4. Gdzie jest moja torebka?

10.8K 309 0
                                    

ROZDZIAŁ 4

Weszłyśmy do budynku i zaczęłyśmy przeciskać się przez tłum pijanych widzów krwawego tetru. Cały czas myślałam o rozmowie, która miała miejsce parę minut wcześniej. Mam nadzieję, że Tyler nie odpłaci mi się za miłe słówka, którymi go uraczyłam. Zresztą czym ja się przejmuję? Pewnie już zapomniał, że ze mną rozmawiał i nigdy więcej się nie spotkamy. Uspokoiłam się trochę i wraz z Maya podeszłyśmy do baru.
- Dwie wódki z cola - usłyszałam głos przyjaciółki, która właśnie składała zamówienie.
Kelner uśmiechnął się przyjaźnie i zabrał się za przygotowanie napojów. Odruchowo spojrzałam na telefon 22: 30. Walka zaczyna się o 23, więc jak dobrze pójdzie to przed północą będę już w swoim łóżku. Uśmiechnęłam się pod nosem na myśl o mojej podusi i cieplutkiej kołderce. Gdy barman postawił alkohol na na ladzie chciałam sięgnąć do torebki po portfel. Zamarłam kiedy zdałam sobie sprawę, że zapomniałam jej podnieść po zderzeniu z przystojnym niebieskookim brunetem.
- Kurwa - zaklęłam pod nosem czym zwróciłam uwagę Mayi.
- Co się stało? - zapytała zdezorientowana
- Zgubiłam torebkę - odparłam i zerwałam się na równe nogi. Z prędkością światła opuściłam klub. Biegam tak szybko, że pani Hudson- znienawidzona nauczycielka wf dostałaby wylewu z wrażenia. Gdy dotarłam przed budynek złapałam się za serce czując, że chyba mam zawał a niedługo lewe zwolnienie napisane przez wujka mojej przyjaciółki stanie się prawdziwe. Sport to chyba nie moja działka - pomyślałam po czym rozpoczęłam poszukiwania swojej torebki. Przeszukałyśmy z Maya każdy kąt i zrezygnowane wróciliśmy do środka. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że obskurny lokal z zewnątrz w środku wyglądał całkiem inaczej. Duży bar zaopatrzony w liczne alkohole, a po środku ogromny poplamiony krwią ring. Zmarszczyłam nos na samą myśl co musiało się w nim dziać. Maya pociągnęła mnie za rękę i chwilę później zajęłyśmy wolne miejsca blisko ringu. Po paru sekundach światła reflektorów rozjaśniły główny punkt sali, a moim oczom ukazała się postawna sylwetka mężczyzny w średnim wieku. Mocno rozbudowane ramiona i bulwiasty nos, który musiał przyjąć niejedno uderzenie sprawiały, że wyglądał groźnie.
- Powitajcie serdecznie nieznającego litości diabla!- usłyszałam głos prowadzącego. Spojrzałam jeszcze raz na mężczyznę i musiałam przyznać, że ten pseudonim do niego pasował.
- A teraz największa gwiazda dzisiejszego wieczoru! Nieustraszony i niepokonany Tyler Bestia Wilson! - zapowiedział spiker po czym do moich uszu dotarł okropny dźwięk pisków damskiej części publiczności.
- Dajesz Tyler! Zniszcz go!- usłyszałam donośny krzyk mojej przyjaciółki na co przewróciłam oczami. Wróciłam wzrokiem w stronę ringu, do którego wchodził właśnie Tyler. Niechętnie musiałam przyznać rację Mayi z tym, że jest nieziemsko przystojny. Jego umięśnione ramiona i klatka piersiowa, którą zdobił kaloryfer przyciągała wzrok wszystkich kobiet na sali. Liczne tatuaże znajdujące się na jego muskularnym ciele dodawały mu dziwnego mroku. Gdy wszedł na ring przez moment nasze spojrzenia się skrzyżowały. Spojrzał na mnie nieodgadnionym wzrokiem, a w kąciku jego ust dostrzegłam ledwo zauważalny uśmiech. Szybko jednak wrócił do całkowitego skupienia, a po chwili usłyszeliśmy gong rozpoczynający walkę. Patrzyłam jak dwóch gladiatorów toczy zażarty bój o zwycięstwo. Z uwagą przeglądałam się jak Tyler precyzyjnie zadaje ciosy przeciwnikowi. Napierał na Diabla coraz bardziej i mocniej. Na jego czole widoczne były pierwsze objawy zmęczenia w postaci potu, jednak się tym nie przejmował i dalej z furią zadawał ciosy. Wyglądał jak w transie, kiedy mimo przerwania walki przez sędziego dalej siedział na zakrwawionym mężczyźnie i wymierzał kolejne uderzenia. Odwróciłam wzrok nie mogąc już dłużej patrzeć na to co tam się dzieje. Po chwili jednak zszedł z nieprzytomnego diabla i w geście zwycięstwa podniósł rękę w górę. Cała sala krzyczała nazwisko Tylera gdy ten rozejrzał się po sali. Spojrzał prosto na mnie. Czułam jak jego niebieskie oczy bacznie mi się przyglądają. Mogłam się ugryźć w język i go nie obrażać- skarciłam w myślach moje zachowanie. Nie wiadomo do czego ten typ jest zdolny a sądząc po tym teatrzyku nie cofnie się przed niczym. Nie mogąc dłużej wytrzymać jego wzroku odwróciłam się napięcie i zaczęłam przeciskać się w stronę wyjścia.
- Gdzie ty idziesz? - usłyszałam za sobą głos Mayi
- Zgodnie z umową przyszłam z Tobą na tą durną walkę. Teraz już chce wracać do domu. Boli mnie głowa i źle się czuję zakomunikowałam i nie czekając na odpowiedź przyjaciółki zadzwoniłam po taksówkę. Podeszłyśmy w miejsce, w którym wcześniej wysiadłyśmy i w ciszy oczekiwałyśmy na transport. Przez całą drogę powrotną słuchałam zachwytów blondynki na temat przystojnego boksera, z którym nieumyślnie zadarłam. Oparłam głowę o szybę przypominając sobie, o swoich złych przeczucia dotyczących dzisiejszego wieczoru. Moje obawy niestety sie potwierdziły. Nie dość, że zgubiłam torebkę to jeszcze zadarłam z niebezpiecznym bokserem o niesamowitych niebieskich oczach.


------------------------------------------------------------
Hejka wszystkim! Dopiero zaczynam swoją zabawę z wattpadem, dlatego proszę o wyrozumiałość:)

Walka o szczęście.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz