Trzynaście

646 68 2
                                    

Camila

Mijały godziny i dni – wszystkie podobne do siebie i wszystkie mało ważne. Marnotrawiłam czas, nie wydarzyło się nic godnego uwagi.

Przez całe dnie nie wychodziłam z pokoju, nie szukałam rozrywek. Od rozmowy telefonicznej z tatą minął dokładnie tydzień, a ja wciąż nie mogłam się z tym uporać. Miałam nadzieję, że może znów pozwolą mi zadzwonić do domu, ale szybko ją straciłam. Nikt się do mnie nie odzywał, a jeśli, to przelotnie.

Za trzynaście dni będą moje urodziny. Skończę osiemnaście lat jako zakładniczka. Zacisnęłam pięści, czując dobrze znany ucisk w gardle i ukłucie w sercu.

Te najczarniejsze myśli przerwało stukanie do drzwi. Otarłam szybko oczy, żeby nie było widać śladów łez. Wstałam, a ten, kto pukał, wszedł bez pytania do środka. Ku memu wielkiemu zaskoczeniu nie był to Shawn – który jako jedyny interesował się moim losem – ale Chris.

Odchrząknął skrępowany, wyczuwałam niemal jego dyskomfort. A przede wszystkim swój. Przestąpiłam z nogi na nogę.

– Masz zejść na dół. Zaraz.

– Dlaczego?

Wychodząc, obrzucił mnie zniesmaczonym spojrzeniem – zapewne z powodu starej piżamy Ashley, w którą byłam ubrana.

– Masz dwie minuty – rzucił.

Zirytowały mnie te jego udawane dobre maniery, ale kiedy zamykał drzwi, byłam już w garderobie. Chwyciłam coś bardziej stosownego i przebrałam się.

Wyszłam z pokoju, zastanawiając się, o co chodzi. Nie posyłano po mnie przez piętnaście minionych dni, a z całą pewnością nigdy nie wysyłano do mnie Chrisa.

Najstarszy z rodzeństwa Jauregui był znacznie dojrzalszy od pozostałej piątki: miał tysiąc lat, jak mówił Shawn, ale z niezrozumiałych dla mnie powodów nie był następcą tronu. Była nim natomiast Lauren. Żoną Chrisa była nieco od niego młodsza Arabella, z którą miał dwie córki. Mieszkali w Rumunii, podobnie jak Liam i Mary. Przypuszczałam, że ich wizyta ma jakiś związek z moją tu obecnością.

Kiedy stanęłam u szczytu schodów, w foyer panowała gorączkowa krzątanina. Wyglądało to tak, jakby zbiegli się tam wszyscy mieszkańcy domu ubrani w długie czarne peleryny, włącznie z małą Taylor. Między Jauregui kręciła się służba, rozdając jakieś przedmioty, kłaniając się i biegnąc do innych obowiązków. Zauważyłam Annie, która uśmiechnęła się do mnie niezauważenie.

– Przypomina to wymarsz wielkiej armii – powitał mnie Shawn, stając u mego boku i krzywiąc się na widok sprzeczających się o coś młodych Jauregui. W przeciwieństwie do pozostałych nie miał na sobie peleryny.

– Co się dzieje? – zapytałam, wychylając się przez poręcz.

Znów się skrzywił.

– Łowy.

Zamknęłam usta i przełknęłam boleśnie ślinę, zdając sobie sprawę, co kryło się za „dobrymi manierami" Chrisa.

– Jakie łowy...? – zapytałam.

Obrzucił mnie spojrzeniem mówiącym: „Jakbyś nie wiedziała...".

Zamknęłam oczy.

– Ale co ja mam z tym wspólnego?

– Nie będzie ich przez cały weekend, a ja mam cię pilnować.

Na dole Lauren kłóciła się z Dinah; nie przejmowały się ani pozostałymi, ani tym, co będą robić.

Mroczna Bohaterka x CamrenWhere stories live. Discover now