Czterdzieści Cztery

846 72 11
                                    

Camila

Nie odpowiedziała. Przez jedną ciągnącą się w nieskończoność minutę staliśmy nieruchomo jak sparaliżowani, tylko pierś Lauren unosiła się i opadała. Przez jedną ciągnącą się w nieskończoność minutę słyszałam tylko tykanie zegara, którego wskazówki zbliżały się do północy. „Tik-tak". Przez jedną ciągnącą się w nieskończoność minutę miałam wrażenie, że powie „nie". Ale czułam jej powściągane siłą woli pożądanie, czułam je w jej oddechu i widziałam w jej oczach, zmieniających barwę ze szmaragdowej na czerwoną.

– Lauren, pragnę cię. Teraz. Zaraz. I nie powtórzę tego.

Nie odpowiedziała, jej usta zmiażdżyły mi wargi – wściekłe, nienasycone, pałające żądzą, której nie dało się z niczym porównać. Wpadłam na kontuar, uderzyłam boleśnie plecami o kant blatu, instynktownie oparłam się o niego dłońmi. Lauren napierała na mnie z całą bezwzględnością, wpychając mnie w marmur, lecz ja odwzajemniałam się tym samym, chłonąc jej wargi.

– Złamiesz mi kręgosłup – poskarżyłam się ze zbolałą miną, próbując uwolnić przyciśniętą rękę.

Oderwała się ode mnie i wymamrotała jakieś przeprosiny, a ja mogłam odetchnąć i pomasować obolały nadgarstek. Zachichotałam, pozwalając ustąpić pożądaniu, dając nam obojgu chwilę niepewności. Lecz ta zaraz się skończyła, gdy odgarnęła kosmyk włosów z moich oczu i wsunęła mi go za ucho. To nadzwyczaj delikatne muśnięcie sprawiło, że poczułam szczypanie w samych koniuszkach palców i przestałam mieć jakiekolwiek wątpliwości.

„Chcę tego. Mam na to ostatnią szansę. Bo od jutrzejszego południa... już koniec".

– Przepraszam. Zapominam, że nie jesteś zbudowana jak my...

Zachichotałam nerwowo.

– Nikt nie jest przystosowany do rozbijania się o marmur.

Uśmiechnęła się lekko.

– Więc postarajmy się... – położyła dłoń na moim biodrze – ...jakoś się z tym uporać. – Podniosła mnie i posadziła ostrożnie na blacie, po czym znów przywarła do mnie ustami. Gdzieś z tyłu głowy odnotowałam metaliczny posmak krwi na jej wargach.

Przesunęła językiem po mojej dolnej wardze, błagając, bym ją wpuściła, co uczyniłam z ochotą. Dotknęłam koniuszkiem języka jej ostrych jak kolce róży, lekko zakrzywionych kłów. Jęknęła tęsknie, opanowując z ledwością pożądanie. Poczułam ból, kiedy przygryzła mi wargi, i odsunęłam się. Lauren uśmiechnęła się lekko i położyła mnie na marmurowym blacie. Wskoczyła na niego zwinnie jak kot i usiadła na mnie. Czułam siłę jej mięśni nawet przez koszulkę. Walczyłam ze sobą,

by jej nie rozedrzeć, by dotknąć dłońmi napiętej skóry.

Zatrzymała się w połowie drogi do moich ust. Pragnienie, pożądanie, żądza – tłumiłam je w sobie nazbyt długo. Łomotało mi serce, kręciło mi się w głowie, byłam jak mała dziewczynka wpatrująca się w oczy pierwszej miłości. I czułam również olbrzymią satysfakcję: całowałam Lauren, a w tych pocałunkach nie było udawanej wzniosłości, podniebnego zachwytu, jaki przeżywałam z Shawnem... nie... to było o wiele prawdziwsze. Tamto sprawiało, że czułam się jak pojmana zwierzyna, że traciłam kontrolę nad wszelką racjonalną myślą. To było racjonalne. Sama tego chciałam.

Spojrzałam w jej oczy – szmaragdowe, nakrapiane czerwienią, zmagające się z pożądaniem na tak wielu poziomach. Ona też patrzyła w moje oczy – brązowe, brązowe jak zawsze.

Pochyliła się, myślałam, że znów mnie pocałuje, lecz ona musnęła wargami moje ucho i wyszeptała:

– Ufasz mi?

Mroczna Bohaterka x CamrenWhere stories live. Discover now