53. Ratujcie je...

10K 242 77
                                    

Ostatnie dni były dla mnie istną katorgą. Odkąd dowiedziałam się, że Tyler zamierza nas znaleźć, żyłam w ciągłym strachu. Bałam się, że ściągnie na nas kłopoty, a ja potrzebowałam jedynie spokoju. Martwiły mnie skurcze, które w ostatnim czasie bardzo się nasiliły, ale nie zamierzałam panikować i martwić moich bliskich. Wchodziłam właśnie w siódmy miesiąc, więc brzuch stawał się coraz większy i bardziej dokuczliwy. Miałam wrażenie, że wyglądam jak monstrum i zaraz eksploduje.

Luck już spał, a ja spędzałam kolejną noc na kanapie, oglądając denny serial. Lubiłam patrzeć na szczesliwe rodziny, po cichu licząc, że i mi uda się stworzyć bezpieczny dom dla mojej córki. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale nie zamierzalam się poddawać. Bycie samotną matką może nie było szczytem moich marzeń, ale chciałam zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby chociaż w części zastąpić jej ojca.

Nagle poczułam, że zrobiłam się strasznie glodna i pochłonęłabym całą zawartość lodówki. Ostatnio zdarzało mi się to często, a ja jak szczur plądrowałam zapasy w naszej spiżarce i zajadałam się dziwnymi połączeniami smakowymi. Miałam ochotę na kanapkę z dżemem truskawkowym i ogórka kiszonego, dlatego z trudem podniosłam ociężałe cielsko z kanapy. Niespodziewanie poczułam skurcz, który był tak silny, że straciłam równowagę i upadłam na podłogę. Ból z każdą chwilą się nasilał, a ja miałam wrażenie, że zaraz mnie rozsadzi. Złapałam się za brzuch, ale to nic nie pomogło. Skurcze zaczynały się nasilać, a ja krzyczałam ile sił w płucach. Bałam się o dziecko i o to, że mogę je stracić. Nie wiedziałam, co się wokół mnie dzieje i jak mam uśmieżyć ból, który z każdą chwilą stawał się coraz bardziej nieznośny.

-Layla, co się dzieje?!- zobaczyłam przerażoną sylwetkę mojego przyjaciela, który uważnie mi się przyglądał. Podniósł mnie z podłogi i postawił do pionu. Poczułam jak coś mokrego spływa mi po wewnętrznej stronie ud, a kiedy zorientowałam się, że to krew, całkowicie wpadłam w panikę. Bolało mnie niemiłosiernie, ale najgorsze w tym wszystkim było to, że nie wiedziałam, co z moją córką. -Boże święty, Layla, dzwonię po pogotowie- głos Lucka się łamał, a po twarzy spływały mu łzy. On płakał tak samo jak ja, bo też się bał. Kręciło mi się w głowie, a obraz stawał się coraz mniej wyraźny. Czułam się jakbym była za grubym murem, a dźwięki stawały się coraz mniej wyraźne. Wszystko działo się w zwolnionym tempie, a moje powieki stawaly się coraz cięższe.

-Nie zamykaj oczu, jesteś tu ze mną, walcz! Zaraz będzie pogotowie i wszystko będzie dobrze, rozumiesz? Nie poddawaj się...-Luck mocno trzymał mnie w ramionach i gładził po włosach, które całe lepiły się od potu. Jego słowa dodały mi otuchy, ale walka ze snem z każdą chwilą stawała się coraz trudniejsza.

Po paru minutach, które były dla mnie wiecznością, zjawiło się pogotowie. Ból nie ustawał, ale odetchnęłam z ulgą, wiedząc, że znajduje się pod fachową opieką. Nie pamiętam nic, oprócz przenoszenia na nosze i błagalnych krzyków Lucka, aby nas ratowali.

-Co z moim dzieckiem?-wychrypiałam resztką sił, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Dwóch wysokich mężczyzn uwijało się wokół mnie, podłączając mój brzuch do różnych piszczących maszyn. Chciałam wiedzieć, co się dzieje, ale nie mogłam wydusić z siebie ani słowa.

-Zabieramy ją do szpitala...- tylko tyle udało mi się zrozumieć, zanim zapadła całkowita ciemność, a ja straciłam przytomność.

W karetce kilka razy odzyskałam świadomość, ale trwało to raptem chwilę. Widziałam uwijających się lekarzy, ale nie słyszałam, o czym rozmawiają. Panicznie się bałam, ale nie o siebie, tylko o dziecko. Pokochałam tą małą istotę, a myśl, że mogę ją stracić była nie do zniesienia. Nie mogłam się poddać, nie teraz, kiedy nosiłam w sobie nowe życie. Niestety byłam zbyt słaba, bo po raz kolejny zapadła ciemność.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 02, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Walka o szczęście.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz