Pięćdziesiąt Siedem

698 67 4
                                    

Wstawiam jeszcze dzisiaj z dwóch przyczyn:

Po pierwsze jestem ciekawa waszej reakcji, a po drugie mam turniej w Fifę i mogę nie wstawić rozdziału ;) Więc dzięki Fifie wstawiam dzisiaj :P 

********************************************************************************************


Camila

Krew kapała na żwir.

Przymknęłam oczy i opuściłam głowę. Wykręcone za plecami ręce nie bolały mnie już tak bardzo, ale tylko dlatego, że straciłam w nich czucie. Ostrze sztyletu pod brodą wydało mi się cieplejsze. Widziałam pojedynczą kroplę potu – mojego potu – spływającą po klindze i zatrzymującą się na jej końcu jak łza, jak kropla deszczu na liściu, która czeka, by spaść. Ta kropla nie mogła czekać zbyt długo i spadła, mieszając się z kałużą krwi.

Byłam zbyt przerażona, aby unieść głowę. Nie chciałam ujrzeć oblicza Lauren.

– Czy zaprzeczysz? – warknął król, a wokół rozległy się jadowite szepty rady i służby, choć rodzina królewska milczała.

Ostrze sztyletu znowu wbiło się mocniej w szyję, uniosłam oczy, wiedząc, że wyczytają w nich winę, i pokręciłam głową.

– Nie-e? – zapytał król niemal łamiącym się głosem. – Nie? Okłamywałaś mnie i całe królestwo tak długo i nawet nie chcesz temu zaprzeczyć?

Nie zwracałam uwagi na te słowa. Wbiłam wzrok w Lauren. W jej oczy. Czarne. Ale nie tylko czarne – roziskrzone. Po jej policzkach, tak jak po moich, spływały łzy.

„Płacze".

Otworzyłam usta i przełknęłam ślinę.

– Przepraszam – szepnęłam. – Przepraszam.

Wiatr targał jej włosy. Uniosła dumnie głowę, ukazując szyję i mocno naciągniętą skórę na gardle. Wpatrywała się w niebo, a ja powędrowałam za jej wzrokiem ku dwóm krążącym nad naszymi głowami krukom, które opadały coraz niżej, kracząc raz po raz.

Opuściłam wzrok na Lauren, a ona odwróciła głowę. Nie ocierała łez, nawet nie starała się ich ukryć, spływały jej po policzkach i skapywały z brody prosto na kamienne schody. Ale zaraz zabraknie jej łez, a mokre policzki obeschną...

Nie spojrzała na mnie. Moje łzy nie obeschną nigdy. Nie mogłam ich opanować. Nie płakałam nad tym, co uczynił mój ojciec, nie płakałam nad sobą – płakałam nad Lauren.

– Nie patrz na moją córkę! – warknął król, co zabrzmiało jak grom, który zagłuszył wszystkie jadowite poszepty. – Nie wolno ci!

Yaser pchnął mocno moją głowę w dół, z ust wypłynęła mi krew i ślina, wpatrywałam się w żwir, na którym klęczałam. Strach, prawdziwy strach wzbierał w mym sercu, gdy poszepty zamieniły się we wrzawę, a wrzawa w zgiełk. Ale nawet to nie zagłuszyło łomotu mojego serca.

Zdobyłam się na odwagę i zapytałam:

– Zatem na kogo wolno mi patrzeć?

Nie usłyszałam odpowiedzi, a Malik chwycił mnie za włosy i pociągnął mi głowę do tyłu, odsłaniając szyję, lecz nie z dumą, ale z poniżeniem. Szarpnęłam się w jego mocnym uścisku, gdy sięgnął po medalion na piersi. Przytrzymał mnie i rozpiął łańcuszek. Wyjął wisiorek spod koszuli. Medalion otworzył się przypadkowo. Moja skóra bez niego stała się naga, obnażona. Brakowało mi na niej chłodu metalu. Szarpałam się, ale uścisk był mocny, więc dałam za wygraną, uznając, że opór nie ma sensu. Yaser był sto razy silniejszy ode mnie, a przede mną stał spragniony krwi dwór. Jeden niewłaściwy gest, jedno niewłaściwe słowo i ostrze sztyletu przebije mi szyję.

Mroczna Bohaterka x CamrenWhere stories live. Discover now