35. Zerwany pakt z diabłem

5.9K 203 8
                                    

Oczami Tylera

-Kurwa- zakląłem pod nosem, czując, że wzbiera się we mnie fala złości. Layla mnie potrzebowała, a ja niepotrzebnie wyskoczyłem z tekstem o tej pieprzonej walce. Gdybym trzymał gębę na kłódkę o niczym by się nie dowiedziała, a ja rozwiązałbym sprawę mojego odejścia i zaczął razem z nią nowe życie. Bez ćpania, imprez, walk i całego tego syfu, który stale mi towarzyszył. Musiałem się przewietrzyć, wiec zrobiłem dlugi spacer po okolicy, rozwalając przy tym wszystko co się da. Czulem, że tracę grunt pod nogami i zabiję każdego, kto teraz stanie mi na drodze.  Długo krążyłem, zanim z powrotem znalazłem się pod domem Layli, ale nerwy nawet na chwilę nie opuściły mojego ciała.

Wsiadłem do samochodu i z piskiem opon włączyłem się do ruchu. Jechałem jak wariat, łamiąc wszystkie możliwe przepisy, ale miałem to kompletnie gdzieś. Kolejny raz zjebałem i zostawiłem dziewczynę, którą kocham zupełnie samą z problemami, których twórcą byłem ja. Gdybym nie wszedł z brudnymi buciorami w jej życie, teraz siedziałaby z mamą na kanapie I plotkowała o głupotach, ale stało się. Ta mała brunetka pojawiła się tak nagle i nie wyobrażam sobie z niej zrezygnować. Stała się dla mnie centrum mojego istnienia i jedynym światłem, który rozświetla ciemności mojej czarnej duszy. Dostrzegła we mnie to, czego nie widział nikt inny. Pokazała mi, że nawet dla takiego skurwiela jak ja jest jeszcze nadzieja.

Zaparkowałem pod obskurnym budynkiem, w którym spędziłem ostatnie lata swojego życia. To tutaj zarobiłem pierwsze pieniądze, stoczyłem pierwsze walki i właśnie tutaj poznałem Layle. To miejsce było domem demonów, które przez lata we mnie kiełkowały. Wchodząc na ring budziłem w sobie bestię, która była rządna krwi. Ból dawał ukojenie, a kolejne wygrane spore zarobki i rzeszę wiernych fanów. Kiedyś ta codzienność całkowicie mi odpowiadała. Bójki, imprezy, dragi i laski, które zmieniałem każdej nocy były czymś, co pozwolało mi odreagować i zapomnieć o bolesnej rzeczywistości. Tak było zanim mała, zwariowana brunetka postanowiła wtargnąć do mojego życia i trochę w nim namieszać.

Wysiadłem z samochodu i odpaliłem papierosa. Nikotyna przyjemnie wdarła się do moich płuc dając efekt ukojenia. Odchyliłem głowę do tyłu i z zamkniętymi oczami przypominałem sobie każdą moją walkę, aż natknąłem się na wspomnienie jak pierwszy raz spotkałem Layle. Te zielone oczy, w których utonąłem pokazały mi co jest ważne w życiu.  Uśmiechnąłem się do siebie i wiedziałem, że jestem gotowy. Rzuciłem niedopałek i pewnym krokiem ruszyłem przed siebie, aby zakończyć ten cholerny cyrk.

Wszedłem do środka i po przywitaniu się z ochroniarzami, skierowałem się prosto do gabinetu mojego szefa. Bez pukania złapałem za klamkę i wszedłem do środka napotykając pytający wzrok Erica. Jak zwykle grubas siedział za swoim biurkiem i zastanawiał się ją wyciągnąć najwięcej hajsu ze swojego brudnego biznesu. Nienawidziłem tego typa z całych sił, bo potrafił być niezłym skurwielem i po trupach dążył do swojego jedynego celu - pieniędzy.

-Musimy porozmawiać-zacząłem szorstkim tonem, nie siląc się na zbędne uprzejmości.  Pewnym krokiem ruszyłem przed siebie i rozsiadłem się na wygodnej skórzanej sofie. Sięgnąłem po karafkę, która stała na stoliku obok I rozlałem bursztynowego płynu do czystej szklanki. Pociągnąłem solidny łyk, czekajac na dalszy rozwój sytuacji. Wiedziałem, że Eric to bezwzględny człowiek i muszę to dobrze rozegrać.

-Miło cię widzieć- jego oczy dokładnie skanowały moją sylwetkę, próbując wyczytać intencje z jakimi tu przyszedłem. -Też chciałem porozmawiać z tobą o jutrzejszej walce, więc dobrze się składa, że przyszedłeś- grubas podniósł się z fotela i spojrzał na mnie z wyższością. Nie czekając długo gwałtownie się zerwałem i w dwóch krokach znalazłem się przy moim szefie, który niepewnie cofal się w stronę wyjścia. Widziałem w jego oczach strach, a wszystkie instynkty bestii, które we mnie istniały nagle obudziły się do życia. Zbliżałem się do niego niczym drapieżnik do ofiary, gotowy podgryzć jej gardło. Strach działał na mnie pobudzająco i potrafiłem wyczuć go na kilometr.

-Nie będzie żadnej walki. Rezygnuje z tego całego syfu, rozumiesz?- przyszpililem go do ściany, patrząc jak jego tłuste ciało zaczyna się pocić. W jego oczach widziałem panike i gniew, które naprzemiennie ciskał w moją stronę. Byłem jego najlepszym zawodnikiem, a strata mnie wiązała się z dużym spadkiem obrotów jego klubu. Nie ma co ukrywać, bylem główna atrakcją, a ludzie przychodzili właśnie dla mnie. To ja byłem najważniejszą marionetką w tym cholernym teatrzyku śmierci.

-Nie możesz...nie możesz mi tego zrobić! Masz wobec mnie zobowiązania! -Eric nerwowo złapał się za głowę, nie mogąc uwierzyć w to co właśnie powiedziałem. Ja sam nie do końca w to wierzyłem, bo właśnie zostawiałem kawał mojego życia za sobą.

-Mogę i właśnie to robię- złapałem grubasa za szyję i jednym ruchem przycisnąłem go do ściany odbierając możliwość oddychania. -Odejdę, a ty dasz mi święty spokój i zapomnisz o moim istnieniu. Jasne? - wzmocniłem ucisk na znak powagi moich słów. Wiedziałem, że nie mogę pokazać słabość, bo to jedyna możliwość ucieczki z tego piekła.- Zapytałem o coś?- powtórzyłem, gdy twarz łysego przybrała kolor purpury. Zluzowałem uścisk a Eric osunał się po ścianie, nerwowo walcząc o każdy oddech.

-Zrozumiałem- wychrypiał po chwili trzymając się za bolące gardło. Dopiłem resztę mojego alkoholu I opuściłem biuro, gdzie kiedyś podpisałem pakt z diabłem. Wychodząc zaszedłem jeszcze na ring, pożegnać się z miejscem, gdzie spędziłem tyle czasu. Poplamiona krwią mata nasiąknięta była zapachem bólu, przemocy i gniewu, który zawsze był ze mną obecny. To właśnie tutaj stalem się diabłem i to właśnie tutaj spotkałem anioła, który wyciągnął do mnie pomocną dłoń.

                                   ******
Zimne powietrze przyjemnie owiało moją twarz, a krople deszczu łagodziły moją rozgrzaną skórę. Było to niczym oczyszczenie, które spadło na mnie z nieba. To koniec. Koniec pewnego etapu, ale także początek czegoś nowego, czegoś pięknego. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem do domu, aby trochę odpocząć. Ten dzień całkowicie mnie wykończył i marzyłem tylko o ciepłym łóżku.

Przemierzałem puste ulice naszego miasta, zastanawiając się czy Layla już śpi. Miałem pretensję do siebie, że zostawiłem ją samą w takim stanie. Powinienem być dla niej wsparciem, przystanią i ochroną, a niczym największy palant wyszedłem zostawiając ją z jej problemami. Postanowiłem rano do niej pojechać i jeżeli zajdzie taka potrzeba, na kolanach błagać ją o przebaczenie.

Zaparkowałem na podjeździe i zmęczony ruszyłem do domu. Siedząc na kanapie I oglądając jakiś bezsensowny serial, spojrzałem na kominek, gdzie stało zdjęcie mojej babci, która wesoło się do mnie uśmiechała. Niesiony dziwną siłą wstałem i złapałem za drewnianą ramkę, w której znajdywała się osoba, która poświęciła dla mnie całe swoje życie.

- Znów chce być taki jak kiedyś babciu. Może nie ma Cię już ze mną, ale wierzę, że patrzysz na mnie z góry i jesteś dumna. Chce być lepszy dla ciebie i dla Layli, bo tylko wy dwie dałyście mi to, co najważniejsze czyli miłość- poczułem, że jestem blisko łez, więc odłożyłem zdjęcie i ruszyłem do sypialni, chcąc zakończyć ten dzień.

Poranek nastał dość szybko, a ja obudziłem się pełen energii i motywacji do działania. Ubrałem się i ruszyłem do kwiaciarnii kupić największy bukiet róż jaki był tylko możliwy. Wiedziałem,że czeka mnie trudna rozmowa, ale byłem na to gotowy i chciałem wytłumaczyć, że od teraz liczy się tylko ona. Zapakowałem bukiet i ruszyłem pod dom mojej ukochanej, mając nadzieję, że mi wybaczy i przyjmie z powrotem. Niestety im bliżej, tym bardziej się denerwowałem, a moje serce boleśnie obijało sie o klatkę piersiową. Czułem strach, co było do mnie takie niepodobne. Odkąd poznałem Layle mój świat przewrócił się do góry nogami, a ja odkrywałem emocje, których nie czułem od lat. To wszystko było takie popieprzone, że wydawało się zwykłym snem. Zaparkowałem pod domem Layly i zabierając bukiet ruszyłem pod jej drzwi.

Nacisnąłem na dzwonek, a po chwili moim oczom ukazał się widok zapłakanej brunetki opatulonej kocem i pociągającej nosem. Bez makijażu, w niechlujnym koku i z obsmarkana chusteczką w dłoni dalej była dla mnie najpiękniejszą istotą na tym cholernym, popieprzonym świecie. Spojrzała na mnie zaskoczona tymi swoimi wielkimi zielonymi oczami, a ja całkowicie przepadłem zatracając się w ich głębi.

-Musimy porozmawiać...-zacząłem, wiedząc, że rozmowa z Ericiem była niczym w porównaniu  ze starciem ze zranioną kobietą...

Walka o szczęście.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz