osiem

5.2K 534 36
                                    

Od tego całego feralnego zdarzenia minęło parę dni, a ja nadal nie dostawałam od nich żadnego znaku życia. Codziennie chodzę znudzona i zamyślona, pytając samą siebie, co tam się takiego wydarzyło. Nie potrafiłam spać, jeść ani normalnie funkcjonować, wiedząc, że gdzieś, w jakimś stopniu przyczyniłam się do tego. Chociaż, tak naprawdę nie wiedziałam nawet do czego. Z blondynem jest coś nie tak i odkryłam to już dosyć dawno, ale nie tylko z nim. Z całą jego rodziną, bo jak już mówiłam, kto normalny zatrudnia siedemnastolatkowi opiekunkę? Muszą mieć w tym jakiś interes, a z każdym dniem, bałam się coraz bardziej go poznać.

Stukałam swoim paznokciem o blat lady, w wyczekiwaniu na upragnioną godzinę czternastą, która oznjamiała koniec mojej zmiany w McDonaldzie. Zostało mi jeszcze niecałe pięć minut i prawie zero klientów, ale zasady to zasady i Kennedy- mój szef- zapewne urwałby mi głowę, gdyby się dowiedział, że wyszłam wcześniej.

Równo o czternastej ruszyłam na zaplecze, ściągając jednocześnie swój uniform, jakim był fartuch z logiem restauracji i rozpuszczając włosy z trzymającej je klamerki. Od razu w oczy rzucił mi się mój telefon, którego dioda świeciła na zielono. A to oznacza jakąś nieprzeczytaną wiadomość lub nieodebrane połączenie, ale nie śpieszyłam się jakoś do sprawdzenia tego. Co powinnam zrobić, ponieważ, jak się póżniej okazało, wreszcie dzwoniła do mnie pani Horan. Tym razy zadzwoniła ze zwykłego numeru, więc bez problemu mogłam do niej oddzwonić.

- Witaj, Acacia. - przywitała mnie wesoło. O ho, ktoś tutaj jest w dobrym humorze.

- Dzień dobry.

- Czy Niall może mówił ci o moich urodzinach? - zapytała grzecznie.

- Ah tak. - przypomniało mi się. - Czy nadal jestem zaproszona?

- Oczywiście. Mogłabyś przypilnować mojego bratanka? - no tak, to była ta druga część mojej wizyty na urodzinach.

- Jasne, nie ma problemu. Więc gdzie i kiedy?

- Dzisiaj, o siedemnastej. Nie chcę się chwalić, ale przyjęcie będzie dosyć huczne i dlatego zorganizowałam je na wielkiej hali przy ulicy Rosvelta 5. Czy jesteś w stanie tam dotrzeć?

- Tak, tak. Wiem, gdzie to jest. - zapewniłam.

- Świetnie, to do zobaczenia!

- Do zobaczenia. - pożegnałam się, rozłączając.

Ogarnęła mnie ekscytacja, zupełnie nie wiem, dlaczego. Cieszyłam się, że w końcu zobaczę Nialla całego i zdrowego. To znaczy, nie wiedziałam czy rzeczywiście wszystko z nim w porządku, ale na nastrój pani Horan tak się zapowiadało. Rozumiem, że może mieć urodziny i również jest podekscytowana, ale gdyby z jej synem było coś nie tak, to na pewno by się tak nie cieszyła. Dała mi to do zrozumienia, kiedy wypowiedziała słowa "Wszystko, co dotyczy mojego syna jest konieczne". Mam prawo tak myśleć, prawda?

~*~

Tak szczerze nie miałam pojęcia, gdzie jest ulica Rosvelta, ale nie chciałam, żeby pomyślała, że w ogóle nie znam się na mieście, w którym mieszkam, więc najzwyczajniej w świecie zamówiłam taksówkę. Wiem, będzie mnie to sporo kosztować, zważywszy na to, że nie wiem, jak daleko to jest, ale ja nawet nie mam swojego własnego auta, więc jak miałabym tam dojechać?

Kiedy przyjechałam na miejsce, zapłaciłam tylko dziesięć funtów, co i tak jest mało, jak na londyńskie taksówki. Podziękowałam grzecznie, wychodząc z auta i pierwsze, co zrobiłam to wzięłam głęboki oddech. Kierowca od razu odjechał, a ja zaczęłam się stersować. Stałam dokładnie przed opisywanym przez Maurę budynkiem i wiedziałam, że za chwilę spotkam się z blondynem. Naprawdę nie wiedziałam, dlaczego się tak stresuję. Przecież tyle razy w nim rozmawiałam. Powinnam się martwić, czy Maurze spodoba prezent. Być może boję się tego, co mogę zobaczyć. W końcu dalej nie wiem, co z Niallem, może będzie wyglądał inaczej niż wcześniej? Kto wie.

Zauważyłam, że przy wejściu czyha jakiś ogromny i umięśniony facet, co z lekka mnie przeraziło. Domyśliłam się, że musiał to być ochroniarz, w kóncu Maura sama przyznała, że będzie to huczne przyjęcie, więc raczej nieproszonych gości nie zamierza mieć. Podeszłam do niego na chwiejnych nogach, a ten od razu wypalił.

- Imię?

- Acacia Clark. - powiedziałam, prawie szepcząc. Szczęście, że w ogóle się odezwałam i nie zająkałam. Mężczyzna zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu i wyciągnął zza siebie jakąś listę, najprawdopodobniej ze wszystkimi nazwiskami zaproszonych, której wcześniej nie zauważyłam. Przejechał po nie wzrokiem i w końcu stwierdził.

- Przykro mi, nie ma pani na liście.

- Co? Jak to? - zapytałam szybko, nie fatygując się nawet o grzeczny ton. Wyraziłam pewnie zerowy brak kultury, ale przecież byłam zaproszona. Spojrzał na mnie i pokręcił głową, a ja wiedziałam, że jestem na przegranej pozycji. Kiedy miałam się wycofywać, aby obmyślić jakiś plan w drzwiach pojawił się blondyn.

~*~

Okej, w tym rozdziale za wiele się nie dzieje, ale mam nadzieję, że wam się podobał ♥ Jejku, ja wam tak bardzo dziękuję za te wszystkie gwiazki, komentarze i wyświetlenia, nie macie - albo macie - pojęcia, jak wdzięczna wam jestem ♥ I nie wiem, naprawdę nie wiem, jak mogę wam to wynagrodzić, po prostu dziękuję ♥♥

+ zapraszam was serdecznie na nowe fanfiction z Niallem "Bookcrossing" ♥

Ilysm xx

Babysat ⇨NHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz