Oczami Tylera
-Matt, przynieś mi piwo z lodówki!- krzyknąłem do przyjaciela, który od godziny sprzątał cały dom. Po chwili blondyn pojawił się w salonie, trzymając butelkę w ręku.
- Mógłbyś mi pomóc? Zaraz będzie tu Maya i nie chce, żeby widziała ten cały syf- podał mi piwo i teatralnie przejechał ręką po pokoju. Rozejrzałem się wokół siebie i nigdzie nie widziałem tego rzekomego bałaganu.
- Nie- odwróciłem wzrok w stronę telewizora i dalej oglądałem mecz. Nie obchodziła mnie jego cholerna dziewczyna, która swoją drogą strasznie mnie wkurzała. Blondyn spojrzał na mnie gniewnie, po czym bez słowa opuścił salon. Zastanawiałem się co robi Layla i co u niej słychać, aż po całym domu rozniósł się dźwięk domofonu.
-Możesz otworzyć?- zapytał Matt, pokazując ręce brudne od mąki. Widocznie chciał ugotować coś dla swojej ukochanej, chociaż nie powinien, bo i tak była już sporych rozmiarów.
- Nie- odparłem i pociągnąłem solidny łyk piwa. Matt wytarł ręce w ścierkę i pobiegł w stronę drzwi. Przewróciłem oczami na jego durne zachowanie i wróciłem do oglądania meczu.
Hej- usłyszałem okropnie piskliwy głos tej różowowłosej. Uniosłem wzrok i zobaczyłem, jak szeroko się do mnie uśmiecha. Czy ona ma jakiś paraliż mięśni, czy po prostu jest taka pokręcona?
- Hej.- rzuciłem obojętnie, mając nadzieję, że to ją zniechęci do dalszej rozmowy. Matt podszedł do niej i mocno ucałował w policzek, na co ona rzuciła się na niego, mocno przytulając. Obrzydliwe gówno- pomyślałem i starałem się ignorować miziającą się obok parę.
Czas niemiłosiernie mi się dłużył i czułem, że dłużej nie zniosę ich towarzystwa. Jedynym plusem tego cholernego spotkania był nawet zjadliwy obiad i lekko przypalone ciasto autorstwa mojego przyjaciela. No cóż, kariery kulinarnej mu nie wróżę, ale dało się zjeść. Po deserze poszedłem do kuchni, żeby odpocząć trochę od ich słodkich popieprzonych słówek. Nalewałem wody do szklanki, gdy zobaczyłem leżący na blacie telefon tej całej Mayi. Do głowy wpadł mi szalony pomysł, żeby zabrać numer Layli i gdzieś ją zaprosić. Jutro miała czekać mnie ciężka walka i chciałem te ostatnie godziny spędzić właśnie z nią. Zadowolony z tego pomysłu, chwyciłem urządzenie i mój dobry humor prysł jak bańka mydlana. Pieprzone hasło. Zrezygnowany miałem już odłożyć telefon, ale postanowiłem jeszcze wpisać najgłupszą kombinację liczb. Wcisnąłem cyfry od jeden do cztery i prawie oplułem ekran, gdy zobaczyłem, że hasło okazało się prawidłowe. Jak można być aż tak głupim? Zresztą, czego ja się po niej spodziewałem, na kilometr widać, że inteligencją to ona nie grzeszy. Naprawdę nie lubiłem tej dziewczyny, za to, że wraz z Mattem zostawiła wtedy Layle na tym parkingu. Gdyby coś się jej stało, oboje by tego gorzko pożałowali. Spisałem numer zielonookiej brunetki i starannie odłożyłem telefon na miejsce.
- Wychodzę- rzuciłem do zajętej sobą pary, gdy ubierałem swoją kurtkę.
- Gdzie?- Matt oderwał się od blondynki, uważnie mnie lustrując.
- To chyba nie twój interes- warknąłem nieprzyjemnie i wyszedłem z domu.
- Pamiętaj o jutrzejszej walce- usłyszałem jeszcze głos blondyna, zanim drzwi zamknęły się z głośnym hukiem.
Wszedłem do swojego samochodu, zastanawiając się, gdzie zabrać Layle. W głowie miałem kilka pomysłów, ale nagle mnie oświeciło. Domek letniskowy mojej babci nad jeziorem. Spędzałem tam każde wakacje, a od śmierci babci stało się to moim sekretnym miejscem, do którego zawsze jeździłem, kiedy chciałem ukryć się przed światem. Spokój tego miejsca sprawiał, że zapominałem o problemach i bolesnej przeszłości. Odpaliłem samochód i nie chcąc tracić czasu, napisałem smsa do Layli. Była zdziwiona i zdezorientowana moją propozycją, ale się zgodziła. W sumie nie miała zbyt dużego wyboru, ale cieszył mnie fakt, że nie odmówiła.
CZYTASZ
Walka o szczęście.
RomanceZakompleksiona dziewczyna i pewny siebie zawodnik nielegalnych walk. Nieziemsko przystojny Tyler Wilson przyciąga wiele kobiet jednak żadnej z nich nie traktuje poważnie. Imprezy, panienki na jedną noc i walki to całe jego życie. Traumatyczne wydarz...