Dziewięć

599 75 0
                                    

Camila

– A co powiesz na to? – paplała Ashley, zdejmując rzeczy z wieszaków w gigantycznej garderobie i rzucając je w ramiona oczekującej posłusznie pokojówki, Annie. – To chyba w twoim stylu.

Trzymała w rękach czarną spódniczkę szerokości paska i przyłożyła ją sobie do brzucha. Spódniczka nie była nawet mini... była mikro!

– Ta krótka sukienka, którą miałam na sobie... to nie jest mój codzienny strój.

Mruknęła coś z niedowierzaniem i dorzuciła spódniczkę do sterty ubrań w ramionach Annie. Przestąpiłam z nogi na nogę i oparłam się o jedno z luster.

– Posłuchaj, Ashley, naprawdę nie musisz mi pożyczać tylu rzeczy. Ja...

Przerwała mi:

– Camila, wiem, że bierzesz nas wszystkich za morderców, ale staramy się żyć w zgodzie z pewnymi standardami, w tym standardami higieny, do których należy zmienianie bielizny. Więc dopóki tu jesteś, postępuj zgodnie z obowiązującymi w tym domu zasadami. – Obrzuciła mnie groźnym spojrzeniem, więc zamknęłam usta. Z czymś takim nie da się dyskutować.

Ashley wróciła do wybierania ubrań – które, jak twierdziła, były całkiem nowe i nigdy nienoszone – a ja wróciłam myślami do sceny, która rozegrała się wczoraj. Myśl o Lauren nie dawała mi spokoju, a tamto wspomnienie wracało do mnie jak melodia ze zdartej płyty. Dręczyło mnie. Nikomu o tym nie powiedziałam. Nie miałam takiego zamiaru. Nie wynikało to z troski o Lauren, ale z troski o siebie – chciałam uniknąć dalszego poniżenia. Musiałam zachować to w tajemnicy.

– Ziemia nadaje do Camili! – Usłyszałam poirytowany głos. – Powiedziałam, że masz przymierzyć ubrania. Jesteś tęższa ode mnie i chcę wiedzieć, czy będą na ciebie pasowały. – Wepchnęła mnie do łazienki, a Annie podawała mi rzeczy jedną po drugiej.

Kiedy wyszłam, Ashley piła ze szklanki jakiś czerwony płyn, który zalatywał lekko alkoholem.

– Wszystko pasuje? – spytała, odwracając się w moją stronę. Kiwnęłam głową. – Wódka z krwią – wyjaśniła, widząc, że przyglądam się podejrzliwie drinkowi. – Bardzo pomaga na sen, o ile przyjąć, że wampiry w ogóle zasypiają. – Osuszyła szklankę do dna i podała ją Annie. – Przynieś mi jeszcze jedną. Cholernie boli mnie głowa. – Annie dygnęła, choć na jej twarzy malował się ledwo skrywany niesmak. Ashley udała, że tego nie zauważa.

Zaczęłam zbierać ubrania, a Ashley rozpoczęła przemowę:

– Gdyby ktoś zapytał mnie o zdanie, stwierdziłabym, że znacznie prościej byłoby kupić ci nowe rzeczy, bo zostaniesz tutaj na dłużej. Ale Lauren uważa, że na to nie zasługujesz. – Zacisnęłam dłonie na ciuchach, które miałam w ręku. – Bez urazy, rzecz jasna – dodała, zerkając na mnie spod oka.

Nie poczułam się dotknięta lekceważeniem okazywanym mi przez Lauren (wolałam nie wypowiadać się i nie myśleć o niej w jej obecności), lecz pewnością Ashley, że spędzę tu resztę życia. Mimo to kiwnęłam głową, udając, że nic się nie stało.

– Więc i wampiry miewają ból głowy – zmieniłam temat. – Myślałam, że nie chorujecie.

Roześmiała się.

– Też coś! Bolą nas głowy, żołądki, gardła i wszystko inne, choć rzeczywiście nie zapadamy na poważne choroby. I na szczęście dla takich jak moja siostra, nie zapadamy na choroby przenoszone drogą płciową. Ale i tak musimy uważać. Używać prezerwatyw itede. – Zaczerwieniłam się, starając się o tym nie myśleć. Wkroczyła do sypialni, a ja podeszłam do drzwi z ubraniami na ręku.

– Hej, gdzie się tak spieszysz? – zapytała z uśmiechem. – Nudzi mi się z tymi idiotami. Potrzebuję od czasu do czasu porozmawiać z dziewczyną. Z Dinah nie da się rozmawiać. Jest za młoda, i niektórych rzeczy nie rozumie – Poklepała dłonią siedzisko kremowej sofy, stojącej w kącie pokoju. Po krótkim wahaniu usiadłam przy niej ze stertą ubrań na kolanach. Zapadło niezręczne milczenie, które przerwałam, pytając:

– Czy pozostali też tutaj mieszkają?

– Shawn, Ally i ta reszta? Tak. To ich drugi dom – odrzekła.

– Dlaczego? – spytałam ostrożnie.

– Och, razem polują, kopią tyłki pogromcom wampirów i tak dalej. Spędzają wspólnie czas.

– No tak – odpowiedziałam, udając, że to, co usłyszałam, brzmi całkiem normalnie. Miałam więcej pytań, ale wolałam ich nie zadawać. Muszę zachować ostrożność, jeśli chcę tutaj przeżyć.

Wróciłam do siebie i skuliłam się na parapecie z kolanami pod brodą. Znów padało, prawdziwe lato nadeszło i dobiegło końca w czerwcu. Kleiły mi się oczy, więc skierowałam się w stronę łóżka. Nie miałam siły się rozebrać, zdjęłam tylko pantofle i wsunęłam się pod kołdrę. Nie zdążyłam jednak zamknąć oczu, gdy rozległ się głośny łomot, który brzmiał tak, jakby wydobywał się ze ściany. Potem następny – usiadłam wyprostowana. Rozejrzałam się zalękniona po pogrążonym w półmroku pokoju. Byłam pewna, że łoskot dobiega z przeciwka, z garderoby. Zacisnęłam palce na kołdrze.

Zapadła cisza. Zdobyłam się na odwagę i wstałam z łóżka, żeby sprawdzić, co się dzieje. Wzięłam głęboki oddech, otworzyłam drzwi i jednym szybkim ruchem zapaliłam światło, nie chcąc rozglądać się po ciemku. W garderobie nikogo nie było. Serce przestało mi łomotać. Ruszyłam po wykładzinie tłumiącej odgłos kroków, gdy nagle... łups!

Odskoczyłam przerażona, gdy zdałam sobie sprawę, że łoskot brzmi jak zatrzaskiwane drzwi albo meble rzucane o ścianę w sąsiednim pokoju, należącym do Lauren. A potem usłyszałam kobiecy głos. Zaczerwieniłam się jak burak.

– Och, Lauren... – dyszała. – Jesteś taka okrutna...

Wycofywałamsię z garderoby przy wtórze jęków, których nie chciałam słyszeć. Wskoczyłam dołóżka i przykryłam głowę poduszką. Nic to nie pomogło. Leżałam z otwartymiszeroko oczyma, jakby ktoś podparł mi powieki zapałkami, i bezsilnie musiałamsłuchać odgłosów tego, co robili tam bez końca.    

Mroczna Bohaterka x CamrenWhere stories live. Discover now