Czterdzieści Dwa

653 70 8
                                    

Camila

„Znowu zniknęła".

Opadłam bezwładnie na siedzenie, na którym jeszcze przed chwilą była Lauren, i podniosłam się na łokciach, czekając, aż karuzela zwolni. Bolała mnie zesztywniała szyja i było mi bardzo, bardzo niedobrze. Zakaszlałam, chciało mi się pić. Zamknęłam oczy i ukryłam twarz w dłoniach, czekając na koniec jazdy, żałując, że w ogóle się na nią zdecydowałam.

W końcu świat się zatrzymał, wzięłam głęboki oddech i wstałam. Wyszłam z filiżanki z bolącą głową i zamglonym wzrokiem. Głęboki dekolt bluzki przykuwał uwagę mężczyzn. Zapięłam się pospiesznie.

Rozejrzałam się wokół. Zrobiło się już całkiem ciemno, a jedynymi ludźmi w okolicy byli faceci od karuzeli oraz ci, którzy z niej wysiedli. Doszłam do wniosku, że Lauren nie mogła daleko uciec, i zaczęłam jej szukać za należącymi do obsługi wesołego miasteczka przyczepami campingowymi.

Nagle usłyszałam jakiś przytłumiony jęk. Obeszłam jeden z wozów. Jęki się nasiliły, a oprócz nich do moich uszu dotarło coś w rodzaju cichego siorbania. Zwolniłam kroku i pochyliłam się. W kącie między dwoma wozami, osłoniętym skrzyniami, ujrzałam jakiś kształt. Kiedy mój wzrok przywykł do ciemności, odsunęłam spod nóg jakiś karton i nagle poczułam ucisk w gardle.

Lauren trzymała w ramionach jakąś dziewczynę. Miała podarte ubranie i poprzecinaną skórę. Była śniada, ale siniała z każdą chwilą, a jej oczy traciły blask. Tylko jej szyja miała normalną barwę, a z żyły na niej wypływała jasnoczerwona krew.

„Umarła".

Wyprostowała się, wypuściła bezwładne ciało z rąk. Upadło na udeptaną, błotnistą ziemię. Odwracała się ku mnie powoli. Po brodzie spływała jej krew, a jej policzki i szyję barwiły ślady szminki. Już wiedziałam, jak złowiła dziewczynę.

Przełknęłam ślinę i zmusiłam się do zaczerpnięcia tchu. „Wdech i wydech... Wdech i wydech..."

– D... dlaczego...? – wykrztusiłam. Nie mogłam się wycofać, ale nie chciałam też zbliżyć się do niej choćby o krok. Jej krwistoczerwone oczy stały się szkarłatne, potem różowe, a w końcu mętne i szare, zupełnie jak skóra tej dziewczyny. Okrwawionym kłem przygryzała wargę.

Spojrzała na nią mimochodem.

– Miała na imię Joanna.

– Wiesz, jak miała na imię? – szepnęłam z niedowierzaniem, nie mogąc oderwać oczu od okaleczonego ciała, które leżało twarzą w błocie. Kiwnęła głową, wciąż przygryzając wargi. Były różowe, a w kącikach jej ust krzepła krew.

– Jest ci z tym lepiej? Powiedz!

– Tak jakby. – Pochyliła się i przewróciła martwe ciało na plecy. Naciągnęła jej sukienkę na odsłonięte uda, kciukami zamknęła jej powieki nad wytrzeszczonymi z przerażeniem oczyma. – Czy tak jest lepiej?

Skrzywiłam się z odrazą, krew na jej ustach już niemal zakrzepła, zmieniając kolor na brunatny.

– Nie możesz chodzić po mieście i mordować ludzi!

Usłyszałam jej gardłowy warkot.

– Jestem wampirem, dziewczynko. Muszę zabijać, żeby jeść. Wolałam zabić ją niż ciebie.

Wciągnęłam gwałtownie powietrze i spojrzałam na nią.

– Co?

Nie odpowiedziała od razu, dyszała ciężko.

Mroczna Bohaterka x CamrenWhere stories live. Discover now