Rozdział Dwudziesty Ósmy

75 5 0
                                    

Jesienna Róża

Bohaterska Dama Jesienna Róża, księżna Anglii.

Nie obchodził mnie los królestwa. Obchodził mnie o n. A jednocześnie go nienawidziłam. Obchodziło mnie, że to przeze mnie zginęła moja babcia. Byłam wściekła, że powiedziała mi zza grobu, kim jestem. Nie czułam i nie widziałam teraz niczego poza nią i nim, a to przerażało mnie najbardziej ze wszystkich rzeczy na świecie. To wtedy, gdy nic nie czułam, mój umysł zanurzał się w mrok...

– Róża, wszystko w porządku? – szepnął mi ktoś do ucha. Była to Tee, która podeszła do mnie i ścisnęła moją dłoń. – Wyglądasz, jakbyś się smuciła. Chcesz, to zabiorę cię do szkolnej psycholożki.

Ona jest naprawdę dobra. Pomogła mi, kiedy Valerie mi dokuczała.

Ależ ta dziewczynka jest silna! Ledwo co zajrzała śmierci w oczy, a teraz wygląda i zachowuje się jakby nigdy nic.

– Wszystko w porządku, ale dziękuję.

Mówisz o mnie, babciu?

Gdy z uśmiechem odwróciłam się do Tee, kątem oka zauważyłam coś w przeciwległym narożniku boiska. Panowało tam wyraźne poruszenie. Grupa uczniów pospiesznie zbierała się wokół granatowego wybrzuszenia na trawie. Instynkt podpowiadał mi, że „wybrzuszenie" to jest czyimś ciałem. Domysł niemal natychmiast okazał się trafny: to była Valerie Danvers leżąca na ziemi.

Poruszając nerwowo ramionami, pochylała się nad nią jedna z koleżanek z przyjęcia. Ludzie wokół pospiesznie wyciągali telefony. Jedni bez skrępowania filmowali, inni – co rozsądniejsi – próbowali dzwonić po pomoc. Gdy tak patrzyłam z dala na całe zajście, od grupy odłączyła się pojedyncza postać i biegiem popędziła w stronę głównego budynku. Wyczekałam jeszcze jedno uderzenie serca, Valerie wciąż leżała bez ruchu.

Wtedy wyrwałam naprzód i popędziłam przed siebie szybciej, niż byłby w stanie pobiec jakikolwiek człowiek. Fallon był tuż za mną, ale to ja dotarłam pierwsza na miejsce. Na widok tego, z jaką prędkością się zbliżamy, rozstąpił się wianuszek gapiów wokół Valerie. Przyklękłam obok i od razu zwróciłam się do pochylonej nad nią koleżanki.

– Co się stało?

Z oczu dziewczyny leciały łzy, ale udało jej się opanować szloch.

– Po prostu gadałyśmy, a ona nagle padła. Wołałam ją po imieniu i próbowałam nią potrząsnąć, ale to nic nie daje! Ona chyba nie oddycha.

Uniosłam głowę Valerie. Bardzo delikatnie, na wypadek gdyby miała uszkodzony kark lub potylicę. Sprawdziłam, czy coś nie blokuje jej przypadkiem dróg oddechowych. Nic jednak nie wyczułam. Przysunęłam teraz policzek niemal do samych jej ust i czekałam. Czekałam, aż poczuję na nim wydychane powietrze. Sekundy mijały: wciąż nic.

– Faktycznie, nie oddycha – powiedziałam tak spokojnie, jak tylko potrafiłam. Modliłam się w myślach, by Athanie nie byli dalej niż o parę minut od nas.

Fallon ukląkł teraz naprzeciw mnie. Na sekundę podniosłam na niego wzrok. Widać było po nim zaniepokojenie, ale i determinację, by natychmiast pomóc.

– Drogi oddechowe ma czyste, ale nie oddycha. Umiesz zrobić sztuczne oddychanie? To zaczynaj – poinstruowałam go, dobrze wiedząc, że jak każdy Mędrzec potrafi udzielać pierwszej pomocy. Czary mają paskudny zwyczaj działania nie do końca tak, jak byśmy chcieli, a posługiwanie się magią leczniczą, gdy nie zna się przyczyny wypadku, może wyrządzić więcej złego niż dobrego. – Ktoś już dzwonił po karetkę? – spytałam.

Mroczna Bohaterka x CamrenWhere stories live. Discover now