swoim pokoju nie było. Jednak przeraziłem się widząc w jakim stanie było pomieszczenie. Wszystkie meble powywracane. Laptop chłopaka zniszczony, a wręcz rozwalony na małe kawałki. W rogu, przy biurku nawet znalazłem zaschniętą krew. Przetarłem swoje czoło. Wyszedłem z pokoju, nie ruszając wszystkiego. Wziąłem telefon i napisałem do Kibuma, podając mu adres, mojego zamieszkania. 

Tym razem wszedłem do swojego gabinetu. Jednak tam nie było lepiej. Wszystkie moje pułki czy szafa były dokładnie przeszukane, a rzeczy czy dokumenty powywalane na ziemię. Nienawidziłem bałaganu, więc to mi tylko podwyższyło ciśnienie. Podszedłem do biurka, jednak nie było tam mojego komputera z ważnymi, wręcz najważniejszymi rzeczami. Jednak były one bardzo dobrze nie tylko ukryte ale też i zabezpieczone, więc mam trochę czasu zanim jakiś haker mi się włamie i zdobędzie je. Cóż, mogą one nie tylko moje życie zniszczyć, ale też i moich przyjaciół czy dość ważnych biznesmenów. 

- Seonghwa chodź tu szybko!! - krzyknął z dołu San 

Sądząc, że znalazł Yeosanga, szybko zbiegłem do niego. Jednak to co zobaczyłem zmroziło mi krew w żyłach. Aż bladłem. Mój salon wyglądał jakby odbyła się tam istna masakra. Wszystkie meble były zniszczone, wazony rozwalone na malutkie kawałeczki, na podłodze była duża plama krwi, a na niektórych meblach też i jej stróżki. Z boku leżał rozwalony telefon młodszego. 

- Co tutaj się stało?... - spytałem się sam siebie 

- To wygląda jakby tutaj czegoś szukali. Albo kogoś.. -powiedział cicho San, szukając jakiś poszlak. 

Ja stałem co najmniej oszołomiony i przerażony. Wyszedłem z pomieszczenia i ruszyłem do piwnicy 

- Yeosang? Jesteś tutaj? Proszę odezwij się!! - zacząłem krzyczeć, modląc się, bym go tutaj znalazł. 

Przepatrzyłem wszystkie pomieszczenia i nigdzie go nie było. Walnąłem w murowaną ścianę i oparłem o nią czoło 

- Sangie? - załkałem cicho.

Gdy otrząsnąłem się, postanowiłem wrócić do przyjaciela. Wszedłem po schodach na korytarz. Po czym ruszyłem do salonu. San spojrzał się na mnie przerażony i podszedł do mnie. Chwycił moją dłoń i położył na niej naszyjnik... naszyjnik Yeosanga. Przyglądałem się temu i zacisnąłem dłoń, przykładając do mojego serca. Parę łez uleciało mi z oczu 

I'm Sorry BabeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz