Jesienna Róża

460 34 18
                                    

PROLOG

Od zawsze, tak sądzę, wiedziałam, że nie jestem jak inni;                                                                               że przeznaczenie moje wykuto w kamieniu i że pewnego dnia                                                                         przyjdzie mi zasiąść na zimnym jak lód tronie – symbolu tego,                                                                      kim jestem. A jestem bóstwem pośród mego rodzaju.                                                                              Bóstwem pośród wielu.

Byłam nieprzytomna. Znów wołałam ją po imieniu w języku znanym mi równie dobrze jak trawa wokół i cień rzucany na ścieżkę przez wysoki kamienny budynek. Strugi łez płynęły mi po policzkach, gdy z trudem wspinałam się po schodach, cały czas słysząc stłumione, niewyraźne słowa dobiegające zza zamkniętych drzwi. Mój płacz wzmagał się jak nurt pobliskiego strumienia po zimowych ulewach. Toporne, wyczyszczone na błysk szkolne pantofle zaskrzypiały żałośnie na posadzce, gdy przez podwójne drzwi wtargnęłam do środka, żeby ujrzeć po tysiąckroć widziany obraz: setki zwracających się w moją stronę twarzy, a zaraz potem – czerń. Bez tchu, choć był to sen, czekałam, aż scena rozegra się w ten sam co za każdym razem sposób. Stało się jednak inaczej: nie obudziłam się jak zawsze w wilgotnej pościeli, zlana zimnym potem, z policzkami mokrymi od łez. Zamiast tego roztoczyła się wokół mnie nowa scena. Oto wyrasta przede mną wysoka statua, blady w odcieniu bruk i woda w dwóch jednakowych fontannach skrzą się blaskiem promieni słonecznych. Wtem, jak gdyby ktoś włączył przewijanie na podglądzie, wszystko przyspiesza. Przyglądam się unieruchomiona, jak setki zakutych w garnitury mężczyzn i turystów z aparatami pędzą z jednej strony placu na drugą. Chmury żeglują po szarym, kipiącym oceanie nieba, a plac wraz z przechodzeniem dnia w noc pogrąża się w ciemnościach. Nelson rozbłyska jasno na swojej kolumnie. Wokół z każdą chwilą ubywa przechodniów. Aż wreszcie życie na Trafalgar Square zanika. Ostatnim jego znakiem są teraz siedząca samotnie dziewczyna i kilka gołębi. Obraz zwalnia. Zbliżenie na dziewczynę. Jej twarz okalają ciemne włosy. Ma na sobie lekko rozchylony na dekolcie czarny płaszcz, spod którego wystaje na dole rąbek czarnej spódnicy. Dziewczyna co kilka minut poprawia ją, ciągnąc w dół. Wygląda na opaloną. Najbardziej niezwykły element całego jej wyglądu to jednak oczy, oczy o brązowym odcieniu, lśniące dziwnym odcieniem ponad wyświetlaczem przyciśniętego do ucha telefonu komórkowego. Wsuwa komórkę do kieszeni i przesiada się na jedną z kamiennych ław pod okalającym plac szpalerem drzew. Po minucie podrywa się spięta i zaniepokojona. Scena urywa się raptownie, ustępując miejsca kolejnej. Ciemna, krzepnąca czerwona ciecz rozlewa się po ziemi i jak wino barwi wodę w fontannach. Wokół stosy ciał. Z odrazą patrzę, jak z ich szyj uchodzi życie i energia. Uchodzi, by rozlać się po ulicach miasta, które znam i kocham, miasta, z którego mnie wyrwano. Bolesny powrót świadomości – usiadłam w łóżku i sięgnęłam po budzik, chcąc sprawdzić, która godzina. Zdziwiłam się, widząc, że ledwie minęła pierwsza w nocy. Spocona chciwie wdychałam powietrze, oświetlając światłem cyferblatu ciemny pokój. Nikogo w nim nie było, ale ja za każdym mrugnięciem widziałam krew, zwłoki i brązowe oczy. Jęknąwszy na wspomnienie odciśniętych w moim umyśle obrazów, wzięłam do ręki długopis i sięgnęłam do wiszącego nad łóżkiem kalendarza. Skreśliłam rozpoczynający się dzień – kolejny dzień błyskawicznie dobiegającychkońca wakacji, 31 lipca.    

***********************************************************************************************

Miłego czytania :) 

Wybaczcie za zdjęcie, ale nie mogłam znaleźć Camili w lepszej jakości, więc musiałam coś wymyślić :/ :( 

Wolałam wstawić to niż odrzucający widok na Trafalgar Square :) 

Mroczna Bohaterka x CamrenWhere stories live. Discover now