Osiem

667 76 14
                                    

Camila

Nie wiedziałam, dokąd prowadzą mnie nogi. Zgubiłam się w labiryncie korytarzy, a z każdym krokiem wzrastał mój podziw i trwoga. Dwór nie był przyjemnym miejscem, brakowało w nim okien, a światło pochodziło z gazowych lamp przypominających pochodnie albo z punktowców oświetlających niszę z obrazem czy starożytną amforą. Dwór nie był przyjemny, ale z całą pewnością okazały. Wszystkie ściany pokryto boazerią, a posadzki lśniły czystością i widziałam w nich własne odbicie. Wszędzie panował chłód, a jeśli przystanęłam gdzieś zbyt długo, miałam wrażenie, że stoję w śnieżnej zaspie w samych skarpetkach. Próbowałam otworzyć okna, na które trafiałam, ale wszystkie były zamknięte na amen albo zbyt ciężkie, bym zdołała je unieść. Mimo to udało mi się uporać z jednym z nich, ale gdy przez nie wyjrzałam, okazało się, że jestem prawdopodobnie na ostatnim piętrze, a ściana wokół jest całkiem gładka. Odechciało mi się ucieczki.

Trafiłam na kolejne schody i wspięłam się po nich jeszcze wyżej. Górne piętra dworu wydawały się całkiem opustoszałe, co wzmogło tylko mój niepokój. Otwierałam drzwi do pustych pokoi, na ogół bez okien, a tych kilka, które znalazłam, wychodziło na las, za którym ujrzałam morze – cienki błękitny paseczek wciśnięty między korony drzew a srebrzyste niebo.

Nagle skończyła się boazeria i znalazłam się w pomalowanym na biało korytarzu oświetlonym – zupełnie inaczej niż reszta domu – jasnym sztucznym światłem.

– Przepraszam, panienko, nic panience nie jest? – Podskoczyłam na dźwięk tego głosu. – Panienka wybaczy, nie chciałam panienki przestraszyć. – Głos, ze wschodnio-londyńskim akcentem, należał do dziewczyny niewiele starszej ode mnie, sądząc po wyglądzie. Miała na sobie prostą czarną sukienkę, a na głowie czepek pokojówki. Spojrzałam z przerażeniem na okrągłą pyzatą twarz, rumiane policzki i myszowate włosy. Byłaby nawet ładna, gdyby nie bruzdy biegnące spod oczu do ust. Od ciężkiej pracy?

– Nic się nie stało, nic mi nie jest – odpowiedziałam, próbując bez powodzenia się uśmiechnąć.

– Musi być panienka tą dziewczyną, którą Jauregui przywieźli z Londynu? Camila, prawda?

Kiwnęłam głową.

– Ja mam na imię Annie – przedstawiła się i uśmiechnęła, odsłaniając dwa nieduże kły.

Spojrzałam na nie, a potem opuściłam wzrok.

– Pracujesz tutaj?

– Jestem jedną z pokojówek – odrzekła. – Na pewno nic panience nie jest? – zapytała.

Wzruszyłam ramionami.

– Chyba się zgubiłam.

– Pomogę panience. – Uśmiechnęła się i podniosła wiadro z mopem. – Niech panienka zejdzie na dół schodami dla służby, są na końcu tego korytarza. – Wskazała przeciwną stronę od tej, z której przyszłam. – Musi panienka zejść trzy piętra, a potem pójść głównym korytarzem, który prowadzi do wejścia. – Uśmiechnęła się po raz ostatni i zniknęła, zanim zdążyłam jej podziękować.

Rzeczywiście, na końcu korytarza trafiłam na wąskie kręte schody, które wiły się wokół środkowej kolumny i kończyły w szerokim korytarzu, od niego zaś odchodziły węższe.

Zatrzymałam się, patrząc w dół korytarza. Panująca w tym domu pustka sprawiała, że czułam się coraz bardziej samotna i opuszczona, i znów zdałam sobie boleśnie sprawę ze swego położenia. Gdzieś w mrocznych głębinach korytarza ujrzałam sylwetkę przygarbionego mężczyzny. Masował szyję i oddalał się szybkim krokiem.

Mroczna Bohaterka x CamrenWhere stories live. Discover now